Fantastyczna, gdyńska atmosfera, jak mówią o nim fantastyczni widzowie. W dniach 14 – 19 września odbywa się bowiem jubileuszowy, 40. Festiwal Filmowy w Gdyni, na którym w tym roku 18 polskich filmów stanęło do głównego konkursu o nagrodę Złotych Lwów.

Festiwal Filmowy w Gdyni

Począwszy od lat 70. Festiwal znakomicie ewoluował, również zmieniając miejsce z Gdańska na Gdynię (1987), a w tym roku obok nowej sekcji „Inne Spojrzenie” autorstwa dyrektora artystycznego Festiwalu Michała Oleszczuka, pojawią się laureaci, którzy są zdobywcami statuetek od początku trwania tego filmowego święta. Wspaniałe spotkanie pokoleń aktorów i filmowców różnych kategorii.

Gdyński Festiwal to przede wszystkim spotkanie polskiego kina. Kanon, który zostanie zaprezentowany w Teatrze Muzycznym jest prezentacją premier, ale kilka obrazów można było już zobaczyć, jak choćby subtelne, oczyszczające „Body/Ciało” Małgorzaty Szumowskiej, dobry kryminał Borysa Lankosza „Ziarno prawdy” czy wchodzący właśnie do kin film o bitwie irackiej Polaków „Karbala” Krzysztofa Łukaszewicza.
Podczas konkursowych pokazów zawsze ogarnia nas to inspirujące napięcie z niewiadomą w tle, bo przedostają się fabuły rozmaite, debiutanci i znani już twórcy, również zakres tematyczny styka ze sobą różnorodne gatunki – od dramatów psychologicznych do horroru, więc oczekiwanie na werdykt do ostatniej chwili jest pasjonującą, kuluarową licytacją.
W tym roku mocno jest oczekiwany tajemniczy, ale nieobcy już niektórym widzom po festiwalu weneckim film „11 minut” Jerzego Skolimowskiego, twórcy znanego w Gdyni ze zwycięskiego tu surowego obrazu „Essencial Killing” (2010).
Festiwal Filmowy w GdyniBo kiedy rozpoczyna się rozmowę o kondycji polskiego kina, to z jednej strony miarą są mistrzowie, których dzieła szybko znajdowały i znajdują międzynarodowe uznanie, jak choćby nagradzani w Gdyni klasycy naszego kina – Roman Polański, Krzysztof Kieślowski, Andrzej Wajda, Agnieszka Holland, a z drugiej strony dopiero ujawniają się reżyserzy, którzy specyfiką swoich środków artystycznych i tematem zaskakują i zachwycają od pierwszego seansu. Tak właśnie było z „Idą” Pawła Pawlikowskiego, który bezsprzecznie zdobył w 2013 r. Złote Lwy (i Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny). Ale też Michał Pieprzyca porwał wtedy publiczność wzruszającym i optymistycznym dramatem „Chce się żyć”, za który widzowie przyznali swoją nagrodę zarówno reżyserowi i fenomenalnemu Dawidowi Ogrodnikowi grającego rolę niepełnosprawnego bohatera. Albo rok temu oklaskiwani na stojąco „Bogowie” Łukasza Palkowskiego.
Zawsze więc czekamy w Gdyni na film – olśnienie. Na wszystkich twórców, a szczególnie debiutantów, bo to ciekawe obserwować nowy warsztat i czytanie współczesnego świata, albo po prostu zabawę z językiem filmu.
Obok Skolimowskiego i Szumowskiej, na gdyńskim Festiwalu wzbudził zainteresowanie film „Intruz”, debiut Magnusa von Horna, szwedzkiego reżysera zadomowionego już w Polsce, jak również „Demon” Marcina Wrony, horror nawiązujący do dramatu „Dybuk” Szymona An – skiego. Wśród debiutantów wymieniani są też Anna Smoczyńska z musicalem „Córy dancingu”, gatunkiem nieczęsto występującym w polskiej kinematografii oraz Marcin Bortkiewicz i jego „Noc Walpurgii”, tytuł kojarzący się z sabatem kobiet, a jeszcze bliżej – z niespodziewaną rolą Małgorzaty Zajączkowskiej.

Festiwal Filmowy w GdyniCiekawą sekcją na Festiwalu będzie „Inne Spojrzenie”, inicjatywa pogranicza sztuk wizualnych. Tutaj właśnie znajdzie się rekomendowany już w Wenecji przez krytykę debiutancki obraz „Baby Bump” Kuby Czekaja, opowieść o 11 – letnim chłopcu, który niestrudzenie, często samotnie dojrzewa. Spotkamy też „Performera” Łukasza Rondudy i Macieja Sobieszczańskiego, w którym obserwujemy Oskara Dawickiego, artystę, grającego samego siebie. A jeszcze w „Innym Spojrzeniu” zobaczymy pomysł Zbigniewa Libery, uznanego, niepokornego artysty, który zaprezentuje „Walsera”, jak określono, będzie to „postapokaliptyczny thriller”. To właśnie w tej sekcji zmieściły się filmy wymykające się często z określonego zbioru dzieł filmowych, swobodne, często niszowe, realizowane w imię samej sztuki, być może bez szans na jakąkolwiek dystrybucję, gdyby nie Gdynia. W tej kategorii zostanie przyznany Złoty Pazur, nagroda jak widać dla ekstremalnie odważnych.

 

Dyskusje, jakie toczą się wokół polskiego kina to nie tylko czekanie na dobre polskie kino, to również instytucjonalna odpowiedzialność za wspieranie inicjatyw na różnych poziomach – finansowania, dystrybucji czy edukacji audiowizualnej. Najwybitniejsze zasługi ma tu Polski Instytut Sztuki Filmowej, który od dziesięciu lat wspiera polską kinematografię. PISF wręczy w Gdyni swoje nagrody dla tych osób, środowisk i instytucji, dzięki którym nasza kultura filmowa ma tak wysoki poziom, jak mówiła w 2011 r. Agnieszka Odorowicz, była dyrektor PISF – u:

Nagrody pozwalają dostrzec i docenić pracę wielu osób często pozostających w cieniu, niezauważonych, niedocenionych. Nie mówię tu o krytykach filmowych – ci jakiś minimalny poziom publicznej widoczności posiadają – ale o dyrektorach małych kin z niewielkich miasteczek, animatorkach DKF – ów spoza akademickich ośrodków, o technikach, którzy podczas rekonstrukcji cyfrowych pracowicie przywracają arcydziełom kina ich dawny blask.

To prawda, film to olbrzymi zespół ludzi tworzących jednorazowe, kinowe spotkania.

Pierwszymi nagrodami Festiwalu są Diamentowe Orły. W tym roku za najlepszy film 40 – lecia gdyńskiego kina widzowie uznali „Noce i dnie” w reżyserii Jerzego Antczaka. Statuetki dla najlepszych aktorów przyznano Jadwidze Barańskiej i Januszowi Gajosowi. Aktor, bardzo wzruszony, odbierając nagrodę, dopominał się żartobliwie, „żeby nie próbować na nim tak silnych emocji, bo to aktorzy są od panowania nad emocjami widzów”. Artystów nagrodzono brawami na stojąco.

Cała Gdynia tętni filmem. W Teatrze Muzycznym odbywają się spotkania z twórcami, ale też pozostają seanse w Multikinie czy w nowym Gdyńskim Centrum Filmowym, jak również tam i w Muzeum Miasta Gdyni odbywają się liczne imprezy towarzyszące Festiwalowi. Wystarczy przyjść, posłuchać, włączyć się w energię polskiego kina.

I może zdarzy się, że małe, ambitne, rewolucyjne kina szybko pojawią się w Gdańsku i zatrą żal po zamkniętych, studyjnych salach Helikonu i Kameralnego, będzie więc można trochę Gdyni zobaczyć w Gdańsku.

Tekst: Joanna Szymula