Cztery dni spacerów przez gdańskie ulice i podwórka, a także zakamarki stoczni, aby jak co roku oglądać wizualne instalacje. Nie zabrakło także koncertów i innych wydarzeń towarzyszących.

Mimo iż festiwal Narracje odbywa się dopiero od kilku lat – jego pierwsza edycja miała miejsce w 2009 roku – to zdążył już na stałe się wpisać w kalendarz najpopularniejszych trójmiejskich imprez kulturalnych. Podobnie, jak w przypadku festiwalu Streetwaves, mieszkańcy z całej metropolii tłumnie przemierzają Gdańsk w poszukiwaniu kolejnych instalacji wizualnych. Mogę się one znajdować w małych podwórkach, na garażach, albo też zostać rzucone na ścianę wielkiej kamienicy. Festiwal daje możliwość spojrzenia na dobrze nam znane miejsca z innej perspektywy, i zachęca do odwiedzania mało znanych fragmentów miasta. Sztuka i związane z nią refleksje, nie muszą mieć miejsca tylko i wyłącznie w zamkniętych gmachach instytucji kultury, ale praktycznie każda przestrzeń publiczna może spełniać taką rolę.

W tym roku Narracje miały miejsce w okolicach historycznej Poczty Polskiej, wokół ulicy Wałowej oraz na Stoczni i terenach do niej przylegających. Ucieszyło mnie zwłaszcza wykorzystanie Stoczni, bowiem jej przestrzeń wydaje się być wręcz stworzona do takich inicjatyw. Dobrze, że takie wydarzenie odbyło się tam póki istnieje na jeszcze spora część oryginalne zabudowy – kto wie, czy już za kilka lat nie będzie możliwie umieszczenie prac w tylu zabytkowych fragmentach i budynkach. Czwarta edycja festiwalu odbyła się pod hasłem „Art thou gone, beloved ghost?” (Czyś odeszła, ukochana zjawo?) – sam pomysł, aby przyjrzeć się duchom, które unoszą się nad gdańskimi ulicami, był bardzo ciekawy. Za to zupełnie nie rozumiem, jak impreza mająca w swoich założeniach trafić do tak szerokiego odbiorcy, posiada tytuł w archaicznym języku angielskim? Szkoda, że te interesujące założenia nie zostały przekazane odbiorcom w prostszy sposób.

Jeśli chodzi zaś o same instalacje, publiczność miała okazję zobaczyć kilkadziesiąt różnych prac. Podobnie, jak w zeszłych latach, tak i teraz okazało się, że najlepiej sprawdzają się proste pomysły oparte na samej formie oraz takie, które umożliwiają interakcję. Najbardziej zapadły mi w pamięć pomysły oparte głównie na estetyce, takie jak wizualizacje w kształcie okręgu autorstwa Natalii Osuch i Dominika Rudasza pt. „Bar-do”, wykorzystujące tafle wody w betonowych basenach stoczni. Prace, które próbują opowiedzieć pewną historię, niestety nie wypadają najkorzystniej w warunkach utrudniających ich odbiór. Niska, typowo listopadowa temperatura, nie ułatwia przyswajania dłuższych form, a niektóre obrazy były mało czytelne w przypisanej im przestrzeni, tak jak np. film „Drzewo wiadomości” Oskara Dawickiego, rzucany na dach kościoła św. Bartłomieja. Jednakże wśród instalacji-opowieści znalazł się jeden naprawdę znakomity pomysł – „Jak wychować władcę?” Piotra Wyrzykowskiego, pokazywane w auli I Liceum Ogólnokształcącego. Praca składała się ze wskazówek zaczerpniętych z książki Roberta Greene’a „48 Laws of Power”, które podpowiadają młodzieńcowi jak zostać okrutnym, ale skutecznym władcą. Dzieło Wyrzykowskiego było interaktywne i to od publiczności zależało, którą zasadę usłyszymy – wystarczyło umieścić na specjalnym pulpicie jedną z kart zawierających reguły, a lektor sam zaczynał objaśniać jej treść.

W tym roku na Narracjach nie zabrakło także klubu festiwalowego, który tym razem znajdował się w Hali 49. Spragnieni mogli napić się grzanego wina czy też herbaty na stoisku Cafe Lamus, natomiast głodni mogli posilić się pysznym wegańskim jedzeniem od Avocado Catering. W klubie odbywały się także koncerty – ja wybrałem się na piątkowe występy Roberta Piernikowskiego oraz zespołu Kristen. Piernikowski zaprezentował swoją duszną i nieco psychodeliczną wizję hip-hopu, w której to szorstkie plamy dźwięku i faktury często były ważniejsze niż sam rap i nadające rytm beaty. Z kolei Kristen połączyło motoryczny puls perkusji z hałasującą gitarą i piosenkami, przesiąkniętymi niezwykłą wrażliwością.

Czwarta edycja Narracji wydaje mi się trochę słabsza, niż poprzednia. Zabrakło instalacji stworzonych z większym rozmachem i w pełni wykorzystujących charakter otaczającej je przestrzeni. Mimo to, ten festiwal jest cały czas bardzo potrzebny Gdańskowi i dobrze jest widzieć, jak cały czas stara się rozwijać i przyjmować kolejne interesujące formy.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk