Little Festival w Gdańsku, czyli inne, bardziej kameralne oblicze festiwali muzycznych.

Teatr Leśny Gdańsk WrzeszczNa dźwięk słów „festiwal muzyczny”, przed oczami zazwyczaj staje nam gigantyczna, kilkudniowa impreza na kilkadziesiąt tysięcy osób, z kilkoma scena i mnóstwem innych atrakcji. Pomimo wszystkich zalet, jakie posiadają tego rodzaju molochy – m.in. możliwość zobaczenia największych i najbardziej legendarnych artystów – trudno nie odnieść wrażenia, że są one formą spędzenia wolnego czasu, w którym muzyka jest jednym z wielu elementów, czasem tym mniej istotnym. W opozycji do wielkich tłumów i nieco jarmarcznego klimatu stoją festiwale, które z wielkimi przedsięwzięciami łączy tylko jedno: w ich czasie odbywa kilka koncertów. Przykładem tego typu działań jest Little Festival, który odbył się w miniony czwartek w Gdańsku.

Już samo miejsce festiwalu sugerowało kameralną, odmienną atmosferę. Teatr Leśny we Wrzeszczu jest miejscem zdecydowanie za rzadko używanym w ramach rozmaitych działań kulturalnych. Jest to ten rodzaj przestrzeni, która swoją niezwykłą aurą naturalnie wzbogaca wydarzenia. Twórczość prezentowana podczas Little Festival orbitowała wokół muzyki eksperymentalnej, ambientu oraz tzw. muzyki konkretnej. Są to stylistyki, w których bardzo ważne są drobne szczegóły i pojedyncze dźwięki, dlatego też słuchanie ich wymaga dużego skupienia. Trudno sobie wyobrazić lepsze warunki do odbioru tego rodzaju twórczości, niż leśna polana.

Jako pierwszy wystąpił Norweg Tore H. Boe, ze swoim projektem „akustycznego laptopa”, czyli drewnianej skrzynki, w której umieszczone są mikrofony. Artysta generował za dźwięki pomocą sprężyn, piasku, kamieni oraz wielu innych przedmiotów. Nie tylko tworzył je w bezpośredniej interakcji ze swoją skrzynką, ale także używał stołu, na którym umieszczony był jego sprzęt. Na co dzień raczej nie poświęcamy dużo uwagi otaczającym nas „hałasom” – rozmaite szurania, drgania i stukoty raczej nas denerwują, niż przynoszą estetyczne doznania. Boe zwrócił uwagę publiczność na to, jak bogaty dźwiękowo jest otaczający nas świat. Po jego występie każda zainteresowana osoba mogła użyć „akustycznego laptopa” i samemu poeksperymentować z rozmaitymi odgłosami.

Teatr Leśny Gdańsk Wrzeszcz

Jako drugi tego wieczora zaprezentował się Benny Braaten, ukrywający się pod pseudonimem Origami Galaktika. Tworzył on dark-ambientowo-folkowe pejzaże przy pomocy różnego rodzaju instrumentów dętych, wcześniej zarejestrowanych dźwięków morza, jak również monotonnego śpiewu, przypominającego techniki używane przez buddyjskich mnichów. W kontekście dzisiejszej muzyki, występ Braatena był nieco zbyt schematyczny, ale z pewnością znakomicie pasował do pełnego zieleni otoczenia.

Osobą, której przypadła rola zamknięcia owego wieczoru był Christoph Heemann. Niemiec, niestety, od samego początku wprowadził na scenie nieprzyjazną aurę, którą dodatkowo podsycił, w agresywny sposób mówiąc publiczności, że jego muzyka służy do słuchania i osoby, które rozmawiają, mają albo się zamknąć, albo iść gdzie indziej. Od tego momentu czuć było, że artysta na własne życzenie skazał swój występ na porażkę, bowiem w tego typu nerwowej atmosferze trudno słuchać muzyki pełnej niuansów. Dodatkowo, jego koncert w dużej mierze zepsuło zbyt patetyczne oświetlenie, bardziej pasujące do wielkiego prog-rockowego widowiska.

Teatr Leśny po raz kolejny doskonale sprawdził się jako miejsce na tego typu wydarzenia, a atmosfera przyjemnie kontrastowała z pełnymi tłumów wydarzeniami klubowymi czy wielkimi imprezami. Naturalne właściwości akustyczne teatru świetnie korespondowały z dźwiękami, które tworzyli wykonawcy. Można mieć co prawda zastrzeżenia do prezentowanego przez nich poziomu, bowiem artyści okazali się nieco archaiczni, ale jak na przedsięwzięcie, na które publiczność musiała wnieść jedynie symboliczną opłatę, Little Festival był jak najbardziej warte uwagi.

Tekst: Krzysztof Kowalczyk

Relacje z koncertów w Trójmieście