Pewnego razu, jesienią, dostałam tekst od osoby niepełnosprawnej, w którym opisany został pobyt nad morzem, w Gdańsku. Słowa te poruszyły mnie. „Do Gdańska przyjechałem dwukrotnie pociągiem, najpierw w 2013 roku, następnie w 2014. Pierwszą barierę, na którą natknąłem się podczas drugiego przyjazdu, było zejście z peronu dalekobieżnego Dworca Głównego (schody do tunelu).”

Gdańsk - Rafał UrbaniakMimo że wiele słyszymy o społecznej niewrażliwości wobec osób w różnorodny sposób odmiennych, a przez to często wykluczonych, w ogólnej opinii szczególnie dotknięte nietolerancją są osoby niepełnosprawne. Nasza świadomość problemu jest ciągle rozproszona. Gdańsk obok innych miast w Polsce powoli  wprowadza ją w sensie urbanistycznym, zewnętrznym – zmiany są niewątpliwie. Jednak w tym postępie brakuje najważniejszego ogniwa – uczestnictwa osób niepełnosprawnych w różnych, dowolnych modelach życia.  Bo okazuje się, że zwyczajne ich  uczestnictwo w społecznym wymiarze spotyka się niekiedy z barierą ludzkiego zamknięcia, wycofania – często nie umiemy z nimi naturalnie rozmawiać, swobodnie patrzeć, udzielić pomocy, a mam na myśli tu ważną codzienność, do której zaliczymy gwarną ulicę albo teatr czy miejsca zdarzeń kulturalnych.  Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego poziom postępu urbanistycznego nie jest równoważny postępowi świadomości o tym, że świat jest miejscem dla wszystkich osób, a miarą tej wiedzy powinno być poszanowanie i zaaprobowanie różnorodności. Osoby niepełnosprawne z mózgowym porażeniem dziecięcym, niewidome, niesłyszące i słabosłyszące, niepełnosprawne intelektualnie, z różnymi dysfunkcjami… czy naprawdę sprawiają nam kłopot?  Czy postrzegamy je tylko ze względu na ich ograniczenia? Jeśli tak jest, jak w przypadku turysty z Warszawy, to znaczy że największą przeszkodą dla naturalnej obecności jest obok przeszkód na poziomie chodników jakiś  brak powszechnej edukacji, niedostępność do wiedzy . Zawodzą środki masowego przekazu, ale przede wszystkim szkoły, w których brakuje prawdziwej, otwartej nauki o innych wśród nas, zdrowych. Paradoks tym większy, bo przecież co roku kierunki pedagogiczne cieszą się ogromnym powodzeniem, a szkoły wszystkich etapów realizują kryteria edukacji włączającej.  Powszechna edukacja w tym zakresie powinna stać się więc priorytetem, a przykładem pozytywnym niech będą tu dzieci, te z przedszkoli, jak i ze szkół podstawowych, które w naturalny, nieuprzedzony, szczery sposób nawiązują relacje z osobami w różnorodny sposób niepełnosprawnymi. Dzieci jako nauczyciele tolerancji, bardzo by mi się to podobało… Ale punktem otwartości  musi być też zniesienie wszelkich progów, tych miejskich, urzędowych. Może wpłynie na to  punkt widzenia, doświadczenie konkretnego człowieka, który jako pełen pasji niepełnosprawny turysta chce zwiedzać Gdańsk – stary i nowoczesny. Oto jego słowa.

Joanna Szymula

 Rafał Urbaniak

Rafał Urbaniak

Nazywam się Rafał Urbaniak. Jestem absolwentem pedagogiki, mieszkam w Warszawie. Poruszam się na mechanicznym wózku inwalidzkim (mam czterokończynowe porażenie, ale silne ręce). Kocham morze.

Do Gdańska przyjechałem dwukrotnie pociągiem,  najpierw w 2013 roku, następnie w 2014. Pierwszą barierę, na którą natknąłem się podczas drugiego przyjazdu, było zejście z peronu dalekobieżnego Dworca Głównego (schody do tunelu). W 2013 r. istniała możliwość przejścia do hali dworca bez konieczności schodzenia po schodach. Przechodziło się przy szlabanie przez tory – było  dobrze, spokojnie dało się przejechać wózkiem. Ale w następnym roku wakacji nie miałem już tyle szczęścia, gdyż na tyłach dworca odbywał się remont peronu, tył dworca był ogrodzony, przez co nie było możliwe dostać się do niego przejściem naziemnym. Aby wyjść,  musiałem pokonać kilka schodów z góry na dół. Oprócz wózka miałem jeszcze własne bagaże. Z peronu chciała się też wydostać  kobieta z wózkiem dziecięcym i niestety znaleźliśmy się w tym samym kłopocie braku przejścia. Niewielkie to pocieszenie , że nie tylko mnie dotknął ten problem.

Na niektórych schodach (już w hali dworca) był podjazd, pomyślałem, nareszcie szansa. Ale okazał się tak stromy, że pokonanie go samodzielnie okazało się niemożliwe, a nawet z pomocą osób trzecich wydało mi się to niebezpieczne. Dlatego zdecydowałem się pokonać te schody o własnych siłach, osobno wnosząc wózek, a następnie bagaże. Było mi głupio, nikt mi nie pomógł, wszyscy wgapiali się we mnie. Ciekawostką jest, że w hali dworca istnieje winda, która zjeżdża do toalety ( w tym dla osób niepełnosprawnych). Tym bardziej dziwi fakt, że perony są tak niedostępne, a toaleta (płatna 2,50 zł) TAK.

Potem, przed powrotem z Gdańska, postanowiłem zapytać w Punkcie Obsługi Klienta, czy mogę liczyć na jakąś pomoc w zniesieniu wózka i bagażu po schodach – wyjaśniłem, że od frontu nie da się przejechać, bo trwa remont. Pani  w okienku odpowiedziała, ze o pomoc MOGĘ się zwrócić w nowym Punkcie Obsługi Klientów, który znajdował się obok. Tak też zrobiłem, poszedłem obok. Zastałem panią, która dłuższy czas rozmawiała przez telefon Zaczekałem spokojnie, aż skończy. Następnie opisałem jej problem. Odpowiedź informatorki brzmiała mniej więcej tak: „ Nie potrafię panu pomóc, a ochroniarzom NIE WOLNO nic nosić”. Ton tej odpowiedzi zniechęcił mnie do jakiejkolwiek pozytywnej rozmowy.  W moim odczuciu ta pani nie sprawiała wrażenia osoby, która choć trochę starałaby mi się pomóc, poczułem się okropnie zlekceważony.

Moje odczucia co do dworca w Gdańsku nie było tylko negatywne. Z  jednej strony mówiłem sobie: „ duże miasto, stolica województwa pomorskiego, a dworzec z przeszkodami”. Z drugiej strony myślałem też, że gdyby nie czas remontów peronów to przejście jednak istnieje,  i mimo że nie jest to przejście przystosowane dla osób niepełnosprawnych, ważne że jest, trochę niebezpieczne, bez sygnalizacji, ale trzeba sobie jakoś  poradzić, skoro schodami nie można. Ten przejazd zresztą nie dla wszystkich wózków się nadaje. Cóż, pozostaje mieć nadzieję ( nie wiem nic o bieżących pracach), że znów będzie można dostać się na perony dalekobieżne „górą”, a przejście zostanie bardziej wyrównane. Dodam jeszcze, że perony, z których odjeżdżają pociągi SKM są świetnie dostępne, można dostać się na nie z ulicy i z… restauracji McDonalds. Podkreślę jeszcze raz, perony, z których odjeżdżają pociągi dalekobieżne są dla niepełnosprawnych słabo dostępne.

Oprócz powyższych przeszkód istniały jeszcze inne, i nie to, że się skarżę. Infrastruktura miasta, według mnie, pozostawia wiele do życzenia, tak odczułem. Ogromna ilość budynków nie ma podjazdów, tylko  progi. Wiele chodników, np. na Starówce, jest bardzo nierównych, a krawężniki wysokie. Przejścia dla pieszych (zejścia –wejścia), przepraszam za dosłowność, to dla mnie, osoby na wózku inwalidzkim, to katastrofa, zwłaszcza, jeśli jeździ się tramwajem – w centrum jest dużo przejść podziemnych na torowiska niewyposażonych w windy, schodołazy, a właśnie jedyna możliwość opuszczenia przystanku tramwajowego to właśnie takie przejście podziemne. Skoro już o tramwajach mowa to uważam, to tabor jest słabo przystosowany dla niepełnosprawnych, ale nie ma co się czepiać, to jeszcze lata modernizacji , w Warszawie tak samo wiele tramwajów jeździ nieprzyjaznych osobom niepełnosprawnym. Jeśli chodzi  o autobusy to pozornie jest  super, niektóre autobusy choć mają niską podłogę, nie posiadają platformy, która ułatwiałaby wprowadzenie wózka inwalidzkiego. Nie można się tu znowu tak czepiać, bo podobnie jak w przypadku tramwajów wymienia się je stopniowo na nowe modele.

To, do czego mam pretensję, to przeludnione autobusy (i nie chodzi o godziny szczytu). Jeżdżą dużo rzadziej niż np. w Warszawie, raz, a może dwa, trzy autobusy na godzinę! Zależy od linii oczywiście, ale zauważyłem też, że niektóre autobusy mają godzinne czy dwugodzinne przerwy w kursowaniu. Problem jest taki, że jak przyjedzie już przepełniony, każdy chce się wcisnąć. Nie mieszczą się w nich zdrowi, chodzący ludzie, co zmusza do rezygnacji i czekania na następny autobus, a co dopiero osoba niepełnosprawna, nie mówiąc o rozłożeniu ewentualnej platformy!

Chcę jeszcze dodać, że ze zwiedzania wielu atrakcji musiałem zwyczajnie zrezygnować. Na przykład niedostępne było dla mnie Młyńskie koło, i nie chodzi o wejście na nie, tylko o dojście do niego. Niby istniała informacja w formie drogowskazu o jakimś tam zejściu dla niepełnosprawnych, jednak gdy poszedłem (wózkiem) zobaczyłem tylko krawężniki, a ulica była tak dziurawa i ruchliwa, ze z obawy i nie chcąc się męczyć, dałem sobie spokój.

Ponarzekałem, ale Gdańsk to wspaniałe miejsce, piękne, ludzie mili i pomocni! Zachłannie zwiedzałem je. Ale niedogodności z punktu widzenia osoby niepełnosprawnej były dla mnie duże –może inni, którzy tu mieszkają znają jakieś skróty, przejścia, ja się gubiłem.  No ale ostatecznie liczy się nadmorskie, pełne  wrażeń wędrowanie (mogliby w Sopocie wydłużyć działanie windy dla niepełnosprawnych przy molo, nie tylko do 16.00).

Najgorsza dla mnie była jednak odmowa w Punkcie Obsługi Klienta.

Czego pragną turyści?

Rafał Urbaniak

 Rafał Urbaniak

Rafał Urbaniak