Po stu latach przerwy na ul. Piwnej w Gdańsku ponownie pojawił się browar. Jego właściciel Tomasz Rzepnicki nie poprzestaje wyłącznie na produkcji złocistego trunku, a dowodem na ta są zainaugurowane  kilka dni temu Otwarte Trójmiejskie Warsztaty Piwowarskie.

W 1900 r. były na Głównym Mieście cztery browary. W 1918 – dwa, a w rok później już żadnego. Tak odeszła w przeszłość wielka tradycja browarników głównomiejskich, którzy w swoich najlepszych czasach trzęśli gdańskim rzemiosłem, odważnie stawali w obronie interesów pospólstwa w opozycji do kupieckiej Rady, byli ludźmi zamożnymi i wpływowymi. Stan browarniczej pustki na Głównym Mieście utrzymał się przez bez mała sto lat. Ale oto, od czerwca 2012 roku, mamy znów browar z prawdziwego zdarzenia w środku Miasta, i to nie byle gdzie, a przy ulicy Jopejskiej, czyli Piwnej. Czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce na wskrzeszenie długiej i szacownej tradycji głównomiejskiego browarnictwa?

By uniknąć posądzenia o kryptoreklamę, nie napiszę o piwie, które warzy się od kilku miesięcy przy Piwnej, ani o charakterze lokalu – niech każdy sprawdzi sam. Natomiast uważam, że trzeba napisać o programie kulturalnym browaru, który dotyczy zarówno tzw. kultury piwnej, jak i kultury w ogóle, oczywiście z piwem i browarnictwem w centrum uwagi. Pierwszy krok na drodze do powstania ośrodka piwnej kultury przy Piwnej w Gdańsku postawiony został w mgliste, zimne listopadowe popołudnie, kiedy to odbyły się tam Otwarte Trójmiejskie Warsztaty Piwowarskie.

Celem warsztatów było nie tyle zaznajomienie słuchaczy z techniką produkcji piwa, ile prezentacja metod jego wytwarzania całkowicie domowymi sposobami, przy zastosowaniu prostych urządzeń, lub zgoła obecnych w każdej kuchni sprzętów. Spotkanie otworzył właściciel Browaru Piwna, Tomasz Rzepnicki, krótko przedstawiając swój lokal i pomysł na jego funkcjonowanie. Zaraz potem zaczęły się właściwe warsztaty, które prowadził Filip Paprocki, jak się sam określił – piwowar domowy. Ze swadą prawdziwego pasjonata zabrał się od razu do roboty, ustawiając na gazowym palniku wielki garnek z wodą, którą zagotował, by po chwili, przy pomocy ochotników spośród słuchaczy, rozpocząć podstawowy dla piwowarstwa, czy to domowego, czy przemysłowego, proces zacierania, czyli przygotowania brzeczki piwnej z wody i słodu. Wkrótce po piwnicznej, nomen omen, sali rozszedł się charakterystyczny zapach, który towarzyszyć miał warsztatom już do końca.

Kiedy w garze okrytym kocykiem zacierał się zacier, a to wymaga czasu, prelegent zaczął część teoretyczną warsztatów. Posiłkując się przejrzystą prezentacją, przedstawił w skrócie etapy powstawania piwa, jego rodzaje, składniki (zwracając uwagę na słynne nieporozumienie w sprawie chmielu, jako rzekomo głównej ingrediencji), a także wyjaśniając dlaczego warto samodzielnie warzyć piwo i czym różni się ono od tego, które można kupić w sklepie. A powód jest bardzo prosty: główną cechą piwa jest jego niebywała wprost różnorodność, znacznie większa niż w przypadku choćby wina. Natomiast przemysłowe, a co za tym idzie masowe, sklepowe piwo reprezentuje praktycznie jeden typ, a poszczególne marki niewiele się od siebie różnią. Warząc piwo samodzielnie można produkować na własne potrzeby przeróżne odmiany bursztynowego trunku, eksperymentując ze składnikami, poszczególnymi etapami procesu produkcji, stosować rozmaite tricki, a w efekcie wkroczyć w świat piwnej różnorodności, niedostępnej konsumentom „piwa ze sklepu”.

Zgodnie ze słowami prowadzącego, warzenie piwa wymaga wprawdzie nieco wiedzy i doświadczenia, nie jest to jednak wiedza tajemna, a więc praktycznie każdy, kto zada sobie odrobinę trudu, jest w stanie zrobić dobre piwo. A możliwe jest to choćby w mieszkaniu w bloku, tak jak robi to prelegent. Produkcji towarzyszą wprawdzie niezwykle skomplikowane procesy, nie trzeba ich jednak rozumieć, by zrobić dobre piwo, wystarczy postępować według znanych od tysięcy lat przepisów piwowarskich i pozwolić działać biochemii. Początkujący piwowarzy domowi mogą zresztą skorzystać z tzw. brew-kitów, przez złośliwych, a bardziej doświadczonych pasjonatów, nazywanych pogardliwie „piwem z puszki”. Brew-kit to nic innego jak nachmielony ekstrakt słodowy w puszce opatrzonej stosowną instrukcją, pozwalającą na postawienie pierwszych kroków domowemu piwowarowi, który może dzięki temu uniknąć typowych dla początkujących błędów w przygotowaniu brzeczki, a z czasem przejść na bardziej zaawansowane metody.

Uczestnicy wypełniający salę byli w znakomitej większości praktykami domowego piwowarstwa, nic więc dziwnego, że kiedy przyszło do szczegółów, wykład zamienił się w dyskusję, niejednokrotnie dość burzliwą, okazało się bowiem, że niemal każdy domowy piwowar robi piwo odrobinę inaczej i stosuje nieco inne, podpatrzone, albo wypracowane samodzielnie metody radzenia sobie z piwną biochemią.

Ważnym elementem warsztatów była możliwość zwiedzenia browaru „od zaplecza”, czyli zobaczenia całej aparatury, w której powstają różne gatunki piwa, bowiem przy Piwnej warzy się i sprzedaje co jakiś czas coś innego.

Kiedy minął czas potrzebny do powstania zacieru, rozpoczęła się druga część zajęć praktycznych, czyli ciąg czynności, przygotowujących piwo do fermentacji, czyli filtrowanie, chmielenie brzeczki itd. Z oczywistych względów warsztaty nie mogły się skończyć degustacją piwa, bowiem niezależnie od techniki jego produkcji, od momentu przygotowania brzeczki, do czasu zakończenia procesu fermentacji musi upłynąć dobrych parę tygodni. Można natomiast było spróbować rzeczonej brzeczki i przekonać się jak słodki jest ów piwny półprodukt, z którego powstaje gorzkawy napój finalny.

Piwne warsztaty w browarze przy Piwnej to początek ambitnego planu właściciela, który chce, by jego lokal był nie tylko miejscem produkcji i picia piwa, ale by stał się również swoistym centrum kultury, piwnej i nie tylko piwnej. Żeby się przekonać jak zamierza ów plan wprowadzić w życie trzeba zaglądać do browaru, co czynić można pod różnymi pretekstami, albo bez pretekstów. Bo najważniejsze jest to, że znowu, po stu latach, mamy browar na Głównym Mieście.

Tekst: Aleksander Masłowski

Pięć lat temu odbyło Święto ulicy Piwnej – pierwsze i jak dotąd ostatnie. Ponieważ jestem emocjonalnie związana z tą ulicą, marzę o kolejnej, a potem kolejnej i kolejnej edycji tego święta. Wiem, że nie ja jedna o tym myślę. Są chętni restauratorzy, właściciel księgarni/sklepu z pamiątkami, są mieszkańcy. W czym więc problem? Najwyraźniej w ustaleniu terminu spotkania organizacyjnego. A miejsce? Proponuję… Browar Piwna, a jakże:)

A w święcie na pewno z chęcią wezmą udział Gdańscy Mieszczanie

Tomaszu, Panie Oskarze, Panie Piotrze, Marcinie… spotkajmy się:)  – Ewa Kowalska 

Ulica Piwna leje się piwem