Nomeansno w Parlamencie, czyli koncercie zespołu, którego czas się nie ima.

Nomeansno są żywą legendą ambitnej, gitarowej muzyki. Kanadyjski zespół istnieje już ponad trzydzieści lat, a na swój status muzycy ciężko zapracowali licznymi albumami i trasami koncertowymi. Nigdy nie odnieśli komercyjnego sukcesu, a ich popularność opiera się na miłośnikach muzyki niezależnej i niszowej – doskonale widać to było nagdańskim koncercie, gdzie średnia wieku publiczności oscylowała wokół trzydziestu lat. Trio jest typowym przykładem undergroundowej kapeli, która praktycznie od początku swojego istnienia gra bez przerwy koncerty i trzyma znakomity kontakt z fanami, którzy pozostają jej wierni na całe życie.

W roli supportu wystąpiło doskonale znane mieszkańcom naszej metropolii Kiev Office. Odniosłem wrażenie, że granie przed żywymi legendami było wielką nobilitacją dla lokalnego tria, dlatego też postanowiło ono zagrać hałaśliwie i bezkompromisowo. Gęsta od połamanych rytmów perkusja, gitara uderzająca przesterowanymi akordami oraz pulsujący bas – Kiev Office rzeczywiście dało z siebie wszystko, aby godnie reprezentować naszą scenę muzyczną. Po tak dobrej rozgrzewce przyszedł czas na mieszkańców krainy kojarzącej się nam z liściem klonu.

Nomeansno od samego początku było potężnym, głośnym walcem, rozjeżdżającym całą publiczność – mimo, iż na początku zagrali bardzo nieoczywisty utwór, czyli remiks „The River”. W dalszej części koncertu, zespół wykonał ten utwór w oryginalnej wersji. Nie zważając na swój wiek (wszyscy członkowie grupy mają skończone pięćdziesiąt lat), muzycy nie oszczędzali się ani przez moment, grając z taką energią i pasją, że zawstydziliby większość młodych zespołów. Ilość gatunków muzycznych, które płynęły tego wieczora z głośników była ogromna – od punk jazzu i post-harcore’u, przez math rock, na metalu i stonerze kończąc. Kanadyjczycy nie pozwalali choć nikomu na chwile odpocząć, płynnie przechodząc z utworu w utwór. Setlista zawierała cały przekrój dyskografii Kanadyjczyków; pojawiły się m.in. „Would we be alive”, wspomniane „The River”, „The Tower”, a także największy przebój grupy, mające już dwadzieścia lat „Oh no! Bruno!”.

Nomeansno koncertem w Gdańsku pokazało, że czas się dla nich zatrzymał. Być może wyglądają jak stateczni, siwowłosi panowie, ale ich zachowanie na scenie nakazywało odjąć od ich metryki co najmniej trzydzieści lat. Nomeansno grają regularnie w Polsce co dwa, trzy lata, ale w Trójmieście ostatnim razem byli pół dekady temu. Chciałbym, abyśmy nie musieli czekać na ich kolejny występ znów tyle czasu.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk

Koncerty w Trójmieście