Dawno, dawno temu zły generał w ciemnych okularach wyłączył telewizję. Nie pozwolił dzieciom oglądać Teleranka. Chciał, żeby wszyscy oglądali tylko jego – tak, w największym skrócie, pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków wspomina 13 grudnia 1981 r. Brzmi to może zabawnie, ale tamtego dnia nikomu nie było do śmiechu. Ogłoszono stan wojenny.
Grozę grudniowych dni przypomniał Instytut Pamięci Narodowej. Na 32. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego przygotował on album „Gdańsk w stanie wojennym 1981-1983”. Książka zawiera ponad 460 fotografii, z których znaczna część była znana tylko wąskiemu gronu badaczy. Są to w znacznej mierze materiały operacyjne Służby Bezpieczeństwa, wzbogacone o zdjęcia ze zbiorów m.in. Europejskiego Centrum Solidarności, Archiwum Państwowego w Gdańsku oraz Archiwum Komisji Krajowej NSZZ Solidarność. Sporo fotografii udostępniły też osoby prywatne, dzięki czemu powstał wielowątkowy obraz wydarzeń, jakie rozgrywały się w Gdańsku od dnia ogłoszenia stanu wojennego po jego zniesienie 22 lipca 1983 r.
Tanki z wizytą u Lenina
Większość fotografii wykonano w centrum miasta, zazwyczaj w okolicach Dworca Głównego, Huciska, kościoła Mariackiego. No i oczywiście Stoczni Gdańskiej im. Lenina. W owym czasie kolebka Solidarności całkiem naturalnie zamieniła się w jeden z głównych punktów oporu przeciw władzom.
Zomowcy na terenie stoczni pojawili się już 13 grudnia, zatrzymując strajkujących. Próbę pacyfikacji na większą skalę podjęto w nocy z 14 na 15 grudnia, jednak zakończyła się ona niepowodzeniem. Natomiast 15 grudnia po południu spod stoczni wycofano żołnierzy z 8 Dywizji Zmechanizowanej, którzy zabezpieczali ten rejon. Powodem było to, że zbytnio spoufalili się ludnością, która przynosiła im jedzenie, picie, papierosy. Odjeżdżające czołgi były udekorowane flagami i kwiatami…
Taka sielanka nie mogła trwać w wiecznie. Już następnego dnia brama nr 2 została rozbita, milicja opanowała zakład.
Liczenie zabitych
Na zdjęciach często powtarzają się te same elementy: czołgi, milicyjne nyski, opary gazu łzawiącego. Oczywiście, widać też ludzi biegających z biało-czerwonymi flagami lub ciskających kamienie w stronę zomowców. Scenki, które robią równie wielkie wrażenie, jak trzy dekady temu, tj. w czasach wojny polsko-jaruzelskiej. Co prawda, patrząc z perspektywy może się wydawać, że stan wojenny w sumie nie był taki straszny, ale trzeba także pamiętać o jego ofiarach. Kiedy 17 grudnia 1981 r. doszło do zamieszek na Hucisku, służby „porządkowe” użyły broni palnej. Śmiertelnie ranny został 20-letni Antoni Browarczyk. Do kolejnej tragedii doszło w czasie manifestacji w drugą rocznicę podpisania porozumień sierpniowych – zginął Piotr Sadowski. W październiku 1982 r. zmarł Wacław Kamiński, który najpierw został zraniony petardą w głowę, a potem, jak twierdzili świadkowie, samochód, którym przewożono go do szpitala został zatrzymany przez zomowców. Ci mieli Kamińskiego pobić. Ostatnią ofiarą stanu wojennego był działacz Solidarności Jan Samsonowicz. 30 czerwca 1983 r. jego zwłoki znaleziono powieszone na płocie przy ul. Twardej. Okoliczności śmierci do dziś budzą wątpliwości. Przedstawiano ją jako samobójstwo, ale kilka godzin wcześniej Samsonowicza widziano w towarzystwie dwóch nieznajomych mężczyzn. Pogrzeb związkowca przemienił się w wielką demonstrację opozycji.
WRONA SKONA
Stawianie oporu władzy nierzadko pociągało za sobą poważne konsekwencje. O tym, że internowano działaczy Solidarności – wiadomo, podobnie jak o „ćwiczeniach rezerwistów”, na które w listopadzie 1982 r. wysłano działaczy i sympatyków Solidarności „celem odizolowania elementu ekstremalnego i wichrzycielskiego od środowisk w dużych aglomeracjach miejskich i poddania go intensywnej reedukacji społecznej w warunkach dyscypliny i porządku wojskowego oraz działalności szkoleniowo-produkcyjnej”. Mniej osób zna przypadek Stanisława Danielewicza, który w „Dzienniku Bałtyckim” z 12-14 lutego 1982 r. zamieścił artykuł „Wracamy do płyt, o których się mówi”. Pierwsze litery akapitów układały się w hasło: WRONA SKONA. (Młodszym należy się słowo wyjaśnienia, że WRON-a to skrót od Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, czyli junty gen. Jaruzelskiego). Wystarczyło to do wszczęcia przez Prokuraturę Marynarki Wojennej śledztwa w tej sprawie, ponieważ treść artykułu „miała na celu osłabienie gotowości obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i zawierała wiadomości, które mogły wywołać niepokój publiczny lub rozruchy”. Dopiero 10 marca następnego roku Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni umorzył śledztwo w związku z brakiem wystarczających dowodów wskazujących na celowe zamieszczenie przez Danielewicza hasła w tekście artykułu.
Gdańsk, jakiego nie ma
Oglądając album warto na moment uciec od polityki i przyjrzeć się uważniej miastu. Gdańsk można bowiem uznać za osobnego bohatera książki, który w ciągu tych 32 lat bardzo się zmienił. Znikły niektóre kamienice, a na ulicach zmieniły się samochody i tramwaje. Przybyło za to reklam. Dopiero w zestawieniu ze starymi zdjęciami widać, jak bardzo ingerują one dzisiaj w miejską przestrzeń. Na szczęście nie ma już zomowców, chociaż zapewne ich obecność nie była przez dzieci tak zauważana, jak brak Teleranka.
Takie to były czasy.
W poniedziałek 16 grudnia w historycznej Sali BHP w Gdańsku (ul. Doki 1) odbędzie się promocja albumu „Gdańsk w stanie wojennym 1981-1983” Karola Lisieckiego, Tomasza Panka i Wojciecha Wabika. W spotkaniu wezmą udział prezes IPN dr Łukasz Kamiński oraz prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Początek o godz. 14.
Lektura uzupełniająca:
Czy stan wojenny zabrał nam młodość?
13 grudnia 1981 r. – kartka z pamiętnika Ryszarda Skarżyńskiego
Stan wojenny w obiektywie Witolda Szymańskiego
A jak Państwo wspominają ten czas?
Tekst: Marek Barski
Szok po wprowadzeniu stanu wojennego w Gdańsku minął z nastaniem wiosny.
3 maja 1982, podekscytowany olbrzymią, niezależną manifestacją pierwszomajową (pochód około 20 000 gdańszczan pod siedzibę Solidarności przy Grunwaldzkiej 103), po południu pojechałem SKM z Wrzeszcza do Gdańska Głównego. Z kolejki wylał sie tłum ludzi, wszyscy udawaliśmy się w kierunku kościoła św Brygidy. W powietrzu unosił się nieznany mi dotąd , gryzący zapach gazu łzawiącego. Z oddali słychać było pojedyncze wybuchy petard. Na chodniku zobaczyłem metalową łuskę naboju karabinowego. Na ulicy Stolarskiej miejsca na chodnikach brakowało, szlśsmy ulicą. Naprzeciwko ujrzałem kilkudziesięciu zomowców w zwartym szyku z tarczami i pałami szturmowymi. Chciałem zawrócić. Niestety – zbyt późno zorientowałem się, że jestem w czołowych szeregach olbrzymiej manifestacji. A potem… pały, gazy, ogłuszające petardy, kamienie, okrzyki. W bitwie brałem udział przez około 1,5 godziny. Podczas odrzucania świecy dymnej z gazem łzawiącym lekko się opóźniłem. Zobaczyłem tylko wysakakujących z zagazowanego przeze mnie łazika zomowców. Na dłuższą chwilę oślepłem, kilka osób chwyciło mnie na ręce. Wyrywałem się, szarpałem. Uspokojono mnie, że chcą mi pomóc. Wniesiono mnie do prywatnego mieszkania na rogu Stolarskiej i Podwala Staromiejskiego. Starsza kobieta długo i ostrożnie przemywała mi oczy, zmywała krew. Próbowałem dojść do dworca kolejowego. Zatrzymał mnie patrol ZOMO. Zabrano mi dokumenty (legitymacja szkolna). Dobrze, ze tylko tyle. Z czasem doskonaliłem metody walki z komuną .
I mnie mąż namówił na udział w kontrpochodzie. Bałam się strasznie, bo byłam w szóstym miesiącu ciąży, ale poszłam… Dzisiaj nie żałuję.
Zapach i efekt gazu łzawiącego był mi znany od początku. Pracowałam w Zakładach Mięsnych w Gdańsku, a mieszkaliśmy w Sopocie. MUSIAŁAM codziennie być na dworcu.
W przeddzien bylismy z Bogumiła na spektaklu teatralnym…koledzy odwozili nas maluchem do domu …stalismy przed oknami mojego mieszkania i wyglupialismy sie w aucie…Przejezdzala milicja…obserwowali nas dziwnie…zawrocili i znowu nam sie przygladali…Nieswiadome smialysmy sie z nich, ze zazdroszcza Nastepnego dnia 13.12. wybralam sie normalnie na trening…ale tramwaje nie jezdzily…Wrocilam do domu…telewizja nadawala tylko Jaruzelskiego, czytajacego pismo o stanie wojennym…Mama ucieszyla sie, ze dotarlam do domu…Babcia modlila sie i narzekala, ze nie uzbierala worka suchego chleba na ta okolicznosc…to byla juz trzecia wojna w jej zyciu…”w tym dwie swiatowe”
Naszemu przyjacielowi przedłużyli służbę wojskową. Postanowiliśmy go odwiedzić w jednostce w Pruszczu Gd. O ile dobrze pamiętam, to obowiązywał zakaz opuszczania miejsca zamieszkania, ale co tam. Zabraliśmy stosowny sprzęt i pojechaliśmy. Pech chciał, że w jego oficerskiej kanciapie zabalowaliśmy na tyle długo, że uciekł nam pociąg, a godzina policyjna się zbliżała. Koniec końców przyjaciel razem z nami udał się na dworzec. Jako oficera WP, hahahahhaha, przyjęli go z honorami, tzn. pozwolili nam wszystkim zaczekać w budce dróżnika. No cóż, alkohol jeszcze mieliśmy i w sumie nie czuliśmy żadnego zagrożenia:) W końcu pociąg nadjechał, udało nam się szczęśliwie dotrzeć do Sopotu. O tym, co spotkało przyjaciela po powrocie do jednostki do dzisiaj chyba nikt nie wie:):)
Kilka dni później okazało się, że podczas eskapady byłam już w ciąży. No cóż, alkohol dziecku na szczęście nie zaszkodził, no może poza tym, że został artystą:)
To była 7 klasa podstawówki. Nasza wychowawczyni była polonistką i na 13 grudnia 1981 roku zaplanowała nam wyjście do Opery i Filharmonii Bałtyckiej (tytułu nie pamiętam). Wyjście to poprzedziło zdobywanie materiału i szycie długich spódnic, bo do Opery należało wyjść uroczyście. Nie oglądałam teleranków bo w niedzielę chodziło się do kościoła, więc telewizor chyba nie był włączony, coś gadał facet z telewizora, ale nie do końca to było zrozumiałe. Wystrojona w białą bluzkę, długą czarną spódnicę i opatulona przez babcię cieplutko wyszłam z domu, zbiórka pod szkołą. Idę podwórkiem i ktoś mnie zatrzymał – taką elegancką – dokąd idziesz – zapytał – ja, że do opery …, koleżanka przez okno krzyczała – nie idz,, opery nie będzie – wszystko odwołane – tramwaje nie jeżdża … niepewnie wróciłam do domu …. i tak dowiedziałam się, że mamy stan wojenny !
Ja pamiętam jak siedzieliśmy przy małej lampce i szczelnie zasłoniętych oknach, a za oknami sunęły kolumny skotów…jak w święta student uciekał przed zomowcami po godzinie milicyjnej a rodzice go przechowali…zomo przyszło po śladach na śniegu i uwierzyli ojcu że ten człowiek uciekł przez klatkę z drugiej strony…jak ubek celował z pistoletu do mojego ojca, który stał w oknie i mnie i brata trzymał pod pachami, krzycząc „strzelaj sk..wielu!”, mama i babcia płakały…miałam niecałe 7 lat, pamiętam jakby to było wczoraj…
13.12.1981r. stan wojenny …. a 31.12.1981r. miał być mój ślub … zaproszenia rozesłane , knajpka zamówiona , sukienka gotowa , pierwsze przygotowania poczynione … ślubu nie będzie , szok, strach i co teraz będzie ? W poniedziałek 14.12.1981r. strajk w STOCZNI, mój narzeczony też tam jest , o 17.oo kobiety opuściły STOCZNIĘ , a ja z siostrą (16 letnią) około godz. 18.oo weszłyśmy na teren STOCZNI (trasernia) do budynku z napisem STOCZNIA GDAŃSKA na najwyższe piętro i do ostatniego pokoju na korytarzu. Przyniosłyśmy koce i jedzenie. Przed bramą STOCZNI stały skoty, nyski milicyjne i grupki ludzi , a po przejściu bramy opanowała nas cisza , przeraźliwa cisza i strach , czy dobrze zrobiłam wchodząc na teren STOCZNI ?
Zaplanowany ślub nastąpił, impreza do 25 osób miała miejsce w domu (do tylu osób można było się gromadzić) , były telegramy ocenzurowane i nyska z policją pod domem (w Sylwestra była dyspensa na imprezy).
Potem miała miejsce przeprowadzka z garażu w którym trzymaliśmy z trudem zdobyte swoje skarby (miedzy innymi na MM) do wynajętego pokoju , przeprowadzka odbywała się na sankach dziecięcych, ponieważ nic „dużego” nie jeździło . A po 9 miesiącach otrzymaliśmy swoje, pierwsze , własne mieszkanie , którego całkowita powierzchnia wynosiła 17,2 m2 , wysokość mieszkanie miało 3,7 m , natomiast okna były wysokie na 2.2m , ale za to gdzie ? na ul. Mariackiej. Szaleństwo , radość , własne kąty w tak trudnych czasach !!!!
Po kolejnej z mszy w kościele św. Brygidy były zamieszki , bramy do klatek schodowych na Starówce pozamykane , zomo łapało wszystkich … nas uratowały dwie starsze Panie , kazały wziąć się pod rękę i wyprowadziły nas w bezpieczne miejsce , nawet nie zdążyliśmy im podziękować .
Minęło około 4 lat i następna przeprowadzka już do docelowego , swojego mieszkania 🙂 , radość ogromna , a na nasze maleństwo jest mnóstwo chętnych małżeństw z dziećmi O.O . Sierpień zamieszki , a my z ogromnym kartonem książek w tramwaju , który prowadziła kobieta -motorniczy. Zomo chciało zatrzymać tramwaj na wysokości Bramy Oliwskiej …. krzyk jedź dalej , jedź … zomo strzela „świecami” do tramwaju …. przejechała , udało się , jesteśmy już bezpieczni …
Kolejny sierpień uczestniczymy w demonstracji, a po … zomo wkroczyło do akcji , zamieszki , uciekamy … przeskoczyłam parkan znajdujący sie między torami na al. Zwycięstwa O.O jak ja to zrobiłam !! Schowaliśmy się za drzewo w parku przy ul. Uphagena zauważono nas … strzał … odpadł od drzewa ogromny konar tuż pod nasze nogi … gaz łzawiący … i tym razem mieliśmy szczęście.
O rocznicy ślubu zawsze będę pamiętać zresztą jak wszyscy małżonkowie, ale stan wojenny dodatkowo wyostrzył moje wspomnienia …