Fot. Aleksander Masłowski

Od pewnego czasu krąży w internecie sporo głosów internautów oburzonych (całkiem zresztą słusznie) likwidacją budynku przy ulicy Wiosny Ludów. Budynek ten, który na tle sąsiadujących z nim pofabrycznych obiektów odznaczał się znaczną architektoniczną urodą, zniknął bezpowrotnie w sierpniu tego roku. Stał, a pewnego dnia przyjechały maszyny i stać przestał. Wielka to szkoda, bo okolica ta, która ma niebawem zostać zagospodarowana przez jednego z deweloperów, nie ma zbyt wielu obiektów o ciekawej architekturze. A teraz ma jeszcze jeden mniej. Przy ulicy Wiosny Ludów – dawnym Nabrzeżu Szkut (Schuitensteg) pozostał właściwie tylko jeden budynek godny uwagi. Jest nim dawna siedziba urzędu portowego (Hafenamt) pod numerem 7.

Fot. Ewa Kowalska

Nie powinno więc dziwić to, że nagłe zniknięcie budynku z początku XX w. wzbudziło oburzenie niektórych. Gdańsk, który przez nieszczęście wielkanocy 1945 r. nie może się pochwalić jakimś szczególnym natłokiem oryginalnej historycznej zabudowy, nie powinien pochodzić tak lekko do zachowanych jej elementów. Cóż by szkodziło ująć budynek w projekcie całości nowego zagospodarowania terenu, wyremontować i przechwalać się tym, jaki ma się ładny obiekt na swoim terenie? Przykładów tak prostego, a mądrego zachowywania starego w nowym można by podać wiele. Oczywiście, że dla przeciętnego dewelopera, który myśli kategoriami zysku, taka stara rudera to tylko kłopot. Czy jednak należy pozostawiać w takich sprawach pełną swobodę inwestorom? Pozostaje też jeszcze pytanie, gdzie był konserwator wojewódzki i jakie względy przemawiały za zgodą na wyburzenie obiektu. Oczywistym jest, że każdy, kto w jakikolwiek sposób myśli kategoriami zachowania dziedzictwa architektonicznego Gdańska, musi być niezadowolony z tego co stało się przy ul. Wiosny Ludów.

Zburzonemu budynkowi słusznie wzburzona opinia publiczna nadała już nawet nazwę. W internetowych publikacjach, na forach i blogach pisze się o nim jako o „willi Klawittera”. Czy słusznie?

Fragment planu Gdańska z 1908 r.

Ulica Wiosny Ludów (notabene jeden z przykładów wyjątkowo nietrafionej zmiany nazwy historycznej na polityczną) to okolica wygospodarowana na terenie fortecznym na przełomie XIX i XX w. Do tego czasu znajdowała się tu przeciwstraż bastionu Motława (zwanego tez Bastionem Wiadrowników) – wąski pas lądu pośrodku fosy dodatkowo utrudniający jej przebycie. Zewnętrzna fosa nosiła w tym miejscu niezbyt jasną nazwę „Rowu Zastawnego” (Pfandgraben). Dzisiejsza ulica Wiosny Ludów to ostatni odcinek północnej przeciwstraży, przylegający do nurtu Motławy. Aż do czasu niwelacji wałów w tej okolicy nic nie mogło tam być budowane. Znajdował się tam jednak przystanek szkut, przy pomocy których, częściowo ciągniętych przez konie, a częściowo na wiosłach, odbywała się żegluga od tego miejsca aż do Wisłoujścia.

Stan rzeczy zmienił się dopiero na przełomie XIX i XX w., kiedy stopniowo zaczęto likwidować dawne fortyfikacje, uzyskując w ten sposób duże tereny położone w bezpośrednim sąsiedztwie śródmieścia Gdańska. Interesujący nas teren, kiedy jeszcze niwelacja wałów była jedynie projektem, zastrzeżono już dla przemysłu. Ulicę Wałową (Wallgasse) przedłużono wówczas aż do Motławy. Utworzyło się przez to skrzyżowanie przy którym łączyły się ulice Brabank, Wallgasse i Schuitensteg. Jednym z pierwszych przedsiębiorstw na tym terenie była fabryka chemiczna, którą dokładnie w miejscu bastionu Motława, tak dokładnie, że kształt jej działki pokrywał się z zarysem pięciokątnego bastionu. Następne przedsiębiorstwa pojawiały się jak przysłowiowe grzyby po deszczu.

Schuitensteg – fragment książki adresowej 1905 r.

Budynek, który nas interesuje stanął na posesji pod numerem 2 przy ulicy Schuitensteg (Wiosny Ludów). Pierwszy znany mi plan Gdańska, na którym można się go ewidentnie dopatrzyć, pochodzi z roku 1906. Nie jest łatwo prześledzić losy miejsca położonego nieco na uboczu bez spędzenia wielu mozolnych godzin nad dokumentami w archiwum. Ale spróbujmy.

W ostatnich latach XIX w. i na samym początku wieku XX działka pod numerem 2 przy Schuitensteg, należała do stoczniowej firmy H.Merten GmbH. Dyrektorem firmy był F.Merten. Mieszkał tam ponadto kupiec A.Schmidt i furman E.Kaczor. W 1902 r. jako jej właściciel figuruje już spółka Meyer & Western z Hanoweru. Zamieszkiwał tam nadal niejaki P. Merten, ale już nie jako właściciel, a inżynier. 1903 r. to zmiana panowania, ale niewielka, teren ten należy bowiem do fabrykanta Westerna, mieszkającego przy dzisiejszej Ogarnej (Hundegasse) pod numerem 51. Furman Kaczor nadal zamieszkuje tam gdzie dawniej. Znika dopiero w 1905 r., kiedy teren staje się własnością Paula Neubäckera, specjalisty od odlewnictwa, syna Wilhelma, również metalurga, a przy okazji miejskiego deputowanego, którego firma mieściła się przy Szerokiej (Breitgasse) 81. Paul Neubäcker wydaje się więc być najbardziej podejrzanym o to, że wybudował budynek, który zniknął z powierzchni ziemi kilka tygodni temu.

Paul Neubäcker

Swoją firmę, zajmującą się odlewnictwem i budową maszyn prowadził Paul Neubäcker przez wiele lat. Jako właściciel posesji i zakładu produkującego maszyny, kotły i wyroby z miedzi figuruje jeszcze w księdze adresowej z 1937/38 r. w 1942 r. mieszka już, zapewne jako emeryt, przy Hansaplatz (obecnie Wały Piastowskie) 13, a przy Schuitensteg 2 mieści się nadal firma „Spadkobiercy Paula Neubäckera”. W tym samym roku musiała nastąpić zmiana właściciela. Nowym jest Zarząd Gruntów Miejskich (Städtisches Grundvermögensamt), a użytkownikiem firma „Bracia Böhling”, zajmująca się układaniem rurociągów.

Powojenne dzieje całego kompleksu przemysłowego to już inna historia, zatarciu uległy bowiem niektóre z granic działek, zniknęły budynki i pojawiły się nowe. Dom przy ulicy Wiosny Ludów stał jednak bardzo długo. Słyszałem osobiście jak ktoś twierdził, że to słynna fabryka chleba „Germania” (która była trzy domy dalej w stronę ujścia Motławy), teraz tu i ówdzie pisze się o nim jako o „willi Klawitterów”. Ani z Germanią ani z Klawitterami nie ma jednak nic wspólnego. Nie zmienia to faktu, że jego zniknięcie jest sporą szkodą dla tego miejsca, które mogłoby być bardzo piękne. Może nawet będzie, kiedy powstanie tam coś nowego. Ale nowe wjeżdżające walcem i koparką na teren, gdzie stoi coś, co ma historię i mogłoby zostać zachowane, jakoś mi się wcale nie podoba.

Autor: Aleksander Masłowski