W malutkiej, studyjnej salce KinoPortu w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia2 oraz w 90 kinach w całej Polsce odbył się jednocześnie pokaz niemego filmu „Zew morza” w reżyserii Henryka Szaro, ważnego twórcy kina przedwojennego. Była to, jak pisano, pierwsza polska superprodukcja, „wielki film morski”. Pokazem tego filmowego obrazu uhonorowano urodziny Gdyni, która aktem rozporządzenia z 10 lutego 1926 r. otrzymała prawa miejskie. A już w 1927 r. odbyła się premiera „Zewu morza”. Muzykę do filmu skomponował Krzesimir Dębski.

zew morza

Całość zdarzenia miała więc wymiar formalnie uroczysty, a zarazem artystyczny, bo widzowie mogli po raz pierwszy zobaczyć tę niemą fabułę w niezwykle mistrzowskiej, cyfrowej odnowie. Pokaz w kuszący sposób został powiązany z wrześniowym Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych – dwóch uczestników spośród wszystkich widzów w Polsce wygrało akredytację na Festiwal, a reszta uczestniczyła w losowaniu różnorodnych nagród ufundowanych przez organizatorów tej inicjatywy. Zwyciężyli widzowie z Kina za Rogiem w Gołdapi i Sokoła W Nowym Sączu. Zaś kurator kina KinoPort Jacek Wachulewicz obdarował po seansie wybrane osoby filmowymi nagrodami rzeczowymi.

Zew morza

Wracając do filmu, to można powiedzieć, że obok koneserskiej możliwości oglądania niemej sztuki filmowej, ważnymi tutaj dodanymi wartościami „Zewu morza” była opisana przygoda jego powstawania. Film, jak się okazało, przetrwał w dwóch bardzo zniszczonych kopiach. Jedną z nich, czarno – białą, liczącą 1040 metrów z napisami rosyjskimi odzyskano w 1958 r. z rosyjskiego archiwum Gosfilmofond. A drugą – 1660 m – odkupiono od osoby prywatnej dopiero w 1973 r. Była ona wirażowana, a więc kolorowa: taśma filmowa została nasycona barwą, w przypadku „Zewu morza” uzyskano odcień żółtozielony. Choć z punktu widzenia dzisiejszych możliwości ówczesny efekt wytwarzania kolorów wydawał się schematyczny, ale były to dość popularne, nowoczesne próby kolorowania klatek filmowych. Cały, zrekonstruowany obecnie film Henryka Szaro powstał po połączeniu tych dwóch kopii. Wiele luk towarzyszyło odtwarzaniu filmu. Obecny stan nadal nie jest kompletny i wynosi 2218 metrów. Ciekawe jest również to, że napisy czołówki zrealizowano na podstawie ówczesnego, oryginalnego programu kinowego z powodu ich braku na kopiach. A więc była to długa i żmudna praca specjalistów. Restauracji filmu dokonano w ramach projektu „Konserwacja i digitalizacja przedwojennych filmów fabularnych w Filmotece Narodowej w Warszawie”. Pieczołowita rekonstrukcja cyfrowa pozwoliła na usunięcie wszystkich odkształceń, zabrudzeń i niedoskonałości, doprowadzając do perfekcyjnego złożenia czarno – białej i kolorowej kopii, co dało bardzo ciekawy efekt celowości obrazowania.

zew morza

W tym niemym filmie odnajdujemy niewydumaną opowieść o spełnionej miłości głównego bohatera, Stacha, do morza i kobiety. Oczywiście, aby marzenia się spełniły trzeba było pokonać wiele przeszkód. Fabuła zawiera więc sensacyjne elementy, pościgi, złe charaktery, a także łzy, zranione serca, wreszcie miłość i zrozumienie. Ta prosta opowieść może dziś lekko rozśmieszać, ale też staje się jakimś dalekim obrazem niewinności sztuki. Rodzące się nieme kino operowało schematami, torując jednocześnie drogę gatunkom, typom bohaterów (amant, gangster), sposobom obrazowania, wykorzystania światła, pleneru, a przede wszystkim filmowej grze aktorów. W „Zewie morza”, jak we wszystkich niemych fabułach, aktorzy niezwykle wyraziście użyczali swojej twarzy, malując uczucia teatralnie i patetycznie. Dziś nazwalibyśmy to manierą, ale kiedy nie było dźwięku, pozostawała jedynie sylweta aktora. Pojawiło się w nawet odbiorze coś w rodzaju czułości do ówczesnej ortografii, kiedy wśród napisów można było przeczytać „tem bardziej”, „jaknajprędzej”, albo „z Marynarką Polską nie będziemy zadzierać”.

Jednak najważniejszym pejzażem, wręcz współwykonawcą tego filmu, było morze, bo to pierwszy film morski. Sceny były kręcone w młodej Gdyni, w Gdańsku koło Motławy, w okolicach Pucka. Skorzystano z pomocy Polskiej Marynarki Wojennej, jak również użyto hydroplanu do pościgu złoczyńców, wypożyczonego z puckiego Morskiego Dywizjonu Lotniczego. Rozmach filmu jest imponujący, szerokie ujęcia morza i lądu z lotu, rozległa panorama morska czy różnorodne zbliżenia na okrętach.

zew morza

Ale nie zabrakło też gdańskiego klimatu – wpływanie statku do portu, Żuraw, przedwojenne uliczki i stare kamienice. Pośród tych wszystkich rzeczy wszystko w filmie dobrze się skończyło – morze zwyciężyło, stając się ostatecznie symboliczną przestrzenią realizacji skłębionych, ukrytych w naturze (ludzkiej) marzeń. Dla starszych widzów i miłośników kina ciekawostką jest to, że to w „Zewie morza” zadebiutował wybitny, powojenny aktor Tadeusz Fijewski (przyszły subiekt Rzecki w adaptacji „Lalki” W. Hasa), wygrawszy konkurs do roli młodego Stacha. Zresztą zagrały tu inne, znane gwiazdy polskiego, przedwojennego kina, jak na przykład Jerzy Marr czy Nora Ney. Film trwał dwie godziny, ale wszyscy widzowie w kinie KinoPort w skupieniu wytrwali do końca, sympatycznie reagując na groźne lub oszalałe z rozpaczy miny aktorów. Zew morza.

Ale największą niespodzianką filmu była muzyka Krzesimira Dębskiego, która od samego początku wytworzyła taki klimat, jakby to był film dźwiękowy, porwała. Właściwie była wszędzie i wszystkim – dialogiem, przeżyciem, mówiła, a zarazem była całą formą dla tego niemego ruchu. Można sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby orkiestra towarzyszyła filmowi na żywo. Wspaniały seans filmowy.

Tekst: Joanna Szymula