Deptak na ul. Ogarnej – jej krótkim fragmencie, po raz pierwszy zaistniał w ubiegłym roku. Miał ożywić tę nieco szarawą ulicę, a tymczasem stał się żyłą… żyłą złota.

Strażnicy Miejscy na ul. Ogarnej

Na ulicy Ogarnej bywam bardzo często. To absolutnie magiczna ulica. Nie wiem, czy w całym Gdańsku znalazłabym miejsce, gdzie zagęszczenie Strażników Miejskich na metr kwadratowy jest tak imponujące. Na obecność panów strażników (a i panie, owszem) mogę liczyć zawsze, dzięki czemu moje poczucie bezpieczeństwa mieści się w górnych granicach normy. Jednak w sezonie letnim, kiedy początkowy fragment ul. Ogarnej zamieniany jest w deptak, „gorączka złota” odbiera Strażnikom rozsądek, a mój niepokój wzrasta.

Czymże jest deptak? Jest strefą całkowicie lub częściowo wyłączoną z ruchu kołowego, oddaną do dyspozycji pieszych. Czego oczekuję od Strażników? Otóż tego, żebym na owym deptaku mogła się czuć bezpiecznie, żebym była pewna, że żaden roztrzepany bądź lekceważący znak zakazu wszelkiego ruchu kierowca, nie będzie dla mnie zagrożeniem. Tak sobie wyobrażam rolę Strażnika – mojego Miejskiego Anioła Stróża. Tymczasem, owi panowie (i panie), zamiast przed wjazdem na ul. Ogarną kierować zbłąkanych kierowców na właściwy objazd, polują na nich, a raczej ich portfele, na końcu nieszczęsnego deptaka. A gra jest warta przysłowiowej świeczki. Według taryfikatora przejażdżka w strefie wyłączonego ruchu kosztuje od 50 do 500 zł. Polowanie na naiwnych/nieuważnych kierowców jest więc dla Straży Miejskiej żyłą złota. Z pewnością pilnowanie mojego zdrowia/życia nie jest tak intratnym zajęciem. Być może jest jakieś logiczne wytłumaczenie postępowania Strażników Miejskich, ale ja go nie znajduję…

Szanuję zawód Strażnika Miejskiego. Drażni mnie, kiedy każdemu z nich przyklejana jest łatka lenia i cwaniaczka; kiedy wzorem kibiców i kiboli, wszyscy jednoznacznie są potępiani. Wielokrotnie się przekonałam, że w Straży Miejskiej pracują sympatyczni, uśmiechnięci i życzliwi ludzie. Niestety, sytuacja panująca na deptaku ul. Ogarnej powoduje, że mój szacunek do Straży Miejskiej, czyli samorządowej umundurowanej formacji, stworzonej dla ochrony porządku publicznego, jest obecnie zerowy. Ogrom pretensji kieruję do komendantów Straży Miejskiej, którzy powinni pełnić służebną rolę w stosunku do mieszkańców. Ustalają wyzwalające nienawiść gdańszczan zasady funkcjonowania kierowanej przez siebie instytucji, a ta, o ironio, skupia się nie na nich (komendantach), lecz na Strażnikach Miejskich pracujących na ulicach.

Żyjemy w państwie demokratycznym, co nie oznacza, że każdy obywatel może robić co mu przyjdzie na myśl. Demokracja również nie oznacza, że instytucja powołana do pilnowania porządku publicznego i utrzymywana z pieniędzy podatników, ma prawo do traktowania tychże podatników z pominięciem godności ludzkiej, czym w moim odczuciu jest urządzanie złośliwego „polowania” na kierowców, nie tylko na ul. Ogarnej. W myśl Art. 12 Ustawy z dnia 29.08.1997r. o strażach gminnych D.U. Nr 123 poz. 779, warto przypomnieć komendantom, że w palecie narzędzi przeznaczonych do pilnowania porządku publicznego mają nie tylko mandaty, ale również pouczenia. O uśmiechu i zwykłej, ludzkiej życzliwości nie wspomnę, bowiem one nie przekładają się na brzęczące monety, które jak widać dla niektórych są priorytetowe.

Czy mój brak szacunku dla Straży Miejskiej jest nieodwracalny? Nie. Kiedy tylko zobaczę Strażników PRZED wjazdem na ul. Ogarną, ów szacunek natychmiast powróci…

Martwa ul. Ogarna

Na marginesie całej sprawy chcę zwrócić uwagę, że na znak zakazu ruchu (w oznaczonych godzinach), ustawiony przy wjeździe na ulicę, nie jest informacją dedykowaną pieszym, stąd o istnieniu deptaka wiedzą jedynie mieszkańcy ulicy, urzędnicy i Strażnicy Miejscy. Trudno więc się dziwić, że wspomniany deptak wciąż świeci pustkami, a nieliczni piesi poruszają się jedynie po chodnikach. Deptak miał być lekarstwem zaordynowanym przez urzędników na ożywienie tej części miasta, obawiam się jednak, że albo zaproponowana dawka jest niewłaściwa, albo po prostu lekarstwo źle dobrane… Ulica Ogarna jest wciąż martwa.

 

O Strażnikach Miejskich, którzy nie tylko wystawiają mandaty