Dwa ostatnie dni Heineken Open’er Festival przyniosły przede wszystkim znacznie większą publikę, jako że dni te przypadały na weekend. Piątek i sobota przyniosły występu przede wszystkim zespołów, których odbiorcą jest młody odbiorca, w związku z tym, także atmosfera była dużo bardziej młodzieżowa i typowo festiwalowa.

www.opener.pl

Dzień trzeci – 6 lipca

Ten dzień rozpocząłem od koncertu angielskiego zespołu Bloc Party, który już gościł na Babich Dołach w 2007 roku. Tak jak wtedy, i tym razem Brytyjczycy dali świetny koncert, udowadniając, że mimo wydania słabe, trzeciej płyty, nadal są w wysokiej formie – zwłaszcza duże wrażenie robiła gra perkusisty, Matta Tonga. Publiczność ochoczo tańczyła przy takich przebojach, jak „Helicopter” czy „The Prayer”. Koncert Bloc Party był jednakże tylko zapowiedzią tego, co miało się zdarzyć o 22 na głównej scenie. Franz Ferdinand, bo właśnie o nich mowa, dali mistrzowskiego show. Lider grupy, Alex Kapranos, zawładnął tłumem zebranym pod sceną, poruszając się po scenie w nonszalancki, charakterystyczny dla siebie sposób. Szkoci ani na moment nie zwalniali tempa, grając przebój za przebojem. Muzycy dodatkowo wzbogacali swoje utwory różnymi instrumentalnymi wstawkami i umiejętnie budowali napięcie. To był z pewnością jeden z najlepszych koncertów festiwalu.

Po Franz Ferdinand festiwalowicze mieli do wyboru dwie opcje: albo wybrać się na scenę World na amerykańska legendę hip-hopu Public Enemy, albo posłuchać Francuzów z M83, którzy grali elektroniczną na Scenie Namiotowej. Ja postanowiłem spróbować każdego po trochu. Public Enemy, mimo tego, że istnieją już 30 lat, artystycznie nie zestarzeli się ani trochę. Nadal takie numery jak „Bring The Noise” czy „Don’t Believe the Hype” maja w sobie ogromnie dużo siły, a sam zespół mimo dużego stażu, wykonuje wymienione utwory z wielkim zaangażowaniem. M83 niestety postawiło na patos oraz rozmach. Kiedy grali oni na Open’erze w 2009 roku, ich występ miał niezwykle intymny klimat. W nowej odsłonie nawet te starsze, bardzo dobre kawałki brzmiały efektownie, ale pusto.

Ostatnim wykonawcą jakiego widziałem trzeciego dnia Open’era, było The Cardigans. Niestety, spełniły się moje obawy i Szwedzi okazali się niewystarczająco dobrym i za mało popularnym zespołem, aby mogli zamykać główną scenę. Szkoda, że na tak dobry slot festiwalowy organizatorzy nie zdecydowali się wziąć kogoś odpowiedniejszego.

Dzień czwarty – 7 lipca

Ostatni dzień festiwalu obfitował zarówno w ciekawych artystów, jak i ekstremalne zjawiska pogodowe. Po godzinie 18 na Babie Doły zawitała burza, zamieniając dość suche połacie trawy w tereny bagienne. Nie zraziło to jednak zaprawionych w bojach festiwalowiczów, którzy tego dnia stawili się chyba najbardziej tłumnie. Występujący o godzinie 20 na scenie głównej Mumford and Sons potwierdzili wszystkie dobre opinie, jakie słyszałem o ich koncertach. Proste i bardzo melodyjne, folkowe piosenki, znakomicie sprawdziły się na tak dużej przestrzeni. Grający m.in. na kontrabasie i mandolinie muzycy, udowodnili, że tradycyjne instrumenty mogą mieć równie dużą siłę jak instrumentarium rockowe, z gitarą elektryczną na czele.

Nie zobaczyłem jednak koncertu Mumfords and Sons do samego końca, bowiem udałem się na Scenę Namiotową, gdzie gościła oniryczna Bat For Lashes. Była to pierwsza wizyta artystki w Polsce, toteż oczekiwań wobec tego występu były sporę. Brytyjka z pakistańskimi korzeniami zdołała odtworzyć na żywo tajemniczą atmosferę, znaną z jej nagrań studyjnych, dodatkowo utrzymując świetny kontakt z publicznością.

Gdy Bat For Lashes kończyła swój występ, na scenie głównej The Mars Volta zaczęli odprawiać muzyczny rytuał. Zespół zagrał zaledwie 7 utworów, za to każdy z nich trwał co najmniej 10 minut, bowiem numery zostały wzbogacone o długie improwizacje. Ciągłe zmiany tempa, psychodeliczne gitarowe solówki oraz ekscentryczne zachowanie wokalisty, Cedrica Biclera-Zavala, wprawiło w zdumienie wielu uczestników festiwalu. To był zdecydowanie najbardziej awangardowy koncert festiwalu, obok wykonania kompozycji Greenwooda i Pendereckiego, jaki miał miejsce na jednej z dużych scen.

W końcu przyszedł czas na największą, obok Justice i Bjork, gwiazdą festiwalu. Wybór The xx na wykonawcę zamykającego festiwal, był często poddawany pod wątpliwość. Twórczość angielskiego tria jest kameralna i wyciszona, podczas gdy zazwyczaj na zakończenie Open’era występowali artyści spod znaku muzyki tanecznej. Z początku aranżacje, w których grupa grała swoje przeboje, mogły wydawać się zbyt oszczędne i za bardzo przypominające wersje znane z albumów. Jednak, gdy poświęciło się sporo uwagi muzyce płynącej ze sceny, to doceniało się niezwykłą precyzję i wirtuozerię, z jaką wykonywane były „Islands” czy „VCR”. Występ The xx był oparty na muzycznym minimalizmie – głos, gitary elektryczna i basowa, oraz delikatna elektronika były jedynym instrumentami zespołu – oraz na niezwykłej grze świateł i prostej scenografii. To było godne zakończenie Open’er Festival 2012.

Podsumowanie

Tegoroczny Open’er był najciekawszą edycją od kilku lat. W line-upie festiwalu można było znaleźć zespoły już legendarne (New Order, Public Enemy), artystów którzy mimo lat nadal wyznaczają trendy (Bjork, Orbital) oraz gwiazdy młodego pokolenia (Justice, The xx, Franz Ferdinand). Ciekawym eksperymentem był koncert z muzyką Pendereckiego i Greenwooda. Dobrze również, że organizatorzy zaprosili wykonawców, którzy jeszcze nie gościli w naszym kraju, a są bardzo interesujący, tak jak Janelle Monae czy Bat For Lashes. Oby w takim kierunku, zapewniającym dużą różnorodność, Open’er szedł w kolejnych latach.

Open’er Festival – dwa pierwsze dni

Autor: Krzysztof Kowalczyk

Koncerty w Trójmieście