Koniec sierpnia – zaraz koniec wakacji, na szczęście jeszcze nie koniec lata. W Gdańsku tłoczno, gwarno – oby sezon trwał jak najdłużej! Zapraszamy na kolejny przegląd naszego gdańskiego podwórka – lekki i z przymrużeniem oka.

ul. św. Ducha

• Proszę Państwa – puśćmy wodze fantazji! Niech każdy sprzedający cokolwiek wywiesi transparent! Im większy tym lepszy! A co tam! Reklama dźwignią handlu! Niech nas zobaczą! Bądźmy ludźmi wielkiego formatu! Spokojna uliczka Św. Ducha. Po wojnie odbudowano jedną pierzeję, więc często zaglądam tu z grupami, żeby pokazać turystom to i owo. Na przykład to, że tam gdzie kiedyś stały domy – dziś rosną drzewa. Jeśli akurat mamy szczęście i miejscowe towarzystwo nie urządza małej imprezki na wolnym powietrzu – idziemy wężykiem po przedprożach. Zachwycamy się statkiem w portalu, żółwiem… Od jakiegoś czasu bije nas po oczach słowo SKLEP. Co to znaczy proszę pani? – pytają Niemcy. Laden – odpowiadam. A dlaczego ten napis jest taki wielki? (tu przypomina mi się dialog z Czerwonego Kapturka – babciu, a dlaczego masz takie wielkie zęby?) Nie wiem – odpowiadam. Każdy może zawiesić takie coś? – niedowierzają uwielbiający jasne przepisy i porządek Niemcy. Nie mam pojęcia! – odpowiadam. Nie wiem, czy jest to dozwolone, ale jak mówi moja sąsiadka – „nie wydaje mnie się”! Rozumiem, że sklepu nie można szukać z latarką, że każdy chce być widoczny, ale tu właściciele nieco przesadzili! Brzdęk! – za zaśmiecanie Głównego Miasta (no niech już będzie, że nie „starówki”):)

• Jak wszyscy wiemy, w życiu, filmie i pogodzie – czasem słońce, czasem deszcz. Podoba mi się, że z chwilą, kiedy zacznie padać na gdańskich uliczkach pojawiają się sprzedawcy parasoli. Można u nich zapłacić w nie tylko w złotówkach, ale także w euro i dolarach. Światło! – za żyłkę do interesów.

• Wyścigi smoczych łodzi na Motławie. Uwielbiam na nie patrzeć! Podobają się także turystom. Wspaniale – że Motława żyje, że jest na niej ruch. Światło! – i choćby odrobinę więcej entuzjazmu – takiego jakie mają ich załogi – dla każdego z nas.

• Dawno, dawno temu był w tym miejscu elegancki sklep z odzieżą męską. Był tak charakterystyczny dla tego zakątka – jak jeszcze istniejący na przeciwko sklep muzyczny. Niestety – w miejscu sklepu powstały boksy. Bo jakoś słowo „małe sklepiki” nie przechodzi mi przez gardło (a raczej klawiaturę). Kamienica wygląda obecnie bardzo tandetnie i rynkowo. Sklepiki (niech już będzie) nachalnie reklamują różne części bielizny – w cenie kilku złotych. Co to może być za jakość? Brzdęk! – za brak smaku.

• Ostatnio wraz z Małym Chłopczykiem (w ramach przygotowania do matury – czytałam, że im wcześniej, tym lepiej:)) postanowiliśmy zwiedzić kościół Św. Mikołaja. Choć Mały Chłopczyk chodzi już coraz lepiej – zabieramy ze sobą wózek – spacerówkę. Samodzielne chodzenie potomka łączy się bowiem ze zbieractwem przeróżnych różności, zatrzymywaniem się co dwa kroki, kontemplacją podłoża, nieustającym zachwytem nad kwiatkiem, kamykiem, gołębiem… Czasem jednak chciałabym się przemieścić – więc zabieram wózek. Od ponad roku walczę ze schodami, stopniami, niedostosowanymi tramwajami i brakiem podjazdów – także w kościołach. W Mikołaju – niespodzianka! Piękny wjazd dla wszelkiego rodzaju wózków! Światło! I do tego lądujemy bliżej ołtarza.

• Gdańsk ma o wiele za mało pięknych tablic pamiątkowych. A szkoda. Dlaczego upamiętniamy tak mało miejsc, osób, wydarzeń? Bardzo podoba mi się tablica poświęcona dziennikarzowi Danziger Volksstimme i posłowi do Volkstagu – Erichowi Brostowi. W okresie międzywojennym należał do (niewielkiej, ale zawsze) grupy niemieckich gdańszczan, która nie przyjmowała z entuzjazmem idei narodowego socjalizmu. Z powodu niezgodnych z linią partii poglądów był nękany przez policję, szykanowany, w końcu zmuszony do opuszczenia Gdańska. Tablica jest ładna, jak powiedzieliby moi dziadkowie „porządna” – jednak zbyt mało na niej informacji. Któregoś razu zapytali mnie uczniowie – czy Erich Brost walczył z komuną? Zmylił ich napis – „uczestnik ruchu oporu”, który skojarzyli z solidarnościową opozycją. Niemniej jednak Światło! – dla upamiętnienia kogoś, kto nie bał się iść pod prąd.

• Zwiedzając Kościół Mariacki lubię pokazywać wycieczkom płyty nagrobne gdańskich patrycjuszy. Wspólnie odczytujemy dobrze zachowane inskrypcje, fragmenty Pisma, modlitwy. Bardzo podoba mi się płyta Conradiego – człowieka, który w testamencie zapisał swój wielki majątek pewnej idei – stworzenia szkoły „wraz z zakładem wychowawczym” – Conradinum. Conradinum jest mi bliskie – miałam tam praktykę w czasie studiów, ponadto właśnie tam poznali się i pokochali moja siostra ze szwagrem (w czasie wolnym zdali też maturę). Stojąc przy płycie Conradiego zawsze mówię, że do szkoły uczęszczał Günter Grass – pisarz, któremu Gdańsk zawdzięcza bardzo wiele, który małe wrzeszczańskie uliczki wprowadził na zawsze do światowej literatury. Nobla wartej. Światło! – za pięknie odnowioną płytę nr 272 – założyciela Conradinum.

• Od niedawna mam wrażenie, że Polacy wstydzą się tradycyjnej, rodzimej, babcinej kuchni. Wypada lubić sushi i krewetki – ale pierogi i naleśniki już jakby mniej. Chętnie jemy chińszczyznę, chwalimy kuchnię włoską, grecką i bałkańską – ale amatorów pysznych polskich zup pozornie ubyło. Niektórzy uważają, że żurek lubi tylko i wyłącznie towarzystwo „pszenno – buraczane” (owo towarzystwo gustuje również w plackach ziemniaczanych, z cukrem i ze śmietaną) – bo nie ONI – oni oczywiście że nie, ależ skąd! Dlatego cieszy mnie, że obok smażonych i pokrojonych na paseczki ziemniaków (zwanych frytkami), bułek z kotletem, bułek z parówką – pojawia się tradycyjne polskie jedzenie! Drodzy restauratorzy! Turyści właśnie tego szukają! Światło! – dla wszystkich, którzy to rozumieją.

• Jakiś czas temu pisałam o przemiłej Babuleńce z Wrzeszcza, która pomimo wieku i chorób prawie codziennie wychodzi z domu i na przekór własnym ograniczeniom stara się żyć jak każdy. Ostatnio spotkałam ją na Hallera. Po raz kolejny wysyłam jej Światło!– z najlepszymi życzeniami. Chciałabym w jej wieku mieć tyle energii!

• Często obserwuję młode matki i ojców usiłujących przewinąć dziecko w sklepie, banku, czy u fryzjera. Żonglują w powietrzu bobasem, starą pieluchą, nową pieluchą, siateczką, chusteczką, torbą, śpioszkami … Brakuje im trzeciej pary rąk! Dlaczego jest tak mało miejsc do przewinięcia dzidziucha? Byłam dziś w Ikei – jest tam nawet pokój dla „rodzica z dzieckiem”. Podoba mi się, że nie dla „matki” – ale właśnie – „rodzica”, czyli także taty. Rozumiem, że powierzchnia Ikei ma nieco więcej miejsca, niż powierzchnia zwykłego sklepu – ale często widzę, że „w sumie by można, ale jakoś się nikomu nie chce”. Brzdęk! – dla braku zrozumienia dla potrzeb maluchów.

• Mam kilka ulubionych zabytków w każdym kościele. W Mariackim w pierwszej dziesiątce mieści się piękny nagrobek rodziny Bahrów. Na zamówienie burmistrza Jana Speymanna (właściciela Złotej Kamienicy na Długim Targu) wykonał go wybitny artysta Abraham van den Blocke w 1620 r. Bahrowie byli jego teściami. Nagrobek jest wykonany z różnobarwnych marmurów, wapieni i alabastrów.

Często patrzę na klęczącą parę małżonków – Judytę i Szymona Bahrów. Są zwróceni ku sobie twarzami – na wieki – myślę sobie. Szymon Bahr był faktorem królewskim Jana III i Zygmunta III Wazów. Udzielał pożyczek, pośredniczył w transakcjach dworu. Podoba mi się herb rodziny – jego fragment odkryłam na płycie nagrobnej. Światło! – dla rodziny i artysty.

• Każdy z nas miał kiedyś gości, którzy siedzieli za długo, zamęczali, przynudzali, nie reagowali nawet na nieśmiertelne „to może – skoro wybiła północ – jeszcze filiżankę herbaty?”. Tacy goście są fatalni, ale jeszcze gorsi są goście – szperacze. Zaglądają do innych pokoi – niby zabłądziwszy w drodze do łazienki. Przeszukują szafki, otwierają kremy, wąchają perfumy (nierzadko się lekko psikną)… Zmyślam w tym momencie troszkę oczywiście, ale zawsze wraz z moją przyjaciółką Kaśką ( jeszcze z podstawówki) – kiedy jedna z nas idzie do toalety w mieszkaniu drugiej – śmiejąc się głośno wołamy – klaszcz, cały czas klaszcz!:)
Turyści także są gośćmi. Na szczęście nie u nas w domu, ale w muzeum, w kościele, na wystawie. Część z nich nie rozumie, że nie można wszędzie wejść, wszystkiego dotknąć, otworzyć każdych drzwi. Panowie ochroniarze i panie z krzyżówkami z pewnością mogliby wiele opowiedzieć! I co ciekawe – nie zawsze niestosownie zachowują się dzieci! Brzdęk! – dla wszystkich nie umiejących się zachować.

• Wszystkim karmiącym gołębie na Długim Targu przyznaję grochowy Brzdęk! Panu sprzedającemu groch również. Rozumiem, że przyjemnie poczuć się przez chwilę niczym Św. Franciszek i szczodrą ręką karmić ptaszki – ale potem państwo turyści wyjeżdżają do siebie, a my zostajemy z gołębiami i wszystkim tym, co gołębie zostawiają nam. Proszę popatrzeć na zniszone fasady kamienic! I zamiast pójść do bułkę dla ptaszków – pójść po rozum do głowy.

 

Autorka: Magda Kosko – Frączek – nauczycielka, wykładowczyni, doktorantka, tłumaczka, przewodniczka, od roku i trzech miesięcy mama Andrzejka – Małego Chłopczyka.
Napisz do autorki: [email protected]
Moje teksty na iBedekerze