Dolne Miasto potrafi wystrzelić! 29 października w Królewskiej Fabryce Karabinów odbyło się fantastyczne spotkanie wokół historii tego obiektu. Do wspólnej opowieści z bronią w tle zaprosili Opowiadacze Historii, a szczegółowej prezentacji miejsca i rozległych tu onegdaj profesji dokonał Jacek Górski –  znawca, miłośnik i przewodnik dolnomiejskiego obszaru.

Rzecz jasna, wszystko potoczyło się w  w znanej tu kafejce Rzecz Jasna. Początkiem całego zdarzenia była prezentacja zdjęć z lotu ptaka Rafała Wojczala, które pozwalały objąć wzrokiem całość historycznego miejsca z wyraźnym akcentem na ostatni, zachowany tutaj komin fabryczny.

Przed wiekami…

Ale zanim zaczęła się opowieść o Królewskiej Fabryce, najpierw wszyscy dowiedzieli się, gdzie dzisiaj siedzielibyśmy, gdyby to było w XIV wieku. W bardzo dowcipny i medialny sposób zaproponowano publiczności konkurs, w którym trzeba było odgadnąć, co dawniej było podłożem obecnego Dolnego Miasta. Prawie jednomyślnie wskazano „zatokę, bagno, las, łąkę”, a więc miękko wsiąkalibyśmy w grunt. Ówcześnie nazywano to miejsce Świńskimi Łąkami z racji wypasania tam zwierząt nierogatych. Opowiadacz  w tym miejscu zastrzegł, że ta wyrazista nazwa nie powinna być odbierana negatywnie, bo jest po prostu faktem onomastycznym tamtego miejsca. Tak więc, jak się okazało,  przyszłość Fabryki była jeszcze daleka.

Słońce przeszłości było jednak dość hojne, więc wiekami osuszało podmokły teren. Ażeby przyspieszyć ten proces w XVII w. rozwinięto sieć kanałów, których celem było pochłanianie i osuszanie grząskiej ziemi, a w XIX w. dokończono dzieła nowoczesną siecią kanalizacyjną. Wraz z utwardzaniem gruntu zabudowania stawały się śmielsze i tak powoli dookreślało się Dolne Miasto z charakterystycznymi ulicami wzdłuż dawnych kanałów.

Wśród nich zaistniała ulica Łąkowa, Weidengasse 35/38. To właśnie pod tym numerem, w byłej fabryce cukru trzcinowego rozwinęła za chwilę swą działalność słynna Fabryka Broni. Ale zanim do tego doszło, można przypomnieć, że początkowo produkcja broni i jej ostrego wyposażenia była przedsięwzięciem prywatnych właścicieli w różnych wytwórniach i miejscach . Już w 1818 r. rozpoczęły działalność warsztaty artyleryjskie, sąsiadujące z budynkiem Fabryki. Znany był zakład rusznikarski Friedricha Wilhelma Apfelbauma, a z Osieku w 1839 r. przeniósł swoją fabrykę karabinów na Dolne Miasto do budynku 35/38, a więc miejsca przyszłej Fabryki, Johann Ferdinand Geschakt. W 1844 r. jego zakład rusznikarski odkupili bracia Heinrich i Max Behrend. Wybudowali tutaj piec parowy, a ich poważnym zamiarem było przekształcenie zakładu broni  w potężną fabrykę. Niestety, zbankrutowali.

Królewska Fabryka Karabinów

Przełomem stał się rok 1853, kiedy państwo pruskie wykupiło miejsce i udziały w produkcji karabinów przy Łąkowej 35/38. Od tego roku oficjalnie zaczęła tu działać pod podniosłą nazwą słynna Królewska Fabryka Karabinów (Konigliche Gewehr – Fabrik), zwana też Gdańską Fabryką Karabinów. Ale królewskość  zwyciężyła. I tak powoli rozwijała się karabinowa idea. Rozmach produkcyjny potężniał, więc obszar fabryczny w kolejnych latach też rozrastał się, zajmując cały plac Weidengasse w kierunkach do ul. Królikarni (Kolkowgass) i Schleusengasse, obecnej ul. Kieturakisa. W zakresie ofert były zarówno karabiny kapiszonowe, jak i nowoczesna broń iglicowa. Świadectwem rangi i dumy z partycypacji w owej  „karabinierni” odsłonięto w 1897 r. obelisk cesarza Wilhelma I (co jest do dzisiaj dość tajemniczym poszukiwaniem Opowiadaczy Historii). Na początku XX wieku zaczęto w Królewskiej Fabryce Karabinów produkować bardzo nowoczesny karabin typu Mauser, iglicowy, o wykwintnej i oryginalnej formie. Na dowód wystąpił przed publicznością Rzeczy Jasnej wprawny karabinier i zaprezentował wszystkie etapy ładowania historycznego Mausera uwieńczone  charakterystycznym, a jednak pokojowym kliknięciem.

Ta broń służyła głównie niemieckim żołnierzom przez cały czas trwania wyjątkowo okrutnej I wojny światowej. Tak więc, kiedy rozpoczęła się wielka wojna produkcja broni nabrała tempa. W 1914 r. produkowano 180 karabinów dziennie, a już w 1918 r., w czasie zbliżającego się końca wojny – 2,5 tysiąca sztuk dziennie. Jak donosił „Goniec Wielkopolski” powierzchniowo fabryka osiągnęła ogromne rozmiary: w 1914 r. zajmowała  29.300 m kw., a w 1918 r. –  58.500 m kw. W 1916 roku zatrudniono rekordową ilość 6,5 tysiąca pracowników. Jednak czas diametralnie zmienił oblicze Europy i nastroje polityczne. Po wojnie i demilitaryzacji  zaprzestano  w Fabryce produkcji broni, a część maszyn zakupiło państwo polskie, zaś niemiecki rząd przekazał prawa majątkowe gdańskiej gminie miejskiej.
W 1921 r. po sześćdziesięciu ośmiu latach istnienia Królewska Fabryka Karabinów  została ostatecznie zamknięta.

Tereny fabryczne w nowej odsłonie

Jej kolejna  historia potoczyła się już zupełnie inaczej, zdecydowanie pokojowo. W związku z ogromnym obszarem tego miejsca, jak również w nowej sytuacji politycznej (Wolne Miasto Gdańsk) w okresie międzywojennym, jak i powojennym aż do czasów współczesnych w Fabryce rozkwitło mnóstwo „mniejszych lub większych firm rzemieślniczych, produkcyjnych i usługowych”. Podczas niedzielnego spotkania przykuła uwagę wzmianka prelegenta dotycząca terenu fabrycznego z 1940 r. Na slajdzie, w miejscu fabryki, widać było jaśniejącą białą plamę, jakby Królewska Fabryka znikła. Zagadka rozwiała się szybko przy udziale fenomenalnej publiczności. Okazało się, że formalnie był to teren ukryty, tajny, wojskowy, wyjęty z dostępności, co właśnie z perspektywy dzisiejszego drona wyglądało jakby obiektu w ogóle nie było.

Trzeba przyznać, że rozpiętości działalności po zamknięciu KFK nie sposób spisać. Po I wojnie, w duchu skoku kontaktów handlowych, jak i drobnego wytwórstwa nastąpiło swoiste zatrzęsienie inicjatyw i można wyliczyć aż kilkadziesiąt podmiotów, które zagospodarowały dawną Królewską Fabrykę Karabinów. A wśród nich: Fabrykę Czekolady, Fabrykę Guzików, Fabrykę Liczników Gazowych, Fabrykę Liczydeł. Przewodnik wymieniał zadziwiającą ilość wytwórni: margaryny, wody mineralnej, piwa, kolorowego kitu (Color), grzebieni, reflektorów samochodowych, różnego rodzaju warsztaty, szlifiernię cylindrów, zakłady obróbki drewna. Istniała tu również mała mennica.

Duże wrażenie zrobiła opowieść o istniejących aż do 1990 r. Gdańskich Zakładach Futrzarskich „Futerki”, które słynęły między innymi z rodzaju używanych skór, sposobów ich uszlachetniania i oferty kolorów. Ta  ilustrowana bogato zdjęciami opowieść o modelach i futrzanych materiałach mogła obecnie zrobić mocne wrażenie na niejednym  wegetarianinie. Obok innych wspomniano też o działających  w latach 30. dwóch firmach papierniczych specjalizujących się w wytwórstwie tektury falistej –  Danziger Verpackungsindustrie Wellpappenfabriken A. G. i kopert  – Hans Briefumschlagfabrik A. G.
Ówczesna „Gazeta Gdańska” szeroko rozpisywała się o działalności w nowej dzielnicy przemysłowej, jak właśnie określano to miejsce. Jacek Górski dla podkreślenia różnorodności i rangi usług przedstawił wszystkie zakłady, instytucje, firmy alfabetycznie i na każdą literę coś opowiedział.
Po wojnie kontynuowano w KFK szereg działalności. Dotyczyło to między innymi Gdańskiej Fabryki Obrabiarek (w przyszłości Hydroster), której początek można znaleźć w przedwojennej fabryce maszyn drukarskich Carla Thumecke. Wychodząc naprzeciw rozwijającemu się przemysłowi okrętowemu w latach 50., nastąpiło kooperatywne podejście do zakładów związanych właśnie ze stoczniami. W ten sposób przejęte zostały zakłady produkujące różne elementy okrętowe, bądź z których kupowano towar i sukcesywnie powstawał potentat reprezentujący przemysł stoczniowy, by ostatecznie przyjąć nazwę Hydroster – Zakłady Urządzeń Okrętowych.

W tym miejscu publiczność Gdańskiej Fabryki Karabinów dowiedziała się o pewnych powojennych tajemnicach fabryki. Po odtajnieniu akt CIA, okazało się, że na terenie fabryki na początku lat 50. produkowano tzw. pociskówki, czyli tokarki do wytwarzania pocisków artyleryjskich. Tygodniowo powstawało ok. pięciu pociskówek wywożonych następie na Śląsk . A wszystko było ściśle tajne. Dlatego podczas słuchania rodziło się pytanie – ile jeszcze tajemnic kryje Dolne Miasto?
Generalnie po II wojnie światowej działało w Królewskiej Fabryce mniej więcej siedem wytwórni, których większość, jak wspomniano, była kontynuacją przedwojennych przedsięwzięć. 

Królewska Fabryka Karabinów

Obecnie były teren fabryczny znów powoli wskrzesza się. Nadzieją jest to, że nie będzie potrzeby produkowania ekstremalnych towarów. Królewska Fabryka Karabinów posiada charakterystyczne logo KFK, które wyraziście rekomenduje istniejące tu nowe aktywności. Na przykład działa na jej terenie Szpital Weterynaryjny Krzemińskiego, którego twórca i właściciel Marcin Krzemiński był wśród publiczności. Rozwija się  firma Tebander zajmująca się kompozycją nastroju harmonijnymi meblami. Odbywają się koncerty, wernisaże, spotkania.  No i Rzecz Jasna zachęca ofertami  jako bardzo artystyczna kafejka z bogatym menu –Jedzenie – Picie – Rzeczy  –  o czym wszyscy przekonali się po kilkugodzinnym łącznym wykładzie i spacerze po terenie aktywizującej się Królewskiej Fabryki Karabinów. Jacek Górski zarekomendował na koniec Jana Daniluka, gdańskiego niestrudzonego historyka –  odkrywcę, by tym sposobem wszystkich zachęcić do czujnej obserwacji historii.
Prawdę mówiąc, zaciekawienie Dolnym Miastem rośnie.

Dolne Miasto

Tekst: Joanna Szymula