Czy znają Państwo obrzeża Gdańska? Nie ma tu oszałamiających zabytków, a okolica jest raczej kojarzona z wielkimi centrami handlowymi, warto jednak pamiętać, że prowadzą tędy ciekawe szlaki turystyczne, którym często towarzyszą… tory PKM

W dzień świętego Walentego (patrona zakochanych) postanowiłam zajrzeć do kościoła na Matarni, a przy okazji zapalić świeczkę na grobie Jana Krause, kuzyna G. Grassa. Na miejscu się okazało, że wyprawa nie była udana, bo kościół był zamknięty, a poszukiwanego nagrobka nie znalazłam. Ostatnio byłam tu 11 lat temu w towarzystwie Jacka Tredera (trójmiejskiego przewodnika) i tylko mi się wydawało, że znakomicie znam lokalizację pochówku krewnego noblisty. A jednak chwilowe niepowodzenie przekułam w świetny spacer z Matarni do Kiełpinka.

Do Matarni dojechałam pociągiem PKM i prosto z peronu wygodną ścieżką ruszyłam w kierunku kościoła, mijając przydrożną kapliczkę z 1902 roku oraz niewielki cmentarzyk, który planowałam odwiedzić po wizycie w kościele. 

Do drzwi kościoła podchodziłam pełna nadziei, że ponownie zobaczę wszystko, o czym podczas jednej z wycieczek opowiadał znakomity przewodnik Wojciech Chomka, i o czym dla przypomnienia czytałam na portalu trojmiasto.pl
Niestety, pomimo święta patrona świątyni drzwi były zamknięte, ale widok niewielkiej bryły oświetlonej jakby przerażonym nadchodzącą chmurą słońca, wynagrodził mi lekkie rozczarowanie. 
Cóż było robić – okrążyłam kościół, zatrzymałam się przy grobie proboszcza do 1945 r. ks. Kazimierza Rhode; sprawdziłam czy szczyt świątyni wciąż czeka na bociany:) i ruszyłam w kierunku cmentarzyka.

Jeśli ktoś z Państwa zna dokładną lokalizację nagrobka Jana Krause, to bardzo proszę o komentarz – chętnie tam wrócę.
Zanim podjęłam decyzję o (niezaplanowanej) wędrówce do Kiełpinka, rzuciłam jeszcze okiem na ukrywający się w starym parku dworek, w którym dzisiaj mieści się Ośrodek Rehabilitacyjny i Readaptacyjny dla dzieci i młodzieży „Monar”.

Nadszedł czas decyzji. Co robić? Czekać na pociąg, który nie jeździ z oszałamiającą częstotliwością, czy mimo nieodpowiedniego ubrania – pieszo ruszyć w kierunku domu?
Niebieska strzałka nakazu ruchu w prawo pomogła mi podjąć dezycję – ulicą Sąsiedzka ruszyłam w kierunku mojego ulubionego Zbiornika Kiełpinek. Trochę się obawiałam (i słusznie:) bliskiego kontaktu z błotem, ale.. ruszyłam.
Po drodze, prowadzącej wzdłuż Obwodnicy Trójmiejskiej, dosłownie rozczuliła mnie ławka ustawiona „w polu” przez Radę Dzielnicy Matarnia i uśmiechnięta ruszyłam w kierunku ogródków działkowych i sporej kępy drzew.

Mijając Potok Matarnicki wciąż obawiałam się spotkania z błotem i… nie zawiodłam się. Spotkałam się z nim kiedy zbliżałam się do Zbiornika Kiełpinek (obecność błota jest związana z prowadzonymi pracami ziemnymi – od razu tłumaczę, żeby moi koledzy inżynierowie się nie obrazili:)).

Obchodząc zbiornik od zachodu dotarłam do miejsca, z którego prezentował się już znacznie lepiej, a kilka minut później dotarłam do przystanku Gdańsk Kiełpinek. Z tego miejsca powinien mnie dowieźć do domu (zgodnie z pierwotnymi zapewnieniami PKM) dedykowany pobliskim osiedlom autobus linii 268, ale ten jeździ… co godzinę!

Spacer zaproponowaną przeze mnie trasą (około 4 km) z całą pewnością będzie przyjemniejszy na wiosnę, ale jeśli komuś nie straszne błoto i ślizgawica, to bardzo polecam:) 

Przy okazji zapraszam do lektury fragmentu tekstu, który w 2007 roku pojawił się na portalu www.wiadomości24.pl, ale (mam nadzieję) chwilowo, nie jest dostępny, a który zmobilizował mnie do powtórnego odwiedzenia Matarni.

Sentymentalny spacer z Grassem i Oskarem w tle

Zbliżające się 80. urodziny Güntera Grassa to dla mnie czas szczególny. Czas wyciszenia i refleksji, czas poświęcony lekturom i spacerom w miejsca bliskie sercu Mistrza

Jestem zaledwie o pokolenie młodsza od Güntera Grassa, ale mimo, że podobnie jak on urodziłam się i wychowałam w Gdańsku-Wrzeszczu, długie lata nie wiedziałam, że poruszam się śladami Mistrza. Dzisiaj, kiedy zaglądam w pobliże parku Kuźniczki, z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy dziecięcymi susami pokonywałam kamienie rozrzucone w potoku Strzyża, pamiętające być może dotyk stóp małego Günterka. Widok neogotyckiej bryły kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa, w którym podobnie jak przyszły laureat Nagrody Nobla, byłam chrzczona, a wiele lat później ślubowałam dozgonną miłość, powoduje, że moje serce bije niczym bębenek uderzany oskarowymi pałeczkami. Spacer wzdłuż ulicy Lelewela, przy której mieszkał pisarz, przywołuje na myśl stawiane tu pierwsze kroczki mojego syna urodzonego, podobnie jak Mistrz, 16 października.

Na jesienny spacer śladami Güntera Grassa i bohatera jego sztandarowej powieści „Blaszany bębenek” zaprosiłam gdańskiego przewodnika turystycznego Jacka Tredera, którego siostry nieżyjący już teść Jan Krause, był kuzynem matki noblisty. Liczyłam na opowieść niezwykłą i nie zawiodłam się.

Na „kaszubskim kartoflisku”

Spotkaliśmy się w miejscu, którego nazwa kojarzy się gdańszczanom głównie z centrum handlowym, a nie z niewielkim kościółkiem, kępą drzew i ukrywającym się w ich cieniu starym cmentarzykiem.
Tutaj właśnie, w Matarni, w 1991 r. uczestniczyłem w pogrzebie Jana Krause – wspomina Jacek Treder – Dziadkowie zmarłego byli pradziadkami noblisty, a Grass jako dziecko utrzymywał serdeczne stosunki ze swoją kaszubską rodziną.

– Również po wojnie?

Tak. W 1958 r. pisarz przyjechał do Gdańska i nawiązał ponownie bliskie stosunki z krewnymi, a przede wszystkim właśnie z Janem Krause i córką jego brata Franciszka. Tu warto dodać, że ów Franciszek zginął podczas obrony Poczty Polskiej w 1939 r. i był pierwowzorem dla postaci Jana Brońskiego z powieści „Blaszany bębenek”. Fakt, że ukochany kuzyn jego matki zginął z rąk niemieckich, jest dla Grassa szczególnie bolesny.

Pisarz miał zresztą wewnętrzną potrzebę niesienia pomocy finansowej pozostałym w Gdańsku krewnym. Długie lata wspierał w szczególności Jana Krause i swoją rówieśnicę Irmgardę, córkę rozstrzelanego Franciszka.

– Ktoś z tej kaszubskiej rodziny do dzisiaj mieszka w okolicy Matarni?

Na ziemiach należących dawniej do Michała i Marianny Krause, pradziadków Grassa, i tam, gdzie „ … w roku osiemset dziewięćdziesiątym dziewiątym, babka siedziała w sercu Kaszub, w pobliżu Bysewa, [ … ] mając przed sobą Rębiechowo, za sobą Firogę” (cyt. z „Blaszanego bębenka”), kołują dzisiaj samoloty. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku tereny te przeznaczone zostały pod budowę lotniska, a rodzina przeniosła się do Brzeźna. W pobliskiej Firodze mieszka jeszcze pani Irmgarda, którą noblista odwiedza podczas każdej swojej wizyty w Gdańsku […]

Jeśli szukają Państwo pomysłu na inny spacer, zapraszam TUTAJ