Po trwających od listopada ubiegłego roku obchodach stulecia Muzeum Wnętrz Mieszczańskich pozostanie w Domu Uphagena sporo pamiątek – kryształowy żyrandol w salonie, odrestaurowane sztukaterie w sieni, publikacje. Także odnowione podwórze, które nieprzypadkowo oddano do użytku 17 lipca.

– Tego dnia przypada rocznica śmierci Elżbiety Uphagen z domu Forret, która była matką Jana, budowniczego kamienicy przy ulicy Długiej 12 w Gdańsku – wyjaśnia dr Ewa Barylewska-Szymańska, kierownik Domu Uphagena. – Dla rodziny była to data spotkań. Drugie tradycyjnie odbywało się w styczniu. Wtedy przypadało wspomnienie śmierci Piotra Uphagena, ojca Jana.

Myśl o zagospodarowaniu podwórza dojrzewała długo, zawsze bowiem były pilniejsze potrzeby. Pod koniec lat 90. XX w., a więc w czasie kiedy Dom Uphagena wznawiał działalność po wieloletniej przerwie, przeprowadzono tylko prace konserwacyjne podwórzowej studzienki. Teraz doczekaliśmy się pełnej rewitalizacji dziedzińca. Odnowione zostały prowadzące nań drzwi, mur oddzielający posesje i fragment elewacji. Uporządkowano też instalację wodociągową.

– Woda, która tu dociera jest bardzo dobrej jakości – zapewnia Serge Bosca, prezes Saur Neptun Gdańsk, firmy partycypującej w kosztach przedsięwzięcia. – Można ją pić prosto z kranu.

– Podwórze ma być miejscem, gdzie goście muzeum znajdą chwilę wytchnienia – dodaje Ewa Barylewska-Szymańska. – Stąd obecność w tym miejscu ławeczek i zieleni.

Meble, które wykonano z myślą o podwórzu, są – rzecz jasna – stylowe. Wzorowano je na tych, jakie niegdyś znajdowały się w dworze w Młyniskach. Jest to więc nawiązanie do podmiejskich rezydencji gdańszczan. Podobnie wygląda sprawa roślin. Odpowiadają one tym, które uprawiano na przełomie XVIII i XIX w.

Botaniczna część zagospodarowania podwórza to dzieło dr Katarzyny Rozmarynowskiej z Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej. Jak mało kto zna ona historię gdańskich parków i ogrodów. W przypadku Domu Uphagena postawiła m.in. na bukszpany, ostróżki, lobelie, pelargonie. Są również zioła, które dzisiaj tylko cieszą oko i roztaczają aromat, za to w przeszłości były uprawiano głównie na potrzeby gospodarstwa domowego.

Autorzy nowej aranżacji podwórza podkreślają, że podróż w czasy Jana Uphagena ma swoje granice. Nie chcieli pokazywać dosłownie realiów końca XVIII w., bo efekt niekoniecznie byłby sielankowy.

– W tamtej epoce podwórza miały charakter stricte użytkowy – tłumaczy Ewa Barylewska-Szymańska. – Tutaj właśnie znajdowały się kurniki, gołębniki i klatki dla królików. Także latryny, choć stopniowo „miejsca ustronne” wprowadzano do kamienic. Z czasem z wychodków na zewnątrz korzystała jedynie służba.

Uroczystość oddania do użytku odnowionego podwórza zaszczycili swą obecnością goście specjalni. Wśród nich syn ostatniego zarządcy Fundacji Rodzinnej Uphagenów, Peter Uphagen wraz z żoną z Ullą. Przyznaje on, że odnowienie podwórza sprawiło mu wiele radości. Sam zajmuje się uprawą ogrodu, jest to jego pasja.

Wzruszenia natomiast nie kryła Gundula Wollin, wnuczka innej znaczącej dla Gdańska i Sopotu postaci, tj. Friedricha Basnera – kupca i kolekcjonera.

– Dzięki wspaniałym ludziom, których poznałam we współczesnym Gdańsku, mogłam połączyć przeszłość i teraźniejszość – twierdzi Gundula Wollin. – Wróciłam do świata moich dziadków.

Jedną z osób, które w tym pomogły jest dr Ewa Barylewska-Szymańska. To dzięki niej Dom Uphagena niezmiennie tętni życiem, stanowi przystań dla miłośników dawnego Gdańska. Odnowiony dziedziniec ma być kolejnym miejscem, w którym będą oni mogli poczuć klimat nieistniejącego już miasta. Mają w tym pomóc organizowane na podwórzu koncerty i wystawy plenerowe, a przedsmakiem tego, co będzie się działo – i to dosłownie! – była degustacja słodyczy przygotowanych według oryginalnej gdańskiej receptury z 1806 roku.

Autor: Marek Barski