Kolekcjonerzy, zbieracze, pasjonaci staroci nareszcie mają miejsce w Gdyni, gdzie mogą pochwalić się swoimi zbiorami, sprzedać lub powymieniać się częściami  kolekcji i nawiązać kontakty, co w tej branży, jak sami przyznają, jest niezwykle ważne. Giełda kolekcjonerska w Muzeum Miasta Gdyni to pomysł trafiony, choć do „dziesiątki” na tarczy jeszcze brakuje.

Giełda kolekcjonerska

Giełda odbyła się (w niedzielę, 11 grudnia) po raz trzeci, z każdą edycją stoisk ze starociami przybywa, a o imprezie dowiaduje się coraz więcej osób. Co ważne, przy okazji zaczyna też „tętnić życiem” nieco niedoceniane przez gdynian muzeum ich miasta. Przez cztery godziny swoje skarby kolekcjonerzy prezentują na parterze placówki, co pozwala wszystkim na bezpłatny wstęp. Niestety, z tego względu może niepokoić  mała ilość miejsca dla wystawiających swoje kolekcje.

– Rzeczywiście, szkoda, że muzeum nie udostępniło większych sal. Każdy przychodzi z tym, co ma, a pewnie niektórzy z nas mają dużo więcej. Moją pasją są akurat pocztówki gdyńskie – mówił zapytany przeze mnie pan Andrzej, który wraz synem pojawił się na giełdzie zajmując najmniej miejsca. Zapytań o jego zbiory jednak nie brakowało. Pasja kolekcjonerska rozwinęła się dzięki dziadkowi. – Był policjantem w Gdyni, widziałem go na zdjęciach i chyba wtedy spodobała mi się Gdynia z tamtych czasów. Zacząłem zbierać widokówki. Uwielbiam też stare książki o mieście – tłumaczył.

Wśród eksponatów przeważały właśnie widokówki i książki, ale nie brakowało także chociażby zegarków, przyrządów kuchennych oraz biżuterii. Widać, że kolekcjonerstwo trzyma się mocno. Zapewne, niejeden raz prezentowali swoje zbiory w jednym miejscu, dywagując nad rangą danych przedmiotów. Buszując pośród stoisk, udało mi się wyłowić dwójkę młodych kolekcjonerów, których kolekcja monet prezentowała się na pierwszy rzut oka imponująco.

– Zbieramy monety, nie tylko dlatego, że to lubimy, ale także dlatego, że jest to lokata finansowa na przyszłość i to bardzo wciągająca. Gdy brakuje niewiele to całości kolekcji, to robi się wszystko, by ją zdobyć – opowiadali Krzysztof i Kuba Makowscy. Gdy tylko zapytałem o to, czy w szkole także ktoś interesuje się kolekcjonerstwem ich uśmiech i sugestywne kiwnięcie głową, wystarczyło za komentarz. Pasją zarazili się od ojca i jak mówią, będą ją rozwijali. – Wycena naszych zbiorów jest różna, zależy, kto, czego potrzebuje. Niestety zdarzyła nam się niespodzianka ostatnio, że te najdroższe monety skradziono nam w Łodzi podczas podobnej imprezy. Jednak jeszcze sporo przed nami – deklarowali zgodnie.

Czy podobnie dobre perspektywy ma przed sobą Giełda Kolekcjonerska? Po trzech spotkaniach na razie nie wiadomo, czy będzie kontynuacja, choć z pewnością to interesujący dodatek do Jarmarku św. Dominika, gdzie właśnie kolekcjonerzy są zwykle najbardziej oblegani.

Autor: Franciszek Zawadzki