Opowieści o domach i ludziach związanych z ulicą Wajdeloty we Wrzeszczu ciąg dalszy…

Budynki po obu stronach skrzyżowania z dawną Hertastrasse, dzisiejszą Konrada Wallenroda, noszące numery 7 i 8, były początkowo własnością Adolfa Witta, organmistrza, znanego między innymi z przebudowy organów w Kaplicy św. Anny. Z czasem właścicielem kamienicy pod numerem 8 i sąsiedniej pod numerem 9 stał się Feliks Grzenkowski, prowadzący sklep kolonialny i delikatesy. Tamże (pod ósemką) mieściła się pralnia o dumnej nazwie „Berlińska” – własność pani Luise Palochowski. Najciekawszą jednak postacią związaną z domem przy Wajdeloty 8 jest z pewnością Otto Herdemertens. Rodzina Herdemertensów wprowadziła się na Marienstrasse około roku 1904. Początkowo mieszkali pod numerem 24, z czasem jej część przeniosła się pod numer 8. Tam właśnie mieszkał w latach 20. Otto Herdemertens, zwany mistrzem gdańskiej akwareli.
Urodził się w 1891 r. we Wrzeszczu, a sztuki malarskiej uczył się w gdańskiej Kunst- und Gewerbeschule. Malował chętnie miejskie pejzaże, ale równie często morskie wybrzeże, portretując plaże i życie rybaków znad Zatoki Gdańskiej i Mierzei Kurońskiej. Bardzo częstym motywem jego twórczości, zarówno z czasów gdańskich, jak i później, po opuszczeniu Miasta tuż przed końcem wojny, były gdańskiej zaułki i charakterystyczne obiekty architektoniczne. Zmarł w 1960 r. w Hamburgu. Jego prace były nie tak dawno obiektem wystawy w Domu Uphagena. Załączony obrazek pochodzi ze strony Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.

Po przeciwnej stronie ulicy, pod numerem 22a, oprócz przedsiębiorstwa Danziger Hozindustrie G.m.b.H., mieściły się siedziby dwóch interesujących firm. Pierwszą były biuro techniczne i warsztaty naprawcze gdańskich zakładów Siemensa, których centrala znajdowała się w Poznaniu, a gdański oddział zajmował się instalacjami niskiego i wysokiego napięcia.

Drugą była firma Motor-Sport braci Adalberta i Hansa Franzkowskich – generalny przedstawiciel motocyklowego potentata – amerykańskiej firmy Harley-Davidson. Tuż obok, pod numerem 22 znajdowała się restauracja Zur Marienhütte, a innym nawiązaniem do miana ulicy była nazwa sklepu chemicznego Mariendrogerie pod numerem 28.

Pod numerem 24, tam gdzie teraz znajduje się pizzeria Ósemka, znajdował się przez długie lata sklep mięsny rzeźnika o uroczym jak na jego profesję nazwisku Lagodni. Tuż obok, w kamienicy o numerze 25 mieszkał przez pewien czas Erich Volmar, historyk sztuki i architekt, ostatni konserwator zabytków Gdańska przed rokiem 1945. Urodzony w Gdańsku w 1887 r. studiował w Monachium i na Politechnice Gdańskiej, funkcję konserwatora objął w 1939 r. Wspólnie z profesorem Willim Drostem zainicjował i przeprowadził ogromną akcję dokumentacji gdańskich zabytków, a następnie, w obliczu zbliżającego się frontu, ich ewakuacji, dzięki czemu znaczna ich część ocalała. W Mieście pozostał do końca, oglądając koszmar Wielkanocy 1945 r., a kiedy stało się to możliwe, podjął współpracę z polskimi władzami konserwatorskimi, polegającą na zwożeniu do Gdańska ewakuowanych i ukrytych uprzednio dzieł sztuki i elementów wyposażenia gdańskich zabytków. W ten sposób wróciły, początkowo do składnic konserwatorskich, a następnie na swoje miejsce takie obiekty jak Piękna Madonna, Fontanna Neptuna, czy wspaniały wystrój Czerwonej Sali w Ratuszu Głównego Miasta. Mimo tych małych sukcesów nie wierzył w możliwość odbudowy rodzinnego Miasta, któremu poświęcił wiele lat życia zawodowego. Wyjechał z Gdańska w 1946 r. i przez pewien czas pracował jako konserwator zabytków w Berlinie, a następnie w Würzburgu, gdzie zmarł w 1975 r.

Miejscem wyjątkowo urokliwym jest okrągły plac u skrzyżowania ulicy Wajdeloty z ulicą Aldony, ze starym, częściowo zniszczonym przez burzę kasztanowcem. Obecnie pozbawiony nazwy, przed wojną nazywany był Marienplatz. Domy stojące wokół niego zaliczano, podobnie jak dzisiaj, do Marienstrasse.

W kamienicy pod numerem 4, tam gdzie obecnie zielenieje sklep z ziołami była kiedyś piekarnia. Należała najpierw do Friedricha Wichmanna, a później, w latach 30. i aż do końca wojny do Brunona Wilmsa. Sąsiedni dom, numer 5 był przed wojną własnością pani Olimpii Daniłow i Piotra Daniłowa, dawnego pułkownika armii carskiej. Oboje byli przedstawicielami około dwutysięcznej rosyjskiej mniejszości w Gdańsku, składającej się głównie z dawnej rosyjskiej inteligencji, środowisk urzędniczych, wojskowych i ziemiańskich, którzy opuścili ojczyznę, uchodząc przed bolszewickim terrorem. W II połowie lat 30. w kamienicy umieszczono także ośrodek pomocy społecznej NSDAP – wygodne (ale i sprawne) narzędzie pozyskiwania dla nazistów głosów biedniejącego społeczeństwa.

Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że dawny Marienplatz był również w pewnym sensie mikrokolonią ukraińską. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że składająca się ze studentów Politechniki Gdańskiej ukraińska mniejszość w Mieście liczyła około 100 osób, to 3% tej mniejszości mieszkało właśnie przy Marienplatz. Byli to studenci Oleksander Zgorlakiewycz, członek korporacji studenckiej Czernomorje (pod nr 2), oraz jego koledzy Mykoła Jarymowycz (nr 3) i Wołodymir Koczerkiewycz (nr 27). Sąsiadami tego ostatniego byli w latach 30. Maria i Kazimierz Wiłkomirscy, rodzeństwo słynnej Wandy Wiłkomirskiej, którzy przebywali w Gdańsku, gdzie pracowali jako nauczyciele muzyki i animatorzy polskiego życia muzycznego. Kazimierz pełnił w latach 1934-1939 stanowisko dyrektora konserwatorium Polskiej Macierzy Szkolnej w Gdańsku, w którym Maria uczyła muzyki.

Właścicielem kamienicy przy placu oznaczonej numerem 26 był Anastazy Wika-Czarnowski, dyrektor polskiego urzędu pocztowego nr 3 nad Martwą Wisłą, zwanego „Pocztą Zamorską”. Wśród lokatorów tego domu, znajdujemy w 1924 r. praktykanta pocztowego nazwiskiem Alfons Flisykowski. To późniejszy naczelnik Polskiego Urzędu Pocztowego nr 2 (na Dworcu Głównym) i obrońca Poczty Polskiej w 1939 r., po śmierci Konrada Guderskiego dowodzący obroną. Mimo, że udało mu się uciec z oblężonego budynku poczty tuż przed jej kapitulacją, został schwytany, a następnie rozstrzelany na Zaspie.

Jak widać z powyższej opowieści, ulica Wajdeloty jest nie tylko urodziwa, ale była w swojej z górą stuletniej historii miejscem zamieszkania wielu ciekawych ludzi. To jedna z nielicznych ulic, które mają własne stowarzyszenie. „Wspólnota Lokalna Wrzeszcz Wajdeloty” jest inicjatywą, która stawia sobie liczne zadania społeczne i kulturalne, a promuje swoją ulicę, urządzając m.in. „Święto Ulicy Wajdeloty”. Nasz iBedekerowy spacer po Dolnym Wrzeszczu został również zarejestrowany w aktualnościach prezentowanych na stronie stowarzyszenia.

Autor: Aleksander Masłowski

Ulica Wajdeloty cz. I