Spacer po Gdyni. Mężczyzna przechodzący bladym świtem przez plac Kaszubski zatrzymał się przy rzeźbie przedstawiającej parę staruszków siedzących na ławce. Odłożył niesione torby i z szacunkiem uścisnął najpierw spiżowy palec staruszka, a potem rękę wyrzeźbionej obok kobiety. Uśmiechnął się, podniósł torby i ruszył dalej swoją drogą.

Staruszkowie na ławeczce

Staruszkowie na ławeczce

Nie on jeden osobisty kontakt z rzeźbą uważa za dobrą wróżbę. Z bliska widać, że te dwa elementy pomnika (palec i ręka) są wytarte od częstego ściskania.

A przecież rzeźba stoi tu zaledwie kilka lat. Dobre zwyczaje szybko się przyjmują.

Dlatego i ja uważam spiżową ławeczkę z uwiecznionymi na niej staruszkami za dobre miejsce na rozpoczęcie spaceru ulicą Świętojańską w Gdyni, która jest przedłużeniem placu Kaszubskiego w kierunku południowym.

Taki spacer to osobisty kontakt z mitem miasta Gdyni we wszystkich jego odsłonach, przedwojennej, powojennej i w wersji współczesnej. Pierwszej, gdy miasto to było oknem na świat II Rzeczpospolitej, symbolem jej siły gospodarczej zdolnej w ciągu niespełna piętnastu lat postawić od podstaw ponad stutysięczne miasto. Druga odsłona to Gdynia bogata marynarską zaradnością, handlowe zaplecze Trójmiasta napędzane baltonowskim dobrobytem. Kres temu położył wolny rynek, ale przysłowiowa gdyńska przedsiębiorczość oraz otwartość jest i współcześnie wykorzystywana do kreowania wizerunku miasta.

Wracając do figur staruszków, to nawiązują one do historii stojącej obok kamienicy Jakuba Scheibe, zwanej pierwszym gdyńskim drapaczem chmur (pięć pięter). Ma ona charakterystyczny wysoki narożnik na ostatniej kondygnacji. Ponoć zbudowany po to, żeby żona właściciela domu mogła wyglądać męża wracającego z morza. Ten właśnie budynek wskazuje szczęśliwy palec spiżowego staruszka.

Na tym spacerze napotkamy jeszcze dwie wyrzeźbione figury. Pierwszą kilkadziesiąt metrów dalej. To monument przedstawiający Antoniego Abrahama, wielkie chłopisko z nastroszonym wąsem i rękach jak cepy. Drugą figurę spotkamy na końcu spaceru.

Ulica Świętojańska jest sama w sobie swoistym pomnikiem. Ponieważ budowano ją bardzo szybko to stała się klinicznym przykładem panujących w okresie międzywojennym mód i stylów architektonicznych. Nie zdążyły tu się nawarstwić przebudowy i modernizacje typowe dla zabudów tworzących się ewolucyjnie, przez wieki. To pomnik międzywojennej myśli urbanistycznej i architektonicznej. Spacerując tu warto też pamiętać, że wiele z oglądanych kamienic budowano gdy dookoła rosło zboże i pasły się krowy, a ulica była wytyczona przy pomocy palików.

Na początku popatrzmy na pewien charakterystyczny szczegół. Otóż większość budynków ma najwyższe piętra „cofnięte” w stosunku do frontu. Wynikało to z obowiązujących podczas ich budowy przepisów, a wprowadzonych z obawy przed powstaniem ciemnych ulic – wąwozów. Z reguły już piąte piętro jest „wciągnięte” w głąb obrysu budynku.

Tu jeszcze trzy zdania na temat architektury. Można wymienić trzy podstawowe style w jakich budowano kamienice przy omawianej ulicy (jak i w całej przedwojennej Gdyni): historycyzm, funkcjonalizm i funkcjonalizm ekspresyjny. Ten pierwszy, najwcześniejszy, charakteryzują wysokie spadziste dachy, loggie, nawiązujące do architektury antycznej trójkątne frontony i pilastry. Funkcjonalizm to minimum ozdób, proste, geometryczne bryły. A funkcjonalizm ekspresyjny, zwany też funkcjonalizmem opływowym to jest to, co w gdyńskiej architekturze najlepsze: jasne fasady, zaokrąglone narożniki i balkony, nawiązujące do wystroju okrętowego.

I wszystko to mamy przy ulicy Świętojańskiej. I mówiąc szczerze niewiele więcej. Architektoniczny zegar tykał tu tylko 15 lat.

Po wojnie ulica Świętojańska zaczęła tracić charakter eleganckiej dzielnicy mieszkaniowej, ale aż do lat dziewięćdziesiątych razem z całym śródmieściem Gdyni utrzymywała charakter centrum handlowego i rozrywkowego. Wielu do dziś z sentymentem wspomina tamte czasy i takie przybytki jak Liliput, SIM, czy A-bar.

Ostatnimi czasy z handlu i wyszynku ulica przestawia się na gastronomię i banki. Pod tym względem oferuje bogactwo wcześniej nie spotykane. Nie sposób tu wymienić wszystkie lokale gastronomiczne, ani szczegółowo rodzajów oferowanej kuchni. Jest azjatycka (wietnamska, chińska), śródziemnomorska (włoska, grecka), typowo polska i mieszana, od smażalni, przez kawiarnię po wykwintną restaurację.

To samo można powiedzieć o oddziałach banków i różnych pośrednictwach kredytowych. Tyle, że banki mają trochę trudniej. W ocenie magistratu jest ich za dużo.

Za to dynamiczny rozwój na polu żywieniowym cieszy się przychylnością władz miasta, które gastronomią chcą się przeciwstawić zalewowi banków zajmujących każdy atrakcyjny lokal.

Zanim jednak zaczniemy jeść chciałbym zwrócić uwagę na kilka ciekawostek. Idąc w górę ulicy po lewej stronie miniemy kamienicę pod. nr. 9. Budynek ten o tyle interesujący, że w latach czterdziestych i pięćdziesiątych siedzibę tu miała Informacja Wojskowa, czyli wojskowa bezpieka. Jeszcze dwadzieścia lat temu na ścianach piwnic widniały napisy wyryte przez więźniów. Na pobliskim trawniku jest obelisk upamiętniający tamte ponure czasy. Potem rezydowało tam Społem. Obecnie kamienica wróciła do prawowitego właściciela.

Wyżej po prawej stronie zobaczymy dom jakby zupełnie z innej bajki, wyraźnie odbiegający od wielkomiejskiego stylu całej ulicy. Stoi przy skrzyżowaniu z ul. 10 lutego. To dom Jana Radtkego, pierwszego polskiego wójta Gdyni. Jednopiętrowy, budowany w stylu „szwajcarskim”, który obowiązywał gdy nasze miasto było tylko modną wsią letniskową.

Już za skrzyżowaniem, wśród krzewów, znajdziemy tablicę upamiętniająca Stefana Żeromskiego. Bywał ponoć w domu, który stał w tym miejscu i gościł u wójta Radtkego.

Jeśli ktoś szuka bardziej spersonalizowanych przykładów „gdyńskiego ducha”, to polecam kamienice mecenasa Leona Stankiewicza pod nr 53. W pięknie odrestaurowanej bramie można tam obejrzeć niezwykłą wystawę. Wiszą fotografie Gdyni sprzed lat i twórców tego budynku, a opisy i dokumenty przybliżają zwiedzającym historię miejsca. Takie małe prywatne muzeum. Czy trzeba lepszego przykładu lokalnego patriotyzmu i dumy z dzieła przodków?

Tak swoją drogą my, gdynianie, lubimy wszystko, co przydaje odrobiny patyny miastu. Taki drobny kompleks w stosunku do Gdańska i Sopotu.

Wspomniana wystawa towarzyszy ekskluzywnemu butikowi. Taki pomysł zaadaptowania bramy na elegancki, mały sklepik podchwyciło kilku innych kamieniczników.

Z historią pożegnamy się wraz ze skrzyżowaniem z al. Piłsudskiego. Ostatnie kilkaset metrów ulicy to jedno wielkie kretowisko pełne budowlanych maszyn. Powstaje węzeł drogowy Wzgórza św. Maksymiliana. Ma w przyszłości połączyć tę część miasta z Droga Różową.

Proponuję jednak te wykopy obejść i dojść do samego końca ulicy gdzie stoi figura św. Jana Nepomucena. Patrona ulicy, od którego wzięła ona swoją nazwę. Kapliczka stoi tuż przy torach kolejki SKM 1800 metrów w linii prostej i 23 metry w pionie od spiżowej ławeczki na której przysiadło dwoje staruszków.

Autor: Bogusław Pinkiewicz

Pisząc korzystałem z Ratusza, biuletynu Urzędu Miasta Gdyni 2 – 8 kwietnia oraz z „Na styku dwóch epok, Architektura gdyńskich kamienic” Maria J. Sołtysik wyd Alter Ego Gdynia 2003 r.