Prof. Ewa Nawrocka i dr Grażyna Totwen Kilarska były bohaterkami kolejnego spotkania z cyklu Soboty u Państwa Uphagenów, które przygotowała i poprowadziła Katarzyna Korczak, w sobotę, 24 września 2016 roku. Rodziny obu pań przyjechały po wojnie z Kresów Wschodnich do Gdańska, zamieszkały w willi przy Al. Zwycięstwa 26 i włącz ły się w tworzenie kultury teatralnej Wybrzeża.

Prof. Ewa Nawrocka i dr Grażyna Totwen Kilarska

Prof. Ewa Nawrocka i dr Grażyna Totwen Kilarska / Fot. Marek Zarzecki

Przybyli aktorzy, malarze i graficy, architekci oraz członkowie rodzin Bohaterek, nie zabrakło stałych bywalców spotkań z tego cyklu.

Jak w salonach dziadków, pradziadków

Autorka wyreżyserowała spotkanie w formie teatru domowego. Wytworzył się niepowtarzalny, klimat, o jakim opowiadali jej dziadkowie i pradziadkowie, urządzający w salonach popołudnia, na których bywali przedstawiciele kilku pokoleń rodziny, wspominali i muzykowali. Jak zwykle wieczór zainaugurował koncert Śpiewnik Domowy złożony z pieśni różnych narodów w wykonaniu uczniów i pedagogów Szkoły Muzycznej II st. im. Fryderyka Chopina w Gdańsku – Wrzeszczu. Młodzi artyści wykonywali także pieśni w trakcie spotkania – klimatem i treścią związane z opowieściami – oraz czytali fragmenty wspomnień. Gościem była aktorka Elżbieta Goetel, która opowiadała o sztukach, w których, tuż po ukończeniu studiów, grała razem z Mieczysławem Nawrockim. Grażyna Totwen – Kilarska wystąpiła na zaimprowizowanej estradzie z Chińczykiem – pamiątką Wileńskiego Teatru Łątek. Przez cały czas trwała prezentacja zdjęć archiwalnych i wykonanych współcześnie przez Marka Zarzeckiego.

Teatr był wspólnym   dziełem i dumą mieszkańców Stanisławowa

Prezentujemy fragmenty wspomnień, które w całości usłyszała publiczność 24 września 2016 roku.

Ewa Nawrocka: (…) Ojciec, Mieczysław Nawrocki, studiował aktorstwo w Instytucie Sztuki w Kijowie. Malarstwa i rysunku uczył się na wydziale architektury Politechniki w Graz. Pracował w Teatrze im. Stanisława Moniuszki w Stanisławowie do wybuchu wojny. W domu zawsze się mówiło: „Jak grał, to grał, a jak nie grał – malował.(…)

Fragment artykułu Ewy Nawrockiej pt. „Z dziejów teatru w Stanisławowie.”:

– (…)”Po 1928 roku Teatr im. Stanisława Moniuszki. Towarzystwo Muzyczno – Dramatyczne (…) wystawiał, oprócz dramatu, operetki i widowiska muzyczne, opery (…) Powiększono majątek (…) Towarzystwu przybyło wielu członków (…): prawników, lekarzy, nauczycieli, kupców i urzędników, zarówno Polaków, jak i Żydów i Ukraińców. (…) Teatr był

w s p ó l n y m   d z i e ł e m i d u m ą mieszkańców Stanisławowa, ośrodkiem życia kulturalnego skupiającym ludzi r ó ż n y c h   n a r o d o w o ś c i   i w y z n a ń. Pełnił istotną rolę i n t e g r u j ą c ą   społeczeństwo miasta i województwa.”(…) A po przebudowie gmachu, w której Mieczysław Nawrocki uczestniczył, (…)” teatr należał do

n a j ł a d n i e j s z y c h i   n a j n o w o c z e ś n i e j s z y c h   w   P o l s c e   w owym czasie.” (…)

Przyjechali: Antoni Biliczak, ks. Kazimierz Filipiak, ks. Józef Zator Przytocki

Ewa Nawrocka: (…) W Gdańsku spotkało się więcej osób ze Stanisławowa. Antoni Biliczak, późniejszy dyrektor naczelny w Teatrze Wybrzeże, który w Stanisławowie się urodził i kierował tamtejszą teatralną grupą objazdową, ojciec już wtedy z nim współpracował.

Ksiądz prałat Kazimierz Filipiak z kościoła ormiańskiego w Stanisławowie, rodzice przed wojną chodzili tam na msze, sprowadził do kościoła Piotra i Pawła w Gdańsku cudowny obraz Matki Bożej Łaskawej. Ojciec był uszczęśliwiony, że ksiądz przyjechał i że obraz znajduje się niedaleko.

Z kolegiaty w Stanisławowie przybył ksiądz Józef Zator Przytocki, rodzice też wcześniej go znali, po wojnie utrzymywali kontakty. Portret księdza, namalowany przez ojca, wisi w Bazylice Mariackiej na plebanii. (…)

P l ej a d a gwiazd – aktorów, reżyserów, muzyków, choreografów

(…)Mój ojciec organizował życie kulturalne jako zastępca kierownika wydziału kultury w Urzędzie Wojewódzkim. Równolegle grał w Gdańskim Zespole Artystycznym Malwiny Szczepkowskiej.(…)

Od 1950 roku, przez blisko dwadzieścia lat, Mieczysław Nawrocki był etatowym aktorem w Teatrze Wybrzeże. Występował na scenach w Gdyni, w Sopocie i we Wrzeszczu – w gmachu, w którym mieściła się także Państwowa Opera i Filharmonia Bałtycka. Był to okres w dziejach naszego teatru w y j ą t k o w y . Warunki pracy – więcej niż skromne. Za to – repertuar przebogaty! I p l ej a d a gwiazd – aktorów, reżyserów, muzyków, choreografów.

W tej części spotkania zaprezentowano unikalne zdjęcia z powojennych przedstawień z udziałem ojca Bohaterki oraz takich aktorów jak: Wanda Stanisławska Lothe Jan Nowicki, Kazimierz Talarczyk, Leon Niemczyk, Ludwik Sempoliński, Leon Niemczyk, Władysław Kowalski, Zdzisław Maklakiewicz, Bogumił Kobiela, Edmund Fetting, Elżbieta Kępińska i Krystyna Łubieńska, która nie dotarła do nas – „zatrzymana” na festiwalu filmowym w Gdyni. Elżbieta Goetel wskazywała aktorów uwiecznionych na fotografiach, powiedziała, że jako świeżo upieczona aktorka poznała Mieczysława Nawrockiego, starszego pana, i że zapamiętała jego gorącą przemowę po przyjściu do Teatru Wybrzeże Tadeusza Minca na szefa artystycznego (na miejsce Jerzego Golińskiego).

Olga Totwen – dama z wyższych sfer

O działalności Wileńskiego Teatru Łątek w Gdańsku opowiedzieli dwaj aktorzy, którzy z uwagi na zły stan zdrowia nie przybyli na spotkanie.

Michał Zarzecki: (…) Pani Totwen s t a r s z a siedziała na próbach na krześle i ustawiała inscenizację. My z góry poruszaliśmy marionetkami, a ona miała taki, chyba ze c z t e r o metrowy kij, i tym k i j e m d y r y g o w a ł a . Strasznie nas to wszystkich denerwowało, no, ale co zrobić?!

Grażyna Totwen – Kilarska: (…) Marionetki, poruszane nićmi, towarzyszyły mi od urodzenia. (…)

Henryk Zalesiński: Olga, pierwszy reżyser zespołu, to była dama z wyższych sfer, komuniści chcieli ją zniszczyć, ona ich nienawidziła i robiła swoje. Z paniami Totwen – w surowych warunkach, przygotowaliśmy niezapomnianą premierę „Doktor Dolittle i jego zwierzęta”. Byłem Krokodylem, miałem też kilka ról mniejszych. „Teatr Łątek” na każdym przedstawieniu pękał w szwach. (…) Pierwsze lata powojenne były specyficzne. Bieda, ludzie zmęczeni wojną, ciągnęli do sztuki. Nie było radia, telewizji. Nie tylko dzieci chłonęły z otwartymi buziami przedstawienia, dorośli bawili się równie dobrze. (…)

Z teatrem nie rozstała się do końca życia

Grażyna Totwen – Kilarska: (…) Przez wiele lat na strychu, o ogromnej kubaturze, przechowywaliśmy ponad sto marionetek i część scenografii, niektóre przywiezione z Wilna. Chodziłam tam po kryjomu i chłonęłam tajemniczą atmosferę. Stał polifon ze sporą ilością płyt, sprężyna była nieczynna, poruszałam go ręcznie.

(…) Mama, Ewa Totwen, z teatrem nie rozstała się do końca życia. Prowadziła zajęcia teatralne dla dzieci i dorosłych – jeździła do Starogardu, Lubiany. Przygotowywała i wystawiała przedstawienia. W Telewizji Gdańskiej realizowała dobranocki. Mama zabierała mnie na występy, pomagałam w pakowaniu, podawałam marionetki w trakcie przedstawienia. A potem zaczęłam poruszać lalkami (…) Mama już nie widziała i stworzyła nową technikę budowy lalek z papieru i opakowań, które nazwała Patyczakami.

Ani dnia bez kreski

Grażyna Totwen – Kilarska: Ojciec, Maciej Kilarski, był zawsze bardzo zajęty – rysował lub pisał, we wszystko, co robił, mnie wtajemniczał, byłam bardzo dumna. Otwierał mi oczy na świat. Nauczył spoglądania w gwiaździste niebo, mówił: „Zobacz, jaka piękna koniunkcja Księżyca z Jowiszem!”(…) Wprowadzał mnie w tajemnice murów Gdańska i Zamku Malborskiego. Oglądaliśmy nowe wystawy. Mówiłam: „Tatusiu, zakamarki, zakamarki!” To były fantastyczne przygody – wchodzenie do piwnic i na strychy. Pamiętam badaną przez Ojca odkrywkę żebra sklepienia w ścianie Kościoła Zamkowego. Na Zamku odbywały się choinki dla dzieci, niestety, rozpoznałam, kto przebrał się za św. Mikołaja…Później, jako rysownik, brałam udział w wykopaliskach nieopodal Malborka.

„Nulla dies sine linea” – „Ani dnia bez kreski”

Tę wskazówkę Tata napisał dla mnie pięknym stylem. Teraz rozumiem w pełni, co to znaczy. Pracował systematycznie i z pasją. Miałam idealny przykład. Dziękuję Mu także za to!

tekst: Katarzyna Korczak, fot. Marek Zarzecki