Solidarity of Arts i widowisko Marcus+ to kolejny dowód na to, że można stworzyć komercyjne i darmowe wydarzenie muzyczne z ambicjami

Rok temu, kiedy usłyszałem o formie, w jakiej miał się odbyć koncert Możdżer+, byłem dość sceptycznie nastawiony. Jazz raczej nie jest gatunkiem muzycznym, który dobrze sprawdza się na dużych scenach, a sceny miały być aż trzy. Jakby tego było mało, całe przedsięwzięcie odbywało na gdańskim Targu Węglowym i było dostępne za darmo, co oznaczało udział osób zupełnie przypadkowych, często skutecznie utrudniających przyjemny odbiór. Na szczęście moje obawy okazały się nietrafione, bowiem Możdżer+ zorganizowano tak znakomicie, że nawet osoby nie słuchające na co dzień jazzu, potrafiły czerpać z niego dużo przyjemność. Zaskoczyła także trójmiejska publika, pokazując, że jest w stanie masowo, i jednocześnie z zachowaniem kultury, uczestniczyć w takiej rangi imprezach. Nic dziwnego więc, że zdecydowano się powtórzyć tę formułę, tym razem pod przewodnictwem innego muzyka.

Nie ulega wątpliwości, że Marcus Miller jest jednym z największych wirtuozów gitary basowej – i nie może być inaczej, skoro na początku lat 80-tych, jako zaledwie dwudziestolatek, dołączył do zespołu Miles Davisa i został w nim praktycznie do śmierci mistrza. To właśnie Miller był wraz z Milesem głównym twórcą kultowej płyty „Tutu”. Poza tym, na liście gwiazd, z jakimi basista grał i jakim towarzyszyły w studio, znajdują się Eric Clapton, Michael Jackson, Herbie Hancock, Frank Sinatra, Aretha Franklin czy Elton John. Trudno zatem o lepszy wybór bohatera kolejnego koncertu organizowanego przez festiwal Solidarty of Arts.

W tym roku trzy sceny umiejscowiono na Ołowiance, co było bardzo trafną decyzją – po pierwsze, wyspa jest pięknie położna, po drugie zaś jest oddalona od ścisłego centrum, co spowodowało, że dotarli na nią głównie zainteresowani samą muzyką.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=YhrRGwDoeoo&feature=email[/youtube]

Koncert na środkowej scenie rozpoczęła z rozmachem Sinfonia Varsovia pod batutą Gila Goldsteina, do której po wprowadzającym utworze dołączył oczywiście lider koncertu, z nieodłączną gitarą basową. Chwilę później mieliśmy możliwość oglądania na prawej scenie Triloka Gurtu wraz z towarzyszącym mu muzykami, który środek ciężkości swojego występu położył na instrumenty perkusyjne, w których się specjalizuje. Grał na bongosach, tworzył za pomocą przeszkadzajek, gągu i wiadra z wodą dźwięki pochodzące rodem z egzotycznego lasu. Największe wrażenie zrobił niesamowity dialog między grającym na cajon i używającym strun głosowych jako instrumentu Gurtu, a wtórującym mu na basie Millerze.

Następnie oczy widzów skierowały się na lewą scenę, gdzie swój występ rozpoczynał Tomasz Stańko. Polak doskonale panował nad wydobywającymi się z jego trąbki melodiami, a zespół jego muzyków ani przez chwilę nie zostawał w tyle. Kontrabasista Sławomir Kurkiewicz prowadził fantastyczny dialog z Marcusem, a perkusista Joey Baron zaraził wszystkich swoim zapałem.

Kiedy ze środkowej sceny zaczęły cicho dochodzić nuty fortepianu, publiczność momentalnie zareagowała entuzjazmem podszytym lokalnym patriotyzmem, bowiem wszyscy wiedzieli, że swój występ zaczyna Leszek Możdżer. Pianista jak zwykle z mistrzowską precyzją tworzył kolejne frazy, grając z Marcusem porywającą interpretację „Sleep safe and warm” Krzysztofa Komedy, pochodzącą z ostatniej płyty gdańszczanina. Największą niespodzianką wieczoru okazał się być udział w koncercie kolumbijskiego mistrza harfy Edmara Castanedy – techniką, z jaką grał on na swoim instrumencie wprawiła słuchaczy w osłupienie.

Angélique Kidjo zaprezentowała najbardziej rozrywkową część widowiska i dała potrzebny oddech od rozbudowanych, instrumentalnych improwizacji. Finał Marcus+ to powrót Sinfonia Varsovia pod batutą Gila Goldsteina wraz z tytułową gwiazdą oraz m.in. wykonanie legendarnego „So What” Milesa Davisa.

Po raz kolejny udowodniono, że wydarzenie kulturalne za darmo i dla wszystkich, nie znaczy oznacza bez gustu i dla nikogo. Obyśmy za rok mogli te słowa ponownie powtórzyć.

Autor: Krzysztof Kowalczyk