Pięknie wygląda w słońcu Fontanna Neptuna na Długim Targu. Błyszczą złotem zdobiące ogrodzenie gdańskie lwy i orły, migocą wesoło strumienie. Podobno w wodnych szmerach zapisana jest legenda –  o narodzinach Goldwasser.

Sędzia otworzył puzderko zamczyste
W którym rzędami flaszek białe sterczą głowy
Wybiera z nich największy kufel kryształowy
(Dostał go Sędzia w darze od księdza Robaka)
Wódka to gdańska, napój miły dla Polaka.
„Niech żyje! – krzyknął Sędzia, w górę wznosząc flaszę –
Miasto Gdańsk! niegdyś nasze, będzie znowu nasze!”
I lał srebrzysty likwor w kolej, aż na końcu
Złoto zaczęło kapać i błyskać na słońcu.

        Jak bliskie sercom Polaków są te słowa! Jak mocno brzmi w naszej pamięci ten fragment IV. księgi Pana Tadeusza, w którym wzniesiono pamiętny toast! Cóż to za napój dostąpił zaszczytu obecności w narodowym eposie? Tym trunkiem była – przez wieki tajemnicza i ekscytująca – znana w całej Europie – złota woda. Mieniący się płatkami najszczerszego złota bodaj najsłynniejszy likier na świecie – stał się jednym z gdańskich symboli.

Pięknie wygląda w słońcu Fontanna Neptuna na Długim Targu. Błyszczą złotem zdobiące ogrodzenie gdańskie lwy i orły, migocą wesoło strumienie. Podobno w wodnych szmerach zapisana jest legenda… Kiedy nastąpiło długo oczekiwane uruchomienie fontanny z okazji wizyty króla Władysława IV – radość zapanowała w mieście! Kto żyw, śpieszył pod Dwór Artusa, aby podziwiać piękne dzieło. Rychło zwyczajem i tradycją stało się wrzucanie do misy złotych monet. Aż którejś nocy Neptun zamieszał trójzębem wypełnioną złotymi dukatami wodę i ze studni Boga Mórz popłynęła złota woda – Goldwasser.

A jak było naprawdę?

Szesnastowieczny Gdańsk zyskał sławę ośrodka tolerancji religijnej w całej Europie. Zdążali do niego ludzie różnej wiary – artyści, architekci, uczeni, kupcy, bankierzy, przybysze z różnych stron świata. Wśród nich przybył do grodu nad Motławą flamandzki menonita, kupiec i destylator – Ambrosius Vermollen. To właśnie on przywiózł recepturę pachnącego anyżem, ziołowego likieru, okraszonego płatkami 22 karatowego złota. Ze względu na majętność otrzymał obywatelstwo gdańskie i zgodę na produkcję „napojów rozweselających”. W rejestrach ślubów zanotowano ślub Ambrożego z przepiękną gdańszczanką Anną. Majętny małżonek stał się producentem likierów, uzyskując od Rady Miasta prawo wytwarzania wódki według własnej receptury. Wytwórnia mieściła się na ulicy Św. Ducha w oficynie domu.

Prawdziwie złoty interes

Złota Woda zachwyciła swym smakiem liczne rzesze ludności, stając się dla Ambrożego i jego żony prawdziwie złotym interesem. Po ich śmierci (jako zacni mieszczanie dostąpili pochówku w Kościele Mariackim) rodzinny interes kontynuowali synowie. Na ich ręce ojciec przekazał najcenniejszy skarb rodzinny – istniejącą po dzień dzisiejszy księgę przepisów fabrykacji trunków szlachetnych spisaną w 1606 r. Przez następne dziesiątki lat przekazywana była z pokolenia na pokolenie, a każdy nowy właściciel składał uroczystą przysięgę, że nie zdradzi bezcennych przepisów. Rodzinny interes prosperował znakomicie do 1704 roku, w którym to właściciele przenieśli się do kamienicy przy ulicy Szerokiej.

Jej portal zdobił znamienny wizerunek – złocisty łosoś. To on właśnie stał się godłem firmowym szlachetnego produktu.

Moc gdańskiej złotej wody

Wyroby ze znakiem łososia pito przy niepowszednich okazjach, wszak Goldwasser, znana w Polsce jako złota wódka – była produktem luksusowym. Wznoszono nią toasty na cześć królów przybywających do Gdańska, opijano narodziny potomków rodów burmistrzów i patrycjuszy, świętowano otrzymanie przywilejów. Nie jeden raz beczki i flasze napoju pieczętowane znakiem łososia wędrowały na sejmy, sejmiki i stoły królewskiej rady… Burmistrzowie i rajcy gdańscy znali bowiem cudowną moc złotej wody, która powodowała rozjaśnienie umysłu, skłaniając serca posłów i senatorów do podejmowania korzystnych dla Gdańska decyzji. Gdańska woda była wykwintnym prezentem, a kosztowanie jej podczas gdańskich biesiad stało się rytuałem. Napój znajdował uznanie zarówno u przyjaciół, jak u wrogów. Podczas długotrwałego oblężenia miasta (w którym znalazł schronienie król Stanisław Leszczyński) przez Rosjan i Sasów – delektowano się Goldwasserem po obu stronach wałów. O renomie może świadczyć próba podrobienia receptury trunku rodem z ulicy Szerokiej. W kronikach miasta zanotowano skargę dotyczącą szkody wyrządzonej fabryce na skutek drukowanych w Petersburgu etykietek z wizerunkiem łososia. Rada Miasta prosiła w specjalnym memoriale o ukaranie producenta. Można powiedzieć, że był to jeden z pierwszych w Polsce przykładów urzędowej ochrony znaku firmowego. A było doprawdy co chronić! Lokal pod Łososiem przy ulicy Szerokiej z którego okien widać było dźwig portowy Żuraw, kościoły Św. Jana i Mikołaja, stał się miejscem spotkań patrycjatu, gości, dyplomatów, kupców i literatów.

Jak każdy, kto do Rzymu jedzie
Papieską tam całuje dłoń
Tak w Gdańsku Łosoś prym dziś wiedzie
I wszystkie drogi wiodą doń!

– brzmią słowa osiemnastowiecznego poematu na temat likieru.

Kiedy pod koniec XIX wieku w Domu pod Łososiem gościł hrabia Tarnowski i zapisał pełen zadumy: miałem wrażenie, że jestem w mieszkaniu jakiegoś flamandzkiego burmistrza, który właśnie wyszedł z domu.. Przede wszystkim jednak hrabia uwiecznił w swych pamiętnikach postać właściciela, który sam każdego oprowadzał, tłumaczył, opowiadał, a przy tym uśmiechał się do znanych przedmiotów. A im dłużej je znał i widział, tym bardziej je kochał… Któż nie kosztował tego szlachetnego napoju! Adam Mickiewicz, choć nigdy nie gościł w Gdańsku, nie był pierwszym, ani ostatnim, który do swych strof poetyckich wtoczył owo symboliczne „gdańskiej wódki pół beczki”. Henryk Sienkiewicz rozsławił likier w swojej Trylogii, o gdańskiej Złotej Wodzie pisali Magdalena Samozwaniec i Julian Tuwim.

Dom pod Łososiem tak jak gdański Żuraw, Fontanna Neptuna, czy Kościół Mariacki – uwieczniony został na starych sztychach, fotografiach, pocztówkach, obrazach… Składał się na tajemnicę niepowtarzalnego w swej odmienności obrazu Miasta – jego klimatu, ducha i obyczajów. W nim również objawiał się Genius Loci – duch nadmotławskiego grodu.

Upadek i odrodzenie

Dom pod Łososiem – tak jak inne materialne symbole naszego miasta – spłonął na całopalnym ołtarzu w marcu 1945 roku. Przez długie lata nie istniał dom, a złoty Goldwasser był wstydliwie chowany po Pewexach. Dopiero po trzydziestu latach w tym samym miejscu przy ulicy Szerokiej odbudowano portal, a w nim zaznaczył dyskretnie swą obecność szary, niepozorny, ale ten sam znak! A potem to miasto spontanicznym wybuchem sięgnęło po własną – nową i tą przywracaną tożsamość! Dziś lokal Pod Łososiem gości tak jak kiedyś najznakomitszych przybyszy. Złota księga pamiątkowa zapełnia się śladami ich pobytu. I tak jak przed laty wznosimy w nim toasty – za szczęśliwą, bogatą i od niedawna wspólną Europę!

Dziś nie pozostaje mi nic innego, jak włączyć się w ten toast i wnieść małym kieliszkiem Goldwassera swój własny – za moje i Państwa zdrowie. Ale przede wszystkim – „Pod te mistrzostwa!” Żebyśmy chociaż wyszli z grupy!:)

W 1997 roku na Konkursie Krasomówczym w Golubiu Dobrzyniu zajęłam II miejsce i dostałam nagrodę Gazety Pomorskiej prezentując w finale tekst o gdańskim likierze Goldwasser, którego skrót właśnie Państwo przeczytali. Nigdy nie zapomnę radości z werdyktu jury, nagrody i emocji – miałam 21 lat! Przewodniczącym jury był wówczas jeszcze nasz gdański pisarz Paweł Dzianisz. Poznałam również nieżyjącego już legendarnego kasztelana Zygmunta Kwiatkowskiego, któremu mój występ niezwykle się podobał. Posiadałam bowiem rekwizyt postaci butelki Goldwassera (pełnej oczywiście), więc żartowano – że to ewidentna próba przekupstwa i wpłynięcia na werdykt jury!:) Wszystkim, którzy pomogli mi się wówczas przygotować i trzymali kciuki – a wiem, że czytają iBedekera – serdeczne podziękowania!

Autorka: Magda Kosko – Frączek 

„Pod Łososiem” – 400 lat tradycji