Osiedle przy ulicy Ojcowskiej to jedno z miejsc owianych ponurą, acz całkowicie pozbawioną podstaw legendą. Wieść gminna głosi, że w dwóch rzędach domów, ułożonych w charakterystyczny kształt podwójnej litery „S”, zamieszkiwali „za Niemca”… SS-mani.

ulica Ojcowska

ul. Ojcowska

Ulicę wytyczono na grzbiecie morenowego garbu ponad doliną Potoku Siedleckiego. Mimo, że znajduje się bardzo blisko historycznego centrum wsi Suchanino, od początku zaliczana była do Siedlec (Schidlitz). Przebieg drogi, będącej osią osiedla, wyznaczył kształt wzgórza, do którego architekt, Franz Tominski, dopasował obie pierzeje domów. Jak na gdańskie tradycje, i ówczesną praktykę budowlaną, projektując to założenie był Tominski nowatorem. Nie było przedtem w mieście tak długiego i do tego podwójnego ciągu zabudowy szeregowej.

Nowatorska ulica Ojcowska

Nowo wytyczoną ulicę poświęcono Adolfowi Damaschke (1865-1935), zasłużonemu, aczkolwiek żyjącemu jeszcze wówczas niemieckiemu pedagogowi, politykowi i reformatorowi stosunków agrarnych. Damaschke, jak na człowieka, któremu groziło życie urzędnika, był postacią stosunkowo barwną. Jako młody nauczyciel, zatrudniony w magistrackiej szkole w Berlinie, nie zamierzał realizować narzuconego programu, twierdząc, że podstawą pedagogiki powinna być „wolność nauczania”. Gdyby tak tylko uważał, gdyby nawet uczynił swoje lekcje bardziej „autorskimi”, być może jego kariera potoczyłaby się inaczej, niż się potoczyła. Młody i gniewny nie tylko otwarcie głosił swoje edukacyjno-anarchistyczne poglądy, ale pozwalał sobie nawet na ich publikowanie drukiem w gazetach. Jakby tego było mało, równie otwarcie krytykował swego chlebodawcę – berliński magistrat – za kompletny brak zrozumienia problemu prawidłowego kształtowania osobowości młodych ludzi. Nie pomagały upomnienia, nie pomogło przeniesienie służbowe do innej placówki. Dano mu jednak odejść z honorem. Ze publicznej edukacji zwolnił się „na własną prośbę”. Wspominał to jako wielką ofiarę jaką złożył na ołtarzu wolności. Postanowił zostać niezależnym pisarzem.

Jeszcze kiedy uprawiał niezbyt szczęśliwie zawód nauczycielski rozpoczął współpracę ze środowiskiem, które dzisiaj nazwalibyśmy „zielonymi”. Razem z nimi propagował zdrowy tryb życia, odpowiednią dla każdego dietę, ruch na świeżym powietrzu, medycynę naturalną, abstynencję i inne mądre sposoby na lepsze i szczęśliwsze życie zarówno jednostki, jak i całego społeczeństwa. Przez pewien czas redagował nawet organ ruchu reformatorskiego pod nazwą „Lekarz Naturalny” (Naturarzt). Prawdziwie jednak rozwinął skrzydła swojego nonkonformizmu i trybuna potrzeb zwykłych ludzi jako reformator rolny. Inspiracji dla swoich poglądów szukał w… Biblii. Twierdził, że ziemia, która przez Boga nie została człowiekowi dana na własność, a jedynie w używanie, nie powinna służyć interesom tych, którzy są jej właścicielami, a ludzkości jako takiej. Nie żądał jednak wywłaszczania posiadaczy ziemskich, ani zakładania kołchozów. Metodę na obrócenie płodów ziemi ku dobru ogółu widział w szczególnym opodatkowaniu dochodów z uprawy ziemi i obracaniu uzyskanych w ten sposób środków na cele społeczne.

ul. Ojcowska

Czasy były takie, że udało mu się znaleźć zwolenników. I to nie byle gdzie, bo w samym Reichstagu. Stronnictwo, nazywane „damaszkanami” doprowadziło do wprowadzenia przepisów, będących odzwierciedleniem idei swojego „proroka” do konstytucji tzw. „Republiki Weimarskiej”, czyli ówczesnych Niemiec. W ślad za zmianą konstytucji poszły rozwiązania ustawowe. Doszło nawet do wysunięcia kandydatury Damaschkego w pierwszych wyborach na urząd prezydenta republiki, które jednak przegrał. Przegrane wybory były końcem jego politycznej kariery. Polityczny radykalizm i tradycyjne zamiłowanie do swobody (odmawiał wstąpienia do którejkolwiek z partii) odebrały mu ostatecznie zwolenników, którzy, zmieniwszy punkt siedzenia, gremialnie zmieniali punkt widzenia. Przegraną na arenie wielkiej polityki zrekompensowała Damaschkemu wdzięczność tych wszystkich, którzy dzięki jego ideom i reformom, które inspirował mogli zamieszkać w skromnych, ale godziwych warunkach – mieszkańców setek osiedli socjalnych, które w ówczesnych Niemczech powstawały jak grzyby pod deszczu. W całym kraju jego imieniem nazywano ulice, place, parki i inne obiekty.

Echa idei i reform Adolfa Damaschkego dotarły też do Wolnego Miasta, które, nie chcąc pozostawać w tyle za miastami niemieckimi, również postanowiło uhonorować reformatora nazwą ulicy. Tak właśnie ulica na Siedlcach, przy której powstało osiedle odpowiadające dokładnie programowi poprawy bytu uboższej części społeczeństwa, który głosił Damaschke, otrzymała jego imię.

Dwa długie budynki, ustawione po obu stronach dwukrotnie lekko zagiętej ulicy, tworzyło 110 wąskich, szeregowych domków, składających się z pokoju z kuchnią na parterze, piwnicy i poddasza. Za każdym domkiem umieszczono wąziutki, dość długi ogródek. Budowa prowadzona była w latach 1929-1930. Najemcami domków byli w latach 30-tych niemalże sami robotnicy i rzemieślnicy, gdzieniegdzie przetykani urzędnikami, technikami, pracownikami biurowymi i muzykami. A co z SS-manami? Nawet w czasie wojny nie mieszkał przy Damaschkeweg żaden „zawodowy” SS-man. Nie można oczywiście wykluczyć członkostwa w tej niesławnej organizacji któregoś z lokatorów – tym niemniej legenda o podwójnym „S”, które miało nadać kształt osiedlu jest mitem wyssanym z palca.

Szczególnie śmieszne jest określenie, które słyszy się, lub czyta tu i tam, jakoby kształt dwóch rzędów domków miał odzwierciedlać charakterystyczne „runy” będące godłem SS. Ktoś kto tak twierdzi albo nie widział tego osiedla, albo nie widział nigdy ani runy S, ani żadnej innej. W kontekście oskarżeń o związki z ponurym, czarnym zakonem Himmlera niezwykle zabawnie wyglądają zdobiące fasady symbole, wśród których odnaleźć można ptaszki, kwiatki, rybki, koniki i inne, zupełnie nie kojarzące się z „rasą panów”, ani w ogóle z żadną rasą. Kształt obu ciągów budynków kojarzył się przedwojennym mieszkańcom Gdańska z czymś zupełnie innym, skoro osiedle nazywane było powszechnie „D-Zug”, który to skrót w polskiej terminologii kolejowej brzmiałby „poc. ex”.

Radykał i reformator ustąpił po wojnie miejsca małopolskiej wsi Ojców, która wraz z pobliskimi Legnicką i Zakopiańską miały chyba tworzyć „geograficzne” odniesienia do mapy Polski. Dzisiejsze domki przy Ojcowskiej nie są już identyczne, pozwala się bowiem na pełną swobodę i tzw. „radosną twórczość” w zakresie remontów i dekoracji fasad. Wszystkie 110 domków przetrwało jednak do naszych czasów, by przypominać o czasach, kiedy je budowano, o uroczym, acz dalekim Ojcowie, a przy okazji o swobodnym duchu, reformatorze Adolfie Damaschke.

Autor: Aleksander Masłowski