Przez długie lata Muzeum Poczty Polskiej (oddział Muzeum Historycznego Miasta Gdańska) było miejscem ponurym. Albo, mówiąc eufemistycznie, skłaniającym do refleksji. Trudno jednak żeby było inaczej, skoro ekspozycja koncentrowała się na walce pocztowców z 1 września 1939 r., ich rozstrzelaniu i odnalezieniu szczątków pośmiertnych. Ostatnio oblicze placówki zmieniło się wyraźnie. Jest w niej radośniej. A to za sprawą wystawy „Wokół Polaków Wolnego Miasta Gdańska. Historia pewnej codzienności”, którą otwarto w piątek 28 czerwca.

Muzeum Poczty Polskiej

Od lewej: Adam Koperkiewicz, Ewa Malinowska, Piotr Mazurek / Fot. Ewa Kowalska

Termin wernisażu nie był przypadkowy. Zbiegał się bowiem z 94. rocznicą podpisania traktatu wersalskiego. To na jego podstawie utworzone zostało Wolne Miasto Gdańsk, w którym Rzeczpospolita miało prawo posiadać własną służbę pocztową.

– Organizując wystawę, chcieliśmy pokazać, że Polacy byli nie tylko patriotami i sumiennymi pracownikami, ale też, że po godzinach pracy mieli swoje pasje – mówi Ewa Malinowska, kierownik MPP. – Klubów, stowarzyszeń i zespołów śpiewaczych, w których się udzielali, nie sposób wręcz zliczyć.

Dyrektor MHMG, Adam Koperkiewicz, przyznaje, że początkowo miał obawy, czy zmiana ekspozycji nie jest zbyt radykalna, ale efekt końcowy jest bardzo dobry.

W służbie ojczyzny

Najlepszą opowieścią o życiu Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku są „Wspomnienia gdańskiego bówki” Brunona Zwarry. Nie dziwi więc, że książka stała się swego rodzaju przewodnikiem po wystawie. Zaznaczyć wszakże trzeba, że scenariusz tej prezentacji nie trzyma się chronologii, co jednak wymusza układ pocztowego budynku, gdzie w pierwszej sali zawsze pokazywano przygotowania do wojny i obrony urzędu. Dopiero w następnych pomieszczeniach można zobaczyć, jak się żyło przed wojną.

Niewtajemniczeni zapewne nie zwrócą większej uwagi na eksponaty związane z wojną, acz to właśnie one rzucają nowe światło na postawę pocztowców.

– Często mówiło się, że pracownicy poczty mieli niewielkie pojęcie o wojsku – przypomina dr Janusz Trupinda z MHMG. – Tymczasem część z nich przeszła przeszkolenie na wypadek wojny.

Kiedy w 1936 r. Sztab Główny Wojska Polskiego opracował „Polski plan interwencyjny w Gdańsku”, zorganizowano specjalne szkolenia w ramach Pocztowego Przysposobienia Wojskowego. Ćwiczenia te zintensyfikowano po zajęciu Kłajpedy przez Niemców w marcu 1939 r. W efekcie zamiast kilku godzin Polacy bronili budynku poczty przez cały dzień. Słowem, powierzone zadanie wypełnili lepiej niż oczekiwano.

Stempelek poproszę

Za sprawą heroicznej obrony otwarty 5 stycznia 1925 r. Urząd Pocztowo-Telegraficzny nr 1 jest najbardziej znaną polską placówką pocztową w Wolnym Mieście Gdańsku. Warto jednak pamiętać o innych. Na Dworcu Głównym znajdował się przecież Urząd Pocztowy nr 2, a w Nowym Porcie – Urząd Pocztowy nr 3, tzw. morski. Po wszystkich pozostały drobiazgi – druki, stemple, znaczki pocztowe. Klimat międzywojnia przywołuje namiastka gabinetu naczelnika poczty z przyborami biurowymi, ale godny uwagi jest tu obraz przedstawiający statek Stefan Batory, który opatrzono dedykacją dla Konrada Guderskiego.

Konrad Guderski to postać cokolwiek tajemnicza. Był inżynierem, porucznikiem rezerwy, którego przysłano do Gdańska, aby zajął się przygotowaniami do obrony Poczty Polskiej. Zginął w trakcie walk, a jego miejsce, jako dowódcy, zajął Alfons Flisykowski, który został rozstrzelany wraz z innymi obrońcami 5 października 1939 r. na Zaspie.

Taki był koniec, a wcześniej…

Sport i muzyka

– Po pracy na kolei, na poczcie, w porcie i innych sektorach gospodarki Wolnego Miasta Gdańska Polacy udawali się na popołudniowe spotkania – opowiadają muzealnicy z MHMG. – Uczestniczyli w treningach, próbach chórów, spotkaniach naukowych. Dyskutowali, ale też podnosili swoje kwalifikacje.

Wśród pamiątek świadczących o aktywności rodaków są zdjęcia, dokumenty, broszury, także medale i odznaczenia. Część z nich pochodzi ze zbiorów Towarzystwa Przyjaciół Gdańska, a udostępnili je Piotr Mazurek i Mirosław Piskorski. Szczególne wrażenie robi sztandar Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, który w czasie wojny przechowywano z narażeniem życia, oraz uniform członka Sokoła.

– Powstałe w Czechach w 1862 r. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” bardzo szybko rozprzestrzeniło się na terenie Rzeczypospolitej, która w owym czasie była pod zaborami – opowiada Janusz Trupinda. – Była to organizacja, która – obok celów związanych z krzewieniem kultury fizycznej – stawiała sobie inne cele: budowanie tożsamości narodowej i pobudzanie patriotyzmu.

W Gdańsku początki Sokoła sięgają roku 1894 r., kiedy w lokalu przy ul. Św. Ducha odbyło się zebranie założycielskie towarzystwa. W 1906 r. jego działalność zamarła, a wznowioną ją cztery lata później za sprawą dr. Franciszka Kręckiego, działacza ruchu młodokaszubskiego, ale też przywódcy Organizacji Wojskowej Pomorza w przełomowych latach 1918/1919. Zginął w Wielki Piątek 1940 r. w zbiorowej egzekucji więźniów Stutthofu.

– Ze struktur sokolskich powstał największy polski klub sportowy w Gdańsku, czyli Gedania – przypominają muzealnicy. – Miał on wiele sekcji, zrzeszających zarówno dorosłych, jak i dzieci i młodzież. Odnosząc sukcesy w rywalizacji z drużynami niemieckimi, był dumą całej społeczności polskiej.

Powodem do dumy były również sukcesy muzyczne. Nie brakowało ich Janowi Kiepurze, który w Gdańsku wystąpił w 1927 r., ale na (polskim) Wybrzeżu koncertował jeszcze tuż przed wybuchem wojny – w Gdyni. Dał wtedy wyraz antyniemieckim nastrojom, a jego występ przyjęto euforycznie.

– W Wolnym Mieście Gdańsku Polacy udzielali się głównie w amatorskim ruchu muzycznym – tłumaczy Ewa Malinowska. – Do najbardziej znanych towarzystw śpiewaczych należały: Lutnia, Lira, Moniuszko i Św. Cecylia. Oprócz tego były zespoły muzyczne, chociażby pocztowe czy kolejowe, ale powszechnie grywano też w gronie rodzinnym.

Ciekawostką jest, że na wystawie można zobaczyć nie tylko pamiątki związane z ruchem muzycznym, ale też posłuchać śpiewu Jana Kiepury. Podobnie zresztą, za sprawą specjalnego aparatu telefonicznego, można wysłuchać plattdeutsch, czyli mowy przedwojennych gdańszczan. Felieton Fritza Jaenicke, znanego również pod literacką kreacją jako emeryt Poguttke, opracowali na potrzeby wystawy Aleksander Masłowski i Roman Kowald.

Chwała bohaterom

Narracja wystawy prowadzi aż do współczesności. Muzealnikom zależało na pokazaniu, jak o ofierze pocztowców pamiętano w latach powojennych. A trzeba przyznać, że zrobiono wiele, by utrwalić ich nazwiska w społecznej świadomości. Efektem tych starań jest m.in. pomnik na placu Obrońców Poczty Polskiej, jak również muzeum w dawnym Urzędzie Pocztowo-Telegraficznym nr 1.

– Muzeum Poczty Polskiej utkane jest z emocji i to je odróżnia od innych – przekonuje Ewa Malinowska. – Tutaj historia, jeśli tak można powiedzieć, nie jest przeszłością. Ona wciąż żyje.

Potwierdzeniem tych słów była obecność na otwarciu wystawy krewnych pocztowców, m.in. Henryki Flisykowskiej-Kledzik, córki Alfonsa Flisykowskiego, i Stefanii Kosiorowskiej, córki Maksymiliana Cygalskiego. Była też Budzimira Wojtalewicz-Winke, pochodząca z rodziny Muzyków, która zapisała piękną kartę w życiu społeczności polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku.

Tekst: Marek Barski