Angielski wyraz bounty, który młodemu pokoleniu kojarzy się zapewne wyłącznie z kokosowym batonikiem, oznacza tyle co 'hojna nagroda’. Ci, którzy wiedzą cokolwiek o morskiej historii świata kojarzą to słowo raczej z nazwą angielskiego okrętu, okrętu HMS Bounty, który zawinął do Gdańska.

HMS Bounty w Gdańsku

Okręt ów, zanim stał się Bounty, był statkiem do przewozu węgla o nazwie Bethia, zbudowanym w 1784 r. w Hull we wschodniej Anglii. W 1787 r. kupiła go brytyjska marynarka królewska i po niewielkich przeróbkach wciągnęła na listę floty wojennej. Tak węglowiec Bethia stał się okrętem HMS (a dokładniej HMAV) Bounty. Pierwszym zadaniem, jakie przeznaczono okrętowi, była wyprawa na dalekie Tahiti, w celu pozyskania sadzonek drzewa chlebowego. Sadzonki potrzebne były do eksperymentu żywieniowego, polegającego na próbie hodowli chlebowca w Indiach Zachodnich (czyli w Ameryce Środkowej), gdzie w razie powodzenia przedsięwzięcia, miał się stać źródłem taniego wyżywienia błyskawicznie rosnącej populacji niewolników importowanych z Afryki. Pomysłodawcą eksperymentu był Joseph Banks, angielski botanik, do którego wrócimy jeszcze za chwilę, próbując udowodnić jak historia HMS Bounty wiąże się z Gdańskiem. Dowódcą okrętu mianowany został William Bligh.

Na dzień przed gwiazdką roku 1787, z 46-osobową załogą, wyruszył Bounty z portu Spithead w południowej Anglii, kierując się ku Tahiti – wyspie na południowym Pacyfiku. Podróż szybko okazała się niezbyt szczęśliwą. Kiedy okręt próbował dostać się z Atlantyku na Pacyfik, przy Przylądku Horn napotkał na przeciwne wiatry, które przez okrągły miesiąc uniemożliwiały mu opłynięcie Ameryki Południowej. Wobec takiej sytuacji William Bligh podjął decyzję o zmianie kursu i próbie dotarcia na Pacyfik od drugiej strony, czyli przez Ocean Indyjski. Była to decyzja słuszna, aczkolwiek do Tahiti okręt dotarł dopiero po dziesięciu miesiącach żeglugi.

A Tahiti, rajska wyspa, okazała się być znacznie bardziej interesująca niż tylko jako źródło sadzonek chlebowca. Wypuszczeni na ląd marynarze szybko zżyli się z tubylcami, a w szczególności z tubylkami, które, jak powszechnie wiadomo, słyną z niewiarygodnej wprost urody. Ale służba nie drużba i trzeba było wracać na okręt, na który załadowano w międzyczasie ponad tysiąc, umieszczonych w doniczkach, sadzonek chlebowca. Pięciomiesięczna wizyta w raju skończyła się i statek odbił od brzegu. I wszystko mogło iść nadal zgodnie z planem, gdyby nie bunt, jaki wybuchł na pokładzie po trzech tygodniach i przepłynięciu ok. 2000 kilometrów. Załoga podzieliła się na dwie mniej więcej równe części, ale zbuntowana część była widocznie bardziej przekonująca, skoro po ostrej wymianie zdań, ale bez walki i rozlewu krwi, zdecydowano, że dowódca wraz z osiemnastoma wiernymi mu członkami załogi opuści statek, pozostawiając go w rękach buntowników. Wyposażony w niewielkie zapasy, podstawowe instrumenty nawigacyjne i szalupę, Bligh odpłynął na zachód. Zaraz po kapitanie opuściły pokład wyrzucone za burtę sadzonki.

Zbuntowana część załogi, pod dowództwem Fletchera Christiana, skierowała Bounty najpierw ku archipelagowi Tubuai, gdzie próbowali osiąść, co uniemożliwili im skutecznie miejscowi ludożercy. Przypomnieli sobie wówczas o Tahiti. Tam pozostało szesnastu z nich, ośmiu zaś, w towarzystwie porwanych z wyspy sześciu Tahitańczyków i jedenastu Tahitanek, wypłynęło na poszukiwanie wyspy, której nie było na angielskich mapach. Okazała się nią być leżąca pośrodku Pacyfiku wyspa Pitcairn, która miała tę zaletę, że jej faktyczna lokalizacja mocno odbiegała od uwidocznionej na angielskich mapach. By zapobiec rozbieżnościom zdań w kwestii pozostania na wyspie, buntownicy spalili 23 stycznia 1790 r. okręt, którym przypłynęli. Zatoka w której zakończył istnienie Bounty do dziś nazywa się Bounty Bay.

William Bligh wraz z wierną mu częścią załogi dotarł cudem i dzięki swoim nieprzeciętnym umiejętnościom do holenderskiego wówczas portu Kupang w Indonezji. Buntownicy natomiast niedługo cieszyli się swoją wolnością poza granicami znanego świata. Spór z uprowadzonymi Tahitańczykami (według romantycznych wersji historii wywołany przez konflikt o Tahitanki), doprowadził do walki, w której męska część buntowniczej załogi wyginęła doszczętnie, poza jednym marynarzem, dzięki opowieści którego udało się odtworzyć losy okrętu i jego załogi po pożegnaniu z przepędzonym dowódcą. Warto dodać, że potomkowie marynarzy z Bounty żyją do dziś na wyspie.

I oto z górą dwieście lat po opisanych wyżej wydarzeniach, 5 lipca 2011 r. około południa, Bounty pojawił się u wejścia do gdańskiego portu. Ducha zbuntowanego okrętu przywiozła do Gdańska pływająca pod amerykańską banderą replika, zbudowana w 1960 r. na potrzeby nakręconego w 1962 roku filmu „Bunt na Bounty”. Replika, będąca o około 30% większą kopią oryginału, jest w pełni funkcjonalnym żaglowcem, który ma już własną historię. Oprócz tytułowej roli w filmie z 1962 r. zdążyła zagrać także w „Wyspie skarbów” z 1990 r. oraz w drugiej części „Piratów z Karaibów” w 2006 r. Znacznie jednak ważniejszą rolę odgrywa pływając po świecie z młodzieżowymi załogami, przypominając o wielkich, a mocno dziś zapomnianych, czasach żaglowców.

„Bounty II”, bo tak się nazywa, stoi od dziś przy kei na Motławie na wysokości restauracji Kubickiego, a w trakcie głównych uroczystości zlotu Baltic Sail 2011 będzie można go zwiedzać.

A jak ma się historia HMS Bounty do Gdańska? Otóż, wspomniany wyżej sir Joseph Banks, autor projektu wyprawy po sadzonki chlebowca, podczas której doszło do słynnego buntu, kilka lat wcześniej, bo w 1772 r. popłynąć miał z kapitanem Jamesem Cookiem na wyprawę na Pacyfik. W ostatniej chwili zrezygnował z rejsu, a na jego miejsce zaproszono… Johanna Reinholda Forstera, pochodzącego z Tczewa badacza amatora, z zawodu protestanckiego kaznodzieję z Mokrego Dworu koło Gdańska. Wyprawa, którą Forster wraz synem, Georgiem Forsterem, odbył pod komendą kapitana Cooka na HMS Resolution, przyniosła mu światowy rozgłos w kręgach badaczy przyrody. Postać Georga Forstera upamiętnia jeżdżący po Gdańsku od pewnego czasu tramwaj. Przepędzony z Bounty kapitan William Bligh, jeszcze zanim otrzymał komendę własnego okrętu, rozpoczął służbę jako oficer nawigacyjny na HMS Resolution w marcu 1776 r., a więc zaraz po powrocie Cooka z wyprawy, w której brali udział obaj Forsterowie. Można zatem z pewną przesadą powiedzieć, że minęli się na trapie. Tak to właśnie łączą się ze sobą Gdańsk, Tahiti, Bounty i Bounty II oraz tramwaj.

Autor: Aleksander Masłowski