Nigdy nie byłam fanką kolektywu Czesław Śpiewa. Koncerty przypominały mi bardziej wydarzenia posklejanie z kabaretowych tekstów, przerywników muzycznych i slapstickowych gagów aniżeli regularne występy. Cóż, ma to swój urok, porywa tłumy, a ja po dość długiej przerwie, po raz kolejny zrobiłam podejście do fenomenu o nazwie Czesław Śpiewa. Tym razem w gdańskim klubie Parlament.

Fot. Joanna "frota" Kurkowska

Fot. Joanna „frota” Kurkowska

Można Mozila i jego twórczości nie trawić, ale trudno nie docenić jego upartości, konsekwencji i przywiązania do grania na żywo – czegoś, co jest kwintesencją jego projektu. Mozil zjeździł Polskę jak długa i szeroka. Odwiedzał zarówno duże festiwale (m.in. Off Festival) jak i mikroskopijne kawiarnie (chociażby kawiarnię Basztę w Ostrzeszowie). Bryluje zarówno w komercyjnych kanałach, jak i na niszowych przedsięwzięciach. Cały ten pęd i przeciwstawne punkty w karierze mają ogromny wpływ na muzykę i samą osobę Czesława. Dzięki temu też, przekrój publiki jest ogromny i choć w Parlamencie większość podpadała pod kategorię „student”, nie zabrakło przedstawicieli subkultury biurowej, czy wesołych chłopców z kolczykami w uszach. W końcu Czesław przemawia do wszystkich – słuchają go zarówno fani Morbid Angel jak i panie śledzące z wypiekami na ustach kolejne odcinki „Na dobre i na złe”. I, co najlepsze, tą samą formułę wykorzystuje od lat. Piosenki mieszają się z anegdotami Czesława, stwierdzeniami iż zespół jest „komercyjną szmatą”, bo gra wszędzie gdzie zaproszą i zapłacą, czy historiami o nadużywaniu napojów wyskokowych. Tą rozbrajającą szczerością Czesław zjednuje sobie wszystkich i nawet najkrótsze zdanie nagradzane jest oklaskami oraz radosnymi gwiazdami. Tak jest za każdym razem, kiedy jestem na jego koncercie i to niezależnie od lokacji. Nie będę jednak ukrywać, że należę do tego jednego procentu który za koncertami Mozila nie za bardzo przepada. Ale co zawsze ujmowało mnie w tych występach to zespół – fajna, organiczna orkiestra i udana próba przeniesienia ulicznego czy kawiarnianego grania w świat muzyki komercyjnej, zalanej miałkim popem. Największą frajdę podczas czesławowych koncertów sprawia mi właśnie obserwowanie kolektywu uzdolnionych muzyków. Mozil nie mógł wybrać sobie chyba bardziej odpowiednich artystów do swojego projektu. Nawet jeżeli główny bohater przedstawienia doprowadza Was do szewskiej pasji – asystujący mu instrumentaliści na pewno poprawią humor i zadziwią. I nie można ich traktować w kategorii tła do werbalnych wygłupów wokalisty. Są elementem równoważnym i muzycznym głosem, ubarwiającym narracyjne wariacje Czesława.

Choć całość nie do końca jest moją bajką, dobrze jest raz na jakiś czas sprawdzić czy coś zmieniło się w tej materii. Projekt Czesław Śpiewa zawsze postrzegałam w kategorii fascynującego zjawiska. I po niedzielnym koncercie mam nadzieję, że tak zostanie. Mnie całość, oprócz świetnych instrumentalistów, nie porwała, ale publika była innego zdania. I właśnie dla takich ludzi Czesław przemierza Polskę jak długa i szeroka.

Autor: Joanna 'frota’ Kurkowska

Relacje z koncertów w Trójmieście