Kilkadziesiąt osób uczestniczyło w niedzielę, 22 lutego, w spacerze po kościele św. Jana. W roli cicerone wystąpiła Iwona Berent – kierownik Biura Odbudowy Kościoła św. Jana. Spacer został zaplanowany na wyraźną prośbę publiczności, która licznie przybyła na styczniowy wykład Akademii Dawnego Gdańska w sieni Instytutu Kultury Miejskiej. Wtedy to, bowiem prelegentka uległa licznym namowom i wobec pasji, i miłości, jaką żywi wobec kościoła św. Jana – zgodziła się oprowadzić po tajemniczym wciąż wnętrzu gdańskiej świątyni.

Fot. Dominika Ikonnikow

Kościół św. Jana w Gdańsku / Fot. Dominika Ikonnikow

Tajemniczym, ponieważ spacer nie był zwyczajny, jak mogłoby się zdawać. Liczna grupa przybyłych z radością zareagowała na fakt, iż zwiedzanie kościoła rozpocznie się od… wspinaczki na wieżę po, jak wyliczyła jedna z przybyłych pań – 177 stopniach. Droga prowadziła poprzez garderobę dla artystów, bowiem w kościele odbywają się liczne wydarzenia kulturalne – koncerty, wystawy, spektakle, performance. Podczas krótkich przystanków był czas na podziwianie wnętrza kościoła z wyższej perspektywy, co skrzętnie wykorzystywali miłośnicy zdjęć. Natomiast ze szczytu wieży ukazał się nieoczekiwany i mało znany widok na Śródmieście Gdańska. Z tej perspektywy przedstawiał się on nader zaskakująco. Żal jedynie, że zza wyłomów okiennych trudno było dostrzec Biskupią Górkę, ale dość wyraźnie rysowała się sylwetka budynku Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, czyli przedwojennego szpitala miejskiego, położonego na obszarze Piaskowni – rejonu, który od XIV w. przynależał niezmiennie do Biskupiej Górki. Od strony wschodniej podziwiać można było również sygnaturkę – wieżyczkę, zrekonstruowaną 31 marca 2012 r. Sygnaturka uszkodzona podczas oblężenia Gdańska przez wojska napoleońskie, rozebrana została w roku 1823. Po 189 latach przywrócono ją na pierwotne miejsce skrzyżowania naw kościoła, umieszczając w niej list opisujący okoliczności odbudowy. Ogromne zaciekawienie wzbudził również oryginalny dzwon zegarowy z 1543 r.

Kolejnym przystankiem, który zaplanowała prowadząca spacer, było epitafium ku czci, zmarłej w 1661 r., Adelgundy Zappio – ukochanej córki Katarzyny i Zachariasza Zappio. Nie było to jedyne epitafium, o którym opowiadała znawczyni historii kościoła. Wiele niezwykłych rzeczy można było również usłyszeć przy epitafiach Jana Hutzingusa, Ulricha Kanzlera, nagrobku Nathanaela Schrödera, a w kaplicy św. Ducha podziwiać można było zachowany witraż z 1600 r. pochodzący z okna w elewacji południowej kościoła oraz rzeźby św. Katarzyny i Michała Archanioła. Epitafium Ulricha Kanzlera czekało 60 lat w składnicy konserwatorskiej, aby ostatecznie powrócić na swoje miejsce. Niestety do dziś niewyjaśniony jest los plakiety z epitafium, której wygląd znany jest z zachowanych zdjęć. Była niezwykle oryginalna, przedstawiała między innymi halabardę i szachownicę.

Nader okazale prezentuje się wspaniale odrestaurowany cykl obrazów Panny mądre i głupie oraz stalla snycerzy i jej zwieńczenie w nawie północnej kościoła. Koniecznie wspomnieć trzeba również o XVII – wiecznej chrzcielnicy, którą podziwiać można było bez ograniczeń, bowiem specjalnie dla przybyłych, uchylona została dekoracyjna krata – obita złoconą blachą, drewniana chrzcielnica ukazała się w pełnej krasie.

Podczas spaceru padały liczne pytania. Jednym z bardziej intrygujących było zapytanie o odcisk dziecięcej stópki na jednej z cegieł z XV w. Takowa cegła znajduje się w ścianie północnej nawy kościoła. Duże zainteresowanie dotyczyło również wyjątkowego ołtarza wykonanego z piaskowca i marmuru – dzieła mistrza Abrahama van den Blocka. Podpowiadam, że warto przyjrzeć się mu uważniej i poszukać wzrokiem charakterystycznego krzyża, który był symbolem kościoła św. Jana, natomiast absolutną koniecznością jest przystanek przy ścianie wschodniej świątyni. Tylko z tego miejsca można w górnych partiach ołtarza zobaczyć charakterystyczne herby czterech witrykusów, czyli dawnych członków Rady Kościoła, którzy trzymali pieczę nad funduszami kościelnymi i zlecili budowę ołtarza.

Niemniej fascynująco Iwona Berent opowiadała o ciekawej historii gotyckiego krucyfiksu, którego oryginalna pionowa belka, została odnaleziona w 2008 r. na poddaszu kościoła św. Mateusza w Nowym Stawie. Figura Chrystusa na krucyfiksie, co było niespodziewane, waży aż 200 kg! Natomiast krucyfiks od lat 50. eksponowany był w kościele św. Trójcy. Ze względu na rozmiary niemożliwym było przewiezienie go do kościoła św. Jana, zatem w Niedzielę Palmową w 2005 r. przeniesiono go ulicami do świątyni i niemal natychmiast zlecone zostały wstępne prace i analizy konserwatorskie.

Spacerując po kościele warto również znać fakty dotyczące płyt nagrobnych. Było ich 180 szt., natomiast wobec ogromu zniszczeń kościoła po 1945 r., w wyniku prac konserwatorskich, udało się uratować 135 płyt. Każda z nich umieszczona została w osobnej, metalowej ramie z siatką zabezpieczającą i ponownie wpuszczona w posadzkę. Te płyty, których fragmenty były zbyt zniszczone, umieszczone zostały w kryptach kościelnych, bowiem jak podkreśliła Iwona Berent:

Nie wyobrażałam sobie, że można było inaczej postąpić. Nawet, jeśli były to zaledwie drobinki, małe fragmenty płyt, to należały one i zawsze będą należeć do kościoła św. Jana. Spoczęły zatem w kryptach, które poprzez to stały się niejako katakumbami kościoła.

Spacer po kościele św. Jana obfitował w nader wiele ciekawych faktów i historii. Gdzie znajdowała się stalla Schopenhauerów, w jakim kontekście pojawia się nazwisko Hevelke, jak głębokie są ślady po emporze południowej, gdzie znajdują się w kościele zabytkowe gwoździki, czy krypta rodziny Zappiów posiada wentylację – można by wymieniać długo.

W imieniu swoim oraz Iwony Berent, zachęcam Państwa do odwiedzenia kościoła św. Jana. Ta wciąż tajemnicza gdańska świątynia ma jeszcze wiele do opowiedzenia, a ponieważ szczęśliwie wiele elementów zabytkowego wyposażenia przetrwało działania wojenne – warto poznać i podziwiać wyjątkowe dziedzictwo przeszłości.

Tekst: Dominika Ikonnikow