Wizyta Martina Pollacka w ramach cyklu „Witryna emigracji”, organizowanego przez tworzące się Muzeum Emigracji, przyciągnęło rekordową liczbę słuchaczy. Miejscem spotkania była, co staje się powoli tradycją, siedziba Miejskiej Informacji Turystycznej. Kto wie, czy jeśli dalej w Gdyni gościć będą tak znamienite osobowości jak Pollack, nie trzeba będzie organizować dyskusji w innym pomieszczeniu. Z pewnością ten, kto pojawił się w Gdyni, nie żałuje. Były korespondent niemieckiego tygodnika Der Spiegel – Martin Pollack, i tłumacz na niemiecki reportaży Ryszarda Kapuścińskiego, potrafi bowiem zainteresować i przykuć uwagę.

Martin Pollack to pisarz w Polsce niezbyt popularny, ale niezwykle ceniony za przenikliwość i dociekliwość w przybliżaniu krain, które w umysłach wielu Europejczyków są zapomniane. Polskim czytelnikom znane są jego książki „Po Galicji. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Imaginacyjna podróż po Galicji Wschodniej i Bukowinie, czyli wyprawa w świat, którego nie ma”, „Ojcobójca. Przypadek Filipa Halmanna”, „Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu”, za którą otrzymał Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus 2007. Ostatnio głośno było o zbiorze reportaży „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów”. Przedstawia w nim losy mniejszości narodowych, rasowych czy ideowych, na tle wydarzeń drugiej wojny światowej bądź też – w drugiej połowie cyklu – przemian ustrojowych i ich konsekwencji w republikach postsocjalistycznych.

Jak przyznał na spotkaniu w Gdyni, woli budować kolaże i mozaiki właśnie z takich małych historii ludzkich, których ślady ciężko wytropić. Nierzadko mocno pozacierane składają się w końcu na pełen obraz. Tak samo jest z najnowszą publikacją „Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji” wydaną w Wołowcu, którą przyjechał promować w Polsce. To historie ludzi uciekających z biedy i nędzy, która dotknęła pod koniec XIX wieku w Europie nie tylko Galicję, ale też inne kraje. Pollack wskazywał, że problemy były w Szwajcarii, Irlandii czy Szwecji. Galicja jest mu jednak najbliższa, choć pobudki pchające do napisania tych reportaży mogą wydawać się dla przeciętnego czytelnika dziwne.

– Chciałem rozprawić się z mitem Galicji, jako krainy pięknej. Dobrze wiecie, że w tamtym okresie, przed I wojną światową wyjazdy do USA i Brazylii były rozpaczliwą ucieczką przed nędzą, głodem i podróżą do raju, który na miejscu nie zawsze okazywał się tak przyjazny jak w opisach – podkreślał. Autor zaznaczał, że emigracja sprzed 100 lat bywa podobna do tej, która jest dziś. System, pośrednicy, malowanie przed emigrantami obrazów „Ziemi Obiecanej” to elementy stałe. Zmienia się jedynie sposób przepływu osób oraz kierunki emigracji. Dziś najczęściej obowiązującym kierunkiem jest droga ze wschodu na zachód.

Jak zwykle przy takiej okazji padały pytania o to, jak tworzy się takie historie i skąd pomysł, żeby zająć się konkretnym tematem. Pollack wyjaśniał, że jak zawsze w takich wypadkach zdecydował przypadek. Traf chciał, że podczas przeglądania dokumentów w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, trafił na plik dokumentów dotyczących emigracji. Rozpoczęła się tytaniczna praca dokumentacyjna. Nie brakowało spotkań z potomkami emigrantów oraz przeglądania drukowanej w tamtym czasie prasy. O tego dochodzą zebrane zdjęcia, które ubarwiają książkę. I właśnie w związku z nimi na spotkaniu nie zabrakło, zwykle wyczekiwanych w takich chwilach, anegdot.

W Polsce wydaniem „Cesarza Ameryki” zajęło się wydawnictwo Czarne, które wśród czytelników literatury opowiadającej o Europie, ma już swoja określoną renomę. Na okładce pojawiła się jedna z fotografii ze zbiorów prywatnych autora. Jakież było jego zdziwienie, gdy na okładce niemieckiego wydania, zamiast galicyjskich emigrantów pojawili się… Włosi, lepiej zdaniem wydawców pasujących do charakteru. Po interwencji zostało szybko zmienione, jednak jak dobitnie podkreślał Pollack, to kolejny dowód na to, że warto było zebrać historie galicyjskich emigrantów w jedną całość i zaprezentować je szerzej.

Czy kiedyś doczekamy się podobnej publikacji o emigrantach z Pomorza, czyli Zaboru Pruskiego? Prowadzący spotkanie, Aleksander Gosk wskazywał, że również z naszych ziem fala emigracji była przecież ogromna, a jej początki datuje się na przeprowadzkę Kaszubów do Kanady ok. 150 lat temu. Wydaje się, że ktokolwiek, kiedykolwiek podjąłby się tego trudu z pewnością przeżyłby równie fascynującą podróż co Martin Pollack. Swoich następnych literackich i dokumentacyjnych kroków na razie nie chciał zdradzić, ale z pewnością wielu już teraz czeka na kolejne publikacje tego austriackiego pisarza.

Autor: Franciszek Zawadzki