W filmie Roberta Glińskiego „Wróżby kumaka”, będącego adaptacją powieści Güntera Grassa, gdańska Hala Targowa przygląda się rozkwitającej miłości pomiędzy Alexandrem Reschke, a Aleksandrą Piątkowską, dwójką głównych postaci.

Hala Targowa w Gdańsku

Fot. Dominika Ikonnikow

Zdjęcia do filmu były realizowane w 2004 r., gdy kapitalny remont gdańskiego zabytku dobiegał końca. Jednak wielu z nas na pewno z rozrzewnieniem wspomina wcześniejsze czasy tego magicznego miejsca, gdzie wszechobecny, charakterystyczny zapach ryb mieszał się z gwarem kupujących. Tajemnicze zakamarki hali były idealne do dziecięcych zabaw w chowanego czy pełnego pasji śledzenia nauczycieli z pobliskiej szkoły im. Emilii Plater. Schody do piwnic hali, dzisiaj schludnie zagospodarowane, jawiły się wtedy, jako wrota do przygody; a plątanina starych, drewnianych, kilkudziesięcioletnich budek znajdujących się na przylegającym do hali targu, stanowiła swoisty labirynt owocowo-warzywny. Nastrój minionego czasu tak oddają słowa G. Grassa:

(…) do dzisiaj pod szeroko sklepioną konstrukcją dachową w sześciu rzędach budek występuje z czasem obfitą, często nader ubogą ofertą: z nićmi i wędzoną rybą, amerykańskimi papierosami i polskimi ogórkami konserwowymi, makowcami i o wiele za tłustą wieprzowiną, plastykowymi zabawkami z Hongkongu, zapalniczkami z całego świata, kminkiem i makiem w torebkach, serem topionym i perlonami.

Plac Dominikański położony pomiędzy ulicami Lawendowa, Podwale Staromiejskie, a ulicą Pańską, zawsze był miejscem tętniącym życiem. Jego początki nierozerwalnie związane są z konwentem Dominikanów, których sprowadził do Gdańska książę pomorski Świętopełk. Klasztor Dominikanów znajdował się w miejscu, w którym dzisiaj stoi Hala Targowa, a dokładnie w jej wschodniej części, bliżej ulicy Lawendowej. Budynek klasztorny został zniszczony w 1813 r. podczas ostrzału artyleryjskiego miasta przez oblegających go Rosjan i Prusaków. Ponadto w mieście całkowicie legło w gruzach około 1400 budynków, prawie 200 spichrzy, a ponad 5000 mieszkańców Gdańska zmarło na skutek odniesionych ran, głodu i chorób zakaźnych.

Teren poklasztorny przez wiele lat straszył wypalonymi ruinami. W niewielu niezniszczonych pomieszczeniach znajdowały się warsztaty gdańskich rzemieślników, którzy dzierżawili je od władz pruskich. Po ostatecznym rozebraniu ruin, plac Dominikański służył głównie, jako miejsce dla wojskowej musztry. Po roku 1881 kiedy został wykupiony przez władze miejskie, zamknięto Targ Prosiąt na Długim Targu i przeniesiono go na poklasztorny teren. Kilkanaście lat trwało, zanim zdecydowano się zbudować budynek handlowy. Motywacją do tego stał się strategiczny cel, aby zlikwidować handel uliczny. I tak w latach 1894- 1896 powstała jednokondygnacyjna, ale podpiwniczona Hala Targowa. W jej wnętrzu przestrzeń była podzielone na trzy trakty handlowe przez 22 żeliwne słupy, w których zastosowano rozwiązania konstrukcyjne typowe dla wiaduktów – to pozwalało między innymi zwiększyć ich wytrzymałość na silne mrozy. Do środka gmachu prowadziły cztery bramy (do dzisiaj nic się nie zmieniło), a nad każdą z nich umieszczono herb Gdańska. Dodatkowo na rogach budynku umieszczono wieloboczne wieżyczki, a półkoliste okna znajdowały się zarówno w części dachowej, jak i parterowej. Autorem projektu był Kurt Fehlhaber, architekt, syn miejskiego radcy budowlanego Karla Fehlhabera. Rok później rozebrano pozostałości XV-wiecznej baszty Dominikańskiej, która znajdowała się po północnej stronie Hali Targowej. Nazywano ją żartobliwie ,, spójrz do kuchni” (kiek en den kök), ponieważ z trzeciego piętra baszty można było zaglądać w okna klasztornej kuchni. Spłonęła w 1807 r. podczas oblężenia Gdańska przez wojska napoleońskie. Przez 90 lat jej ruiny porastały dziką roślinnością, przez co potocznie zaczęto je nazywać ,,kwietnikiem’’.

Żegnajcie targi uliczne…

Wraz z otwarciem hali zlikwidowano wszystkie istniejące miejskie targi, pozostawiając jedynie Targ Rybny. Godziny usług tej „świątyni” gdańskiego handlu były imponujące: od 5.00 rano latem lub 6.00 zimą do godziny 20.00 (w soboty do 21.30) przez sześć dni w tygodniu. Ciekawy przy tym był sposób organizacji rytmu pracy, bowiem między 13.00 a 17.00 obowiązywała przerwa obiadowa, co dziś możemy nazwać dawną gdańską sjestą. Zestaw dóbr oferowanych klientom był podobny do dzisiejszego. Prowadzono handel mięsem, nabiałem, warzywami, owocami, rybami, wędlinami, pieczywem. Natomiast ilość stoisk, które znajdowały się w budynku jest dziś trudna do wyobrażenia. Ogółem ich liczba wynosiła 188! Obecnie, podzielona na 3 poziomy hala, posiada nieco ponad 100 stoisk. Dodatkowo w środku znajdowały się pomieszczenia administracyjne, socjalne, a także, uwaga – posterunek policji. Wokół budynku zorganizowano handel warzywno-owocowy dla okolicznych rolników, ale odbywał się on wyłącznie w środy i soboty. Liczył za to ponad 600 kramów.

W okresie Wolnego Miasta Gdańska dokonano w gmachu hali zmian architektonicznych, między innymi usunięto dachowe żelazne elementy ozdobne, a wewnątrz, od strony ulicy Pańskiej, powstała antresola.

Budynek hali stanowił nieodłączny element krajobrazu miejskiego. Mieczysław Orłowicz, autor licznych przewodników krajoznawczych w swym,, Ilustrowanym przewodniku po Gdańsku wraz z terytorjum Wolnego Miasta Gdańska’’ z 1928 r., pisał:

Na Placu Dominikańskim stoi Hala Targowa miejska, mająca formę bazylikowej budowli neogotyckiej o wysokości nawy środkowej 15 m. Zbudowano ją w r. 1896 kosztem 500.000 marek.

Hala była również dramatycznym tłem kapitulacji w 1939 r. Poczty Polskiej, co wspomina Brunon Zwarra:

(…) w I tomie,, Gdańszczan’’ opisałem scenę, jak 1 września ok. 18: 30 wywożono spod gaszonego już gmachu Poczty Polskiej dwoma ciężarówkami pocztowców. Większa część to byli moi znajomi. My, Polacy, w Gdańsku w większości znaliśmy się, a ja do tej poczty albo tej przy dworcu nosiłem przesyłki z emalierni, w której pracowałem. Pierwsza ciężarówka była przykryta, od poczty skręcili w Podwale Staromiejskie, potem w kierunku placu targowego, gdzie było pełno szczelnie ustawionych Niemców. Gwizdali, obrzucali pocztowców pomidorami, jabłkami i nawet kamieniami.

Rok 1945 był łaskawy dla Hali Targowej, która w tym czasie była magazynem żywności dla ludności Gdańska. Zniszczeniu uległo niewiele elementów architektonicznych. W latach powojennych dramatycznie ważyły się losy hali. Rozważano bowiem przebicie jej części zachodniej w celu poszerzenia ulicy Pańskiej lub wręcz całkowite wyburzenie dla wybudowania sklepu spożywczego. Ostatecznie w 1999 r. Hala stała się własnością spółki Kupcy Dominikańscy, utworzonej przez kupców prowadzących handel wewnątrz i wokół gmachu. Przeprowadzono kapitalny remont budynku, w który zainwestowano 20 milionów złotych. Odtworzono 16 wieżyczek zniszczonych w 1945 r. Podczas prowadzonych prac archeologicznych odkryto zarysy murów pierwszego kościoła św. Mikołaja. Zaskoczony tym znaleziskiem był nawet kierującymi pracami archeologicznymi Maciej Szyszka:

– Nikt z nas nie przypuszczał, że pierwotny kościół ulokowano tam, gdzie dziś stoi hala – mówił w 2005 r.

W trakcie prowadzonych dalszych badań niespodziewanie trafiono również na pozostałości romańskich piwnic, nad którymi pierwotnie znajdował się klasztor Dominikanów. Odkrycie to było sensacją w środowisku archeologów i historyków. Piwnice i fundamenty klasztoru datuje się bowiem na drugą połowę XIII w. Natrafiono także na miejsce pochówku kilku tysięcy gdańszczan, zmarłych w większości wskutek zarazy. Było to o tyle zaskakujące, że zwyczajowo po takich masowych plagach ciała chowano poza obszarem miejskim.

Obecnie trwają końcowe prace adaptacyjne romańskich piwnic, które mają zostać udostępnione zwiedzającym. Fundamenty pierwszego kościoła św. Mikołaja są pięknie wyeksponowane w podziemiu Hali Targowej. Szczególnie warto sięgnąć spojrzeniem ku zdobnym elementom żelaznym nad trzema bramami wejściowymi. Nad wschodnią z nich umieszczono raka i rybę. Nad północną i południową… zachęcam do spaceru.

Nieistniejącą basztę Dominikańską, w miejscu której obecnie znajduje się parking, upamiętniono obrysem z ciemnej kostki brukowej. Znajdująca się obok baszta Jacek przejęła pierwotne, żartobliwe określenie ,, spójrz do kuchni’’, choć jej powojenna nazwa odwołuje się do św. Jacka Odrowąża, założyciela konwentu polskich dominikanów.

We wspomnianych wyżej „Wróżbach kumaka” użyto w polskim przekładzie określenia ,, nos w garach’’. I można się z tym zgodzić, gdyż niewątpliwie takie są właśnie konsekwencje wizyty w zabytkowej Hali Targowej.

Tekst: Dominika Ikonnikow