Uznawana za najładniejszą w Dolnym Wrzeszczu, ulica Wajdeloty, ma wprawdzie niezbyt długą i pozbawioną szczególnego dramatyzmu, ale jednak całkiem ciekawą historię. Oto opowieść o domach i ludziach z nią związanych. 

Zacząć wypada od nazw. Tej współczesnej i tej historycznej, obie bowiem sprawiają pewne trudności. Słyszy się czasem o ulicy „tej” Wajdeloty (podobnie jak o „Leczkowej”), co wskazuje, że świadomość znaczenia nazwy nie jest oczywista. Postać wajdeloty, litewsko-żmudzko-pruskiego wróża, wieszcza lub czarownika, wprowadził do polskiej kultury również wieszcz, Adam Mickiewicz, czyniąc jednym z bohaterów poematu „Konrad Wallenrod” Halbana, z zawodu właśnie wajdelotę. Cała zresztą południowa część Dolnego Wrzeszcza została po II wojnie światowej obdarzona nazwami ulic nawiązującymi do mickiewiczowsko-sienkiewiczowskiej narodowej mitologii.

Dawna nazwa ulicy brzmiała Marienstrasse. Niektórzy próbują tłumaczyć ją jako „Mariacka”, co im oczywiście wolno, aczkolwiek w przypadku ulic (tudzież kościołów) Mariackich chodzi zwykle o jedną, bardzo konkretną Marię, czy też, jak niektórzy wolą Maryję. Jeśli wierzyć opowieściom dawnych mieszkańców okolicy, Maria, której imię nadano dzisiejszej ulicy Wajdeloty była córką, a może żoną budowniczego pierwszych budynków wznoszonych w tym miejscu jeszcze w końcu XIX w., któremu, zgodnie ze starym zwyczajem, pozwolono nadać nazwę ulicy. Nie tylko tej ulicy, bowiem jej trzy przecznice – dzisiejsze Grażyny, Wallenroda i Aldony, otrzymały wówczas także imiona córek mistrza – nazwano je (licząc od zachodu) Elsen-, Hertha- i Luisenstrasse. Miało to miejsce około roku 1901.

Miejski charakter okolica zaczęła uzyskiwać na przełomie XIX i XX w. Jednak oglądając stare mapy możemy się bez trudu dopatrzeć drogi o przebiegu podobnym do dzisiejszej ul. Wajdeloty przynajmniej od początku wieku XIX, a zapewne i wcześniej. Była to droga łącząca posiadłość Kleinhammer – dzisiejsze Kuźniczki, z innym majątkiem o nazwie Brunshof, który nie doczekał się polskiej nazwy, chociaż próbuje się go określać jako „Brunów” lub „Brunowo”.

Najstarszym elementem zabudowy ulicy jest oczywiście stojący tuż przy niej dwór. Założenie dworskie w tym miejscu datuje się na II poł. XVIII w., choć istnieją uzasadnione przypuszczenia, że istniało wcześniej. Dwór który możemy dzisiaj oglądać jako siedzibę apteki i gabinetów lekarskich, pomalowany na efektowny, pomarańczowy kolor, klasycystyczny kształt zbliżony do dzisiejszego uzyskał w latach 20. XIX w. Był to efekt odbudowy ze zniszczeń okresu napoleońskiego. Wcześniejszy dwór, pochodził z roku 1763, a wzniesiony został za czasów Michaela Schmidta, który scalił w swoim ręku obie – wrzeszczańską i oliwską – części Kuźniczek i urządził wielką, wspaniałą posiadłość, która była przedmiotem zachwytu współczesnych, z Danielem Chodowieckim na czele. W wieku XIX majątek podupadał a kolejni właściciele zadłużali go coraz bardziej. Trwało to aż do 1871 r., kiedy to sporą część dawnej posiadłości bogatych mieszczan kupiła spółka Danziger Aktien Bierbrauerei, z zamiarem przeznaczenia jej pod budowę browaru. Dwór pod rządami piwnego przedsiębiorstwa dwór stał się lokalem gastronomicznym, a na górnych kondygnacjach urządzono mieszkania. Restauracja „Kleinhammer” była wraz z przylegającą do niej resztką dawnego parku miejscem, z którego chętnie korzystali głównie mieszkańcy Wrzeszcza. Często spotykała się tu coraz liczniejsza na tym przedmieściu Gdańska polska mniejszość, która nie ograniczała się jedynie do spotkań towarzysko-kulinarnych, organizując w pomieszczeniach restauracji występy, przedstawienia i koncerty. Spokojnie i kulturalnie było aż do lat 30. XX w. Wówczas pojawili się w okolicy także niemieccy nacjonaliści spod znaku swastyki, którzy równie chętnie urządzali tam swoje spotkania. Z czasem dwór stał się siedzibą oddziału NSDAP na rejon Dolnego Wrzeszcza, czyli, jak go wówczas określano „Wrzeszcza Północnego”.

Dwór przetrwał szczęśliwie wojnę, a po niej nadal był restauracją, noszącą nazwę „Lotos”. Sporych zniszczeń dokonano w dworze w latach 70., kiedy to podczas niezbyt udolnego „remontu” usunięto sporą część jego historycznego wystroju, nie niszcząc go na szczęście całkowicie. Od końca lat 70. dworem władał klub sportowy „Start”, za czasów którego przeprowadzono kolejny remont, tym razem pod bacznym okiem konserwatorów, a tuż za dworem wzniesiono pływalnię.

Właściwa zabudowa północnej strony ulicy Wajdeloty zaczyna się nieco na wschód od dworu. Wzrok przyciąga kamienica na rogu ulicy Grażyny oznaczona numerem 11. Pierwszym jej właścicielem był, jak można sądzić z treści ksiąg adresowych, Otto Richardi, architekt i przedsiębiorca budowlany, co widać po architektonicznej efektowności budynku. Nadano mu modny wówczas kształt eklektycznej mieszaniny rozmaitych stylów i form, z obowiązkową wieżą w narożniku i drugą, wieńczącą kalenicę dachu. Styl taki w naszej okolicy można by nazwać „sopockim”, a gdyby tę kamienicę postawić w Sopocie, nie wyróżniałaby się niczym szczególnym od swoich sąsiadek powstałych w tym samym okresie. W przyziemiu tego budynku jeszcze przed pierwszą wojną światową znajdowały się sklepy, z których jeden prawdopodobnie od początku oferował mięso i wędliny, drugi działał zapewne w branży piekarniczo-cukierniczej, bowiem wśród mieszkańców kamienicy pojawiają się na równi rzeźnicy i piekarze. Wśród tych ostatnich pojawia się ok. 1907 r. panowie Alexander i Paul Gdanitz (pisani również Gdanietz), których nazwisko każe podejrzewać, że należeli do którejś z gałęzi znanej i po dziś dzień obecnej w okolicy rodziny Gdańców. Od 1907 r. właścicielem kamienicy był mistrz malarski Pilz, którego wraz z nastaniem Wolnego Miasta zastąpił rzeźnik Robert Wohlgemuth, prowadzący sklep mięsno-wędliniarski aż do końca II wojny światowej.

W reklamach chwalił się tym, że był dostawcą produktów do kuchni Niemieckiego Domu Studenckiego Politechniki Gdańskiej, który znajdował się tam, gdzie później klub Kwadratowa. Tuż po wojnie, a właściwie jeszcze w jej trakcie, bo w kwietniu 1945 r. zdewastowaną piekarnię objął Stefan Paradowski, przed wojną cukiernik w legendarnej „Ziemiańskiej” w Warszawie. W ten sposób powstała najstarsza dziś wrzeszczańska cukiernia do dziś będąca w posiadaniu rodziny.

Ulica Wajdeloty cz. II

 

Autor: Aleksander Masłowski