W ramach drugiej części opowieści o Kaplicy św. Anny zajmiemy się głównie jej wnętrzem, jest to bowiem przestrzeń, która wprawdzie dość mała, ale wypełniona jest ciekawymi elementami, z których nie jeden potrafi opowiedzieć ciekawe historie.

II wojna światowa potraktowała kaplicę łagodnie. Częściowemu zniszczeniu (ale nie spaleniu) uległ dach i fragmenty szczytów. Ogólnie doliczono się „zaledwie” 25-procentowych zniszczeń. Od kaplicy też zaczęto stopniowe i cały czas jeszcze nie zakończone przywracanie całego zespołu dawnego klasztoru franciszkańskiego do stanu używalności. Po 400 latach nieobecności znowu – choć w mniejszej niż za najlepszych lat ilości, pojawili się też na Przedmieściu franciszkanie. Kaplica św. Anny służyła jednak jeszcze protestantom (do lata 1945 r.) i to niemieckojęzycznym, aż do czasu, kiedy przepędzono ich z Gdańska.

Historia kaplicy św. Anny

Wprawdzie usytuowanie kaplicy powoduje, że znajduje się ona poza większością szklaków turystycznych, jednak wspaniała dekoracja jej zachodniego szczytu, doskonale współgrająca z potrójnym szczytem Kościoła św. Trójcy, przyciąga wzrok każdego wrażliwego na architektoniczne piękno obserwatora. Ta dekoracja zrywa w pewien sposób z tradycją surowości zewnętrznego wyglądu gdańskich kościołów. Mamy tu do czynienia z dziełem późnego gotyku, wspaniałą koronką sterczyn, łuków i tzw. „oślich grzbietów”, blend i ażurów, przywodzących na myśl zdobnictwo „klasycznych” gotyckich katedr na zachodzie Europy. Szczyty zwieńczone są oryginalnymi żelaznymi krzyżami, pamiętającymi przełom XV i XVI wieku, a osłaniają strome dachy, które – kolejna rzadkość w Gdańsku – zachowały w znacznym stopniu oryginalne, średniowieczne elementy więźby. Ciekawym reliktem dawnych, magazynowych funkcji poddasza jest umieszczony po północnej stronie dachu kaplicy dźwig, pozwalający na transport ciężkich przedmiotów z dziedzińca wprost na poddasze. Oprócz dźwigowego żurawia z bloczkiem pod daszkiem facjatki wisi także niewielki dzwon z 1745 r., pochodzący z warsztatu Johanna Anthony’ego – jeden niewielu gdańskich dzwonów, które wiszą do dziś tam, gdzie je oryginalnie przed wiekami zawieszono. Niewielkie okienka, gęsto rozmieszczone w połaciach dachu, pozwalają się domyślać, że poddasze służyło okresowo jako spichlerz.

Wchodzimy do wnętrza kaplicy św. Anny

Do wnętrza kaplicy dostać można się na dwa sposoby. Pierwsza droga wiedzie przez dziedziniec pomiędzy galeriowym domem od strony ul. Św. Trójcy, druga przez drzwi w zachodnim skraju południowej nawy „dużego” kościoła. Wchodząc przez dziedziniec mijamy nieszczególnie pasujące do całości figury pary świętych, a przy okazji niedoszłych kochanków – św. Franciszka z Asyżu i św. Klary. Nie trudno zauważyć jak bardzo podniósł się grunt w tej okolicy – by dostać się na poziom posadzki kaplicy trzeba zejść po kilkunastu stopniach w dół. Kaplica miała kiedyś więcej wejść. Główne wiodło przez gotycki, zaślepiony łuk w centrum zachodniej fasady. Wejście to zostało zlikwidowane w trakcie przebudowy miejskich fortyfikacji w końcu XVI w., znalazło się bowiem tak blisko wału i bastionu o wdzięcznej nazwie „Kot”, że uznano je za niefunkcjonalne. Miejsca pomiędzy ścianą kaplicy a wałem starczyło jednak na wybudowanie przyklejonej do fasady, śmiesznie płaskiej, barokowej kamieniczki, którą oglądać można jeszcze na XIX-wiecznych rycinach. Kaplica miała jeszcze piąte wejście – nieistniejące od dawna, zamurowane drzwi od strony południowej, prowadzące na teren przykościelnego cmentarza. W miejscu gdzie się znajdowały, tuż pod frontową belką chóru muzycznego, stoi obecnie we wnęce figura św. Antoniego.

Wszedłszy do wnętrza znajdujemy się w niewielkim, ale niezwykle harmonijnym pomieszczeniu ze wspaniałym gwiaździsto-sieciowym sklepieniem, unikalnym w Gdańsku. Dwa spośród pięciu części sklepienia były niegdyś pokryte freskową dekoracją malarską, która zamalowana została w XIX w. Wewnętrzna przestrzeń robi wrażenie jasnej i przestronnej nie tylko ze względu na niewielką ilość przedmiotów stanowiących wystrój kaplicy, ale także dzięki sporej ilości światła dostającej się przez pięć dużych okien umieszczonych w południowej ścianie. Niewielkie doświetlenie dają także – znacznie mniejsze – trzy okna w ścianie północnej.

Uwagę przyciągają organy, doskonale harmonizujące zarówno skalą, jak i wystrojem z tym wyjątkowym wnętrzem. Pochodzą z 1710 r. a wyszły spod ręki Andreasa Hildebrandta, organmistrza znanego m.in. z konstrukcji instrumentów dla kościołów św. Elżbiety, św. Barbary nieistniejącego Kościoła Zbawiciela na Zaroślaku, kaplicy Lazaretu, czy przebudowy organów Kościoła św. Jana (dzisiaj w Kościele Mariackim), zastępując poprzednie z roku 1650. Umieszczone są na muzycznym chórze z I poł. XVII w., niegdyś znacznie większym – wychodzącym galerią wzdłuż całej północnej ściany. Niestety po II wojnie światowej, być może w ramach „deluteranizacji” kaplicy, poddano galerię redukcji do dzisiejszej funkcji organowej empory. Śladem po odmiennym ukształtowaniu wnętrza jest do dziś asymetryczne umieszczenie prospektu organowego. Prospekt, wystający nieco przed linię galerii, ozdobiony jest spiralni kolumienkami, o niezwykłej dla gdańskiego baroku barwie kości słoniowej, roślinnymi, złoconymi ornamentami oraz zwieńczony trzema pokaźnych rozmiarów koronami. Centrum prospektu zdobi obraz ukazujący ulubiony biblijny motyw muzyczny – grającego na harfie króla Dawida, samotnie zasiadającego w ukazanym w perspektywie wnętrzu o wspaniałych sklepieniach wspartych na ciągach kolumn. We wnętrzu tym można się domyślać jerozolimskiej świątyni, a w sposobie jego ukazania upatruje się wzorów, jakie na gruncie gdańskim wprowadził Vredemann de Vries. Osiem z niegdysiejszych 21 obrazów ze scenami biblijnymi wkomponowanych w balustradę nie reprezentuje może najwyższego kunsztu malarskiego, warto jednak przyjrzeć się przynajmniej jednemu z nich. Ukazana na nim scena z biblijnej przypowieści o miłosiernym Samarytaninie jest wprawdzie ewidentnym plagiatem dzieła samego Rembrandta, ale za to w tle widnieje jedna z wcale nie tak licznych w gdańskiej sztuce panoram Miasta. Nie bardzo wiadomo czym podyktowana rozbiórka północnej części galerii doprowadziła do zaginięcia dwunastu obrazów kiedyś ją dekorujących. Jeden, przedstawiający „panny roztropne”, znajduje się w posiadaniu kurii arcybiskupiej.

Ołtarz w kaplicy św. Anny

Skromny i iście protestancki jest ołtarz kaplicy. Powstał w połowie XVII w., a w miejscu, które zajmuje teraz kopia obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, oryginalnie znajdowało się malowidło przedstawiające powrót syna marnotrawnego. Zamiana ta, podyktowana zapewne specyficznym stosunkiem nowych użytkowników kaplicy do przeszłości, nie skończyła się na szczęście całkowitym zniknięciem oryginalnego ołtarzowego obrazu, który oglądać można dziś nad bliższym ołtarza wejściem w ścianie północnej. Zdobiący dzisiaj ołtarz obraz ma swoją własną historię, kojarzącą się z losami Polaków z połowy XX w. Powstał przed II wojną światową na zamówienie polonusa z Ameryki w wileńskim warsztacie Malinowskich, nie doczekał się jednak odebrania przez zleceniodawcę. Przez czas jakiś znajdował się na witrynie sklepu Malinowskich w Wilnie, następnie był ukryty u wileńskich franciszkanów. Kiedy większość polskich mieszkańców musiała opuścić Wilno, wyjechał i obraz, przemycony przez nową sowiecko-polską granicę. Nie byłby może tak „polski” gdyby przy okazji jego barwnych losów i peregrynacji nie doszło do żenującego sporu o własność, o którym może lepiej zapomnieć.

Drugim obrazem ołtarza, umieszczonym w zwieńczeniu, jest biblijna scena czuwania Chrystusa (i smacznego snu apostołów) w Ogrodzie Oliwnym. Całość kompozycji uzupełniają skromne jak na barok ornamenty, trzy putta z atrybutami męki Chrystusa oraz dwie figury: dobrego pasterza z owieczką na ramionach i drugiej postaci o rysach na tyle miękkich, że w zależności od preferencji upatruje się w niej bądź św. Jana ewangelisty, bądź samej Matki Boskiej.

Od końca XVI w. do początków wieku XX ponad ołtarzem znajdował się gotycki krucyfiks, który zwykle oglądać można na południowej ścianie Kościoła św. Trójcy, a z którym wiążą się legendy o rzeczywiście niesamowitym spojrzeniu rzeźby Chrystusa.

W przeciwieństwie do większości gdańskich kościołów, stosunkowo ubogo przedstawia się obecność płyt nagrobnych w Kaplicy św. Anny. Jest ich zaledwie trzy. Być może spowodowane jest to dość długim funkcjonowaniem przypisanego kaplicy cmentarza, znajdującego się tuż przy jej południowym murze. Poza normalną funkcją spełniał on również rolę ossuarium, tam bowiem grzebane były ludzkie kości wydobywane podczas remontów posadzki w sąsiednim Kościele św. Trójcy.

Ambona

Jednym z najciekawszych, a z pewnością dość osobliwym językowo zabytkiem kaplicy jest barokowa ambona, wykonana w 1721 r. za sumę 430 złotych za czasów kaznodziei Waschetty. Współautorami kazalnicy byli cieśla Paul Karde z Frankfurtu n/Menem, rzeźbiarz Christoph Stein i malarz Friedrich Falkenberg. Ambona jest typowa w kształcie i ornamentyce dla okresu, w którym powstała. Osobliwością jednak są napisy, które ponownie ujrzały światło dzienne po niedawnej restauracji. Część z nich wykonano, co nie powinno dziwić w polskim kościele, po polsku, ale nie jest to typowe już choćby dlatego, że gdańska sztuka sakralna przyzwyczaiła nas raczej do napisów po niemiecku, bądź łacinie. Inskrypcje – cytaty z Biblii, ujęte w pięknej, archaicznej polszczyźnie, brzmią następująco:

Zakon przéz Moyżeſzá dány, á łaſká y prawdá przez Jezuſá Chryſtuſa ſtáłá się. Ian. w rozdź. I. v 17. (furtka ambony) gruntu innego nikt nie może założyć, oprócz tego ktory jeſt założony, ktory jeſt Iezus Chryſstus. I. Kor. (schody)
Wołay wſzystkim gárdłem á nie zawśćiągay: wynoś głos ſwoy jako trąbá, á opowiedz ludowi mojemu przeſtępſtwa ich, a domowi Iakubowemu grzechy ich. u Ezajáſza w rozdź. LVIII.v.I. (zaplecek)

Obecnie jest kaplica architektoniczną perełką, miejscem mało znanym, ale wartym odwiedzenia, tym bardziej, że właściwie zawsze jest otwarta. Wraz z przywracanym do dawnego piękna kompleksem kościelnym św. Trójcy stanowi jeden z najciekawszych zabytków Przedmieścia, które, jak mieliśmy to okazję sprawdzić nie tak dawno w praktyce – Spacer po Starym Przedmieściu, kryje wiele tajemnic i miejsc wartych odkrycia. Jako miejsce, gdzie przez wieki w niemieckojęzycznym Gdańsku słychać było język polski, warta jest kaplica szczególnej uwagi. Ale postaciami, które współtworzyły tę polską wyspę zajmiemy się w trzeciej części opowieści o Kaplicy św. Anny.

Autor: Aleksander Masłowski

Kopia obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej w kaplicy św. Anny