Malarka Urszula Duszeńko, była asystentka prof. J. Studnickiego, mieszka na ul. Mariackiej ponad pół wieku. Nie wyobraża sobie życia w innym miejscu.

 

Organizatorzy Święta ulicy Mariackiej – „Mariacka pod Gwiazdami” zaproponowali byłym i dzisiejszym mieszkańcom ulicy Mariackiej spisanie wspomnień związanych z tą ulicą. Cały cykl nosi tytuł „Mieszkam na Mariackiej… mieszkałem na Frauengasse…”. Na apel odpowiedziała Urszula Duszeńko – malarka, była asystentka prof. J. Studnickiego i żona rzeźbiarza, który wyrzeźbił pomnik Marii Konopnickiej oraz współtworzył Pomnik Obrońców Wybrzeża na Westerplatte.

Na ul. Mariacką wprowadziliśmy się w 1959 roku. Wcześniej mieszkaliśmy we Wrzeszczu, a kiedy mąż zaczął pracę w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (dzisiaj Akademia Sztuk Pięknych), dostał mieszkanie przy ul. św. Ducha, obok sklepu monopolowego. Mieszkanie było urocze, ale dla nas za małe, toteż z radością przyjęliśmy propozycję jego zamiany ze znajomym grafikiem, dla którego pracownia na parterze ul. Mariackiej, o powierzchni 140 m2, stała się za duża i szukał mniejszego locum.

Mieszkanie nie nadawało się do natychmiastowego zamieszkania, ponieważ stały tu potężne maszyny graficzne, których fundamenty były zakotwiczone w piwnicy. Mąż jednak kochał takie wyzwania i przebudował dwa ogromne, wąskie hangary na piękne mieszkanie z antresolą i pracownię malarską dla mnie. Mieszkania na parterze, przeznaczone dla artystów, były bardzo wysokie, ze względu na specyfikę wykonywanej pracy, ale najczęściej były ciepłe, bo wyposażone w ogromną ilość grzejników.

Pamiętam, że kiedy po wprowadzeniu się wyjrzałam przez okno, nie było już tragicznie. Wcześniej całe Śródmieście było zniszczone aż do piwnic, a Mariacka to była jedna sterta cegieł.  Trzy, może cztery lata później, Miasto posadziło wzdłuż szeregu naszych kamienic, od strony ul. św Ducha, rząd gałązek. Dzieci je nieustannie niszczyły, nie sposób było im wytłumaczyć, że mają z tego wyrosnąć drzewa. Aż dziw bierze, że nam, dorosłym mieszkańcom, udało się jednak uchronić je przed ostatecznym zniszczeniem. Dzisiaj tworzą piękny zieleniec, który niestety może zostać zlikwidowany w związku z planem odtworzenia kamienic  w ciągu ul. św. Ducha. Aż żal serce ściska na myśl, że Miasto pozwala deweloperom tak niszczyć klimat stworzony po wojnie na terenie Głównego Miasta i jego zielone płuca.

W powojennych czasach osoba decydująca o zasiedlaniu  Śródmieścia, próbowała przeforsować pomysł stworzenia na ul. Mariackiej enklawy gdańskiej inteligencji. Niestety, zostało to uznane za niedemokratyczne, pomysłodawczyni straciła miejsce pracy, a niemal całe Główne Miasto zostało oddane robotnikom. Z czasem doszło do wymiany struktury mieszkańców i dzisiaj, w dużej części ulicę zamieszkuje inteligencja.

Integralną częścią naszego mieszkania było przedproże. Wychodziło się na nie z salonu. Spędzaliśmy tam czas tak, jak robili to dawni gdańszczanie. Popijaliśmy herbatę, przyjmowaliśmy gości, urządzaliśmy kameralne koncerty. Niestety, w którymś momencie władza powiedziała – STOP i zabrała nam przedproże. W jakim celu? Trudno powiedzieć. Efekt jest taki, że niedoinwestowane umierają w oczach, a turyści ze zdziwieniem je fotografują. Gdyby nam, mieszkańcom zostawili te przedproża zapewniam, że dzisiaj zupełnie inaczej by wyglądały.

Utkwiło mi w pamięci wydarzenie związane z dziecięcymi zabawami na naszej ulicy. Któregoś dnia, kiedy padał ulewny deszcz, a my przyjmowaliśmy w salonie gości (drzwi od przedproża były otwarte), usłyszeliśmy  śmiech i krzyki dobiegające z ulicy. Pobiegłam zobaczyć co się wydarzyło. We wszystkich oknach południowej pierzei stali nasi sąsiedzi i patrzyli na potężną, brudną kałużę, w której nasz czteroletni wówczas synek… uczył się pływać. Był przeszczęśliwy.

Mariacka jest dobrym miejscem do mieszkania. Owszem, zdarza się, że od świtu do późnej nocy ktoś nam tu pod oknami gra na jakimś instrumencie, albo, co gorzej, udaje, że gra, ale wbrew pozorom, w mieszkaniu jest cicho. Problemem natomiast jest mycie okien. Ponieważ są szalenie wysokie, samodzielne ich wyczyszczenie jest niemożliwe. Dawniej przyjeżdżały ekipy stawiające specjalne rusztowania, z których wykonywano usługę. Dzisiaj stosuje się drabiny i sprzęt na wysięgnikach.

Pracownie na ulicy Mariackiej, w wysokich parterach kamienic, artyści otrzymywali za darmo. Z czasem część z nich była zaaranżowana jako pracownia z mieszkaniem. Nasi goście z Zachodu, którzy niezmiernie rzadko tu przyjeżdżali, ale zdarzało się, dziwili się, że Miasto dało nam tak piękne lokum. Po latach była możliwość wykupienia tych lokali, z czego większość z nas oczywiście skorzystała.

Lubię to miejsce na ziemi, mieszkam tu ponad pół wieku, i nie wyobrażam sobie mieszkania w innym miejscu niż ulica Mariacka.

Wspomnienia Stanisława Michela 

………………………………………….

Święto ulicy Mariackiej