Anglicy drugi wieczór z rzędu zagrali dla wypełnionego po same brzegi klubu muzycznego Parlament.

Fot. Krzysztof Kowalczyk

Zespół Archive jest dość osobliwym fenomenem w muzycznym świecie. Mimo, iż grupa pochodzi z Londynu i została założony w 1994 roku, czyli prawie 20 lat temu, to nie cieszy się ona dużą popularnością wśród swoich rodaków. Z odwrotnym przyjęciem Anglicy spotykają się na kontynencie europejskim – Szwajcarzy, Belgowie czy Francuzi przyjęli ich muzykę z otartymi ramionami. Taki sam, a nawet większy entuzjazm czeka ich zawsze w Polsce, czego najlepszym dowodem jest fakt, że utwór ich „Again”, utrzymał się aż siedemdziesiąt tygodni na liście radiowej Trójki.

Przyczyn tego specyficznego sukcesu jest zapewne wiele, ale ja postawiłbym przede wszystkim na sentyment do brzmienia lat dziewięćdziesiątych – w muzyce Archive można usłyszeć wszystkie sztandarowe brytyjskie zespoły tamtej dekady: Radiohead z okresu „OK Computer”, Massive Attack, Portishead, a nawet wczesne Placebo. O ile Wyspiarze już nasycili się tymi wykonawcami w okresie, gdy osiągnęli oni szczyt swojej popularności, o tyle Europejczycy nadal wydają się być spragnieni tego rodzaju muzyki.

Zespół grał w Parlamencie dwa wieczory z rzędu – ja poszedłem na ten drugi, licząc na znacznie mniejszy ścisk, lecz przeliczyłem się, bowiem oba koncerty zostały wyprzedane. Ceny biletów oscylowały wokół magicznej liczby 100 złotych, a więc zazwyczaj niemrawe koncertowo Trójmiasto również pokazało, że i u nas mamy wierną armię fanów londyńczyków. Co ciekawe, przekrój wiekowy nie zdawał się być zbyt szeroki, a nawet zaryzykowałbym tezę, że większą część publiczności stanowiły osoby po trzydziestym roku życia, a więc właśnie takie, które w swojej wczesnej młodości mogły załapać się na falę popularności trip-hopu.

Koncert rozpoczęły dźwięki dzwonów kościelnych, wnoszące podniosłą i mroczną atmosferę, która charakteryzowała cały występ. Pełne przestrzeni gitary, brzmienie oparte na niskich rejestrach, kilka wokalistek i wokalistów, którzy zmieniali się w zależności od piosenki oraz trwające po kilkanaście minut kompozycje – z pewnością nie można odmówić Archive rozmachu.

Lecz ów patos miał niestety również swoje wady. Ilość muzyków i instrumentów, które można było zobaczyć na niewielkiej scenie gdańskiego Parlamentu, nie przekładała się na muzyczną różnorodność. Zespół często używał dwóch zestawów perkusyjnych, ale cóż z tego, skoro grały one zazwyczaj dokładnie te same figury rytmiczne. To samo dotyczyło dużej liczby gitar, które nie wprowadzały nowych elementów do brzmienia grupy. Wiedząc, że ich koncerty trwają zazwyczaj około dwóch godzin, miałem nadzieję, że takie możliwości sceniczne w jakiś sposób rozszerzą albumowe formy piosenek.

Ale to jedynie moje obiekcje. Publiczność zebrana w Parlamencie była zachwycona występem i nagradzała Anglików gromkim aplauzem. Nie był to może koncert zły, ale z pewnością rozczarowujący swoją jednostajnością i brakiem muzycznej erudycji, którą można oczekiwać od zespołu, który istnieje już tyle lat.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk

Koncerty w Trójmieście