W dojrzałych latach realnego socjalizmu zaczęły powstawać specyficzne budynki mieszkalne, popularnie nazywane falowcami. W gdańskiej „sypialni” na Przymorzu pojawiło się ich siedem, natomiast w Nowym Porcie jeden.

Falowiec w Nowym Porcie

W tym ostatnim wzniesiono pięć klatek połączonych loggiami, którymi lokatorzy mogli swobodnie udawać się do mieszkań. Z czasem przegrodzono je murami lub kratami, doraźnie lub na trwale. Wraz ze zmianami ustrojowymi przekształcił się również falowiec, otrzymując sporo elektroniki, telewizję kablową, oprzyrządowanie internetowe, dozór firmy ochroniarskiej. W ogromnym budynku zamieszkało około dwóch tysięcy ludzi. Na niewielkiej przestrzeni zmieściło się spore miasteczko.

Ta niemała społeczność od początku wyróżniała się odrębnymi cechami. Przede wszystkim anonimowością. Mnóstwo osób znało się lub zna z widzenia, lecz problemem jest przypisanie im imienia, nazwiska. Młode małżeństwa zasiedlające budynek w latach siedemdziesiątych XX wieku, dziś już obdarzone wnukami, przekazują swoje mieszkania rodzinie lub je sprzedają. Firmy transportowe mają moc roboty.

Falowiec jest odrębnym światem, doskonałym polem do socjologicznych obserwacji. W tej masie ludzi różnych zawodów, specjalności, branż, wykształcenia, kultury, doświadczającej wcześniej radosnej twórczości ideologów PRL, później eksperymentów świeżych kapitalistów czy Kościoła, toczy się szybkie życie w samym budynku, jak i obok niego. Przytuliły się bowiem do wielkiego brata pawilony, kioski i sklepy stanowiąc wraz z nim prawdziwie polską mieszankę o swojskiej mentalności, specyficznej filozofii życia, którą można ująć w słowach: „jakoś trzeba przeżyć” albo „jakoś to będzie”.

W czasach wczesnej młodości falowca, jego klatki i loggie stanowiły otwartą przestrzeń. Młode małżeństwa uradowane posiadaniem upragnionego mieszkania, chętnie korzystały z możliwości swobodnego przemieszczania się wózkami, wędrując pod oknami sąsiadów i nieznajomych. Dzisiaj ten obyczaj jest już w zaniku, głownie z przyczyn technicznych. Na dodatek, tamte maluchy niespodziewanie szybko dojrzały, założyły własne rodziny, i dzisiaj wolą tereny zielone, park Jana Jerzego Haffnera w Brzeźnie czy plażę obok niego.

Klatki schodowe zawsze stanowiły szkołę amatorskiej twórczości poetyckiej, miejscem porażających wyznań miłosnych, mniej lub bardziej udanej ekspresji malarskiej czy ćwiczeń rysunkowych. Początkowo zmywano dzieła, oporne malowano farbą emulsyjną czy olejną, przed wieloma kapitulowała administracja i lokatorzy. Przetrwały do dzisiaj. Na ścianach korytarzy rozwijała się nie tylko poezja podwórkowa. Polityka domagała się uznania swojej racji. Toczyła się wojna propagandowa na słowa, epitety, celne rymowanki mające ośmieszyć przeciwnika, dotkliwie wulgarne, boleśnie prawdziwe, czasami tworzone z nadzwyczajnym talentem. Przecież to czas wydarzeń sierpniowych, festiwalu wolności aż do stanu wojennego, beznadziejnych lat po jego odwołaniu. Następnie zmian ustrojowych, zaskakujących jednych, przygnębiających drugich. Stawka była ogromna, wyrażano emocje o wielkim natężeniu. Jak chociażby sylwester 1982 roku…

Falowiec jest częścią ogromnego amfiteatru złożonego z czteropiętrowych bloków i dziesięciopiętrowych wieżowców. Zazwyczaj na ulicę, plac przed sklepem i niezliczone balkony w Nowy Rok, w pierwszej jego minucie, wylegają setki osób, wybuchają petardy, palą się race, w niebo szybują kolorowe rakiety i fajerwerki. Prawdziwie nadmorska dzielnica. Ale wtedy, tamtej nocy… cisza. Ciemno. Z czeluści nocy podnosi się i narasta, rozsadza uszy ponury gwizd. Cienie ludzi na balkonach, wszechobecny gwizd dezaprobaty, niezgody i sprzeciwu. Widzowie portowej dzielnicy osądzali spektakl urządzony im wcześniej przez generałów. W ten sposób, w gniewie bezsilności.

Pamięć falowca jest trudna do zatarcia. Wspomina z rozrzewnieniem wizytę Jana Pawła na Westerplatte. Dziesięć jego pięter stało się na kilka godzin gdańskim colloseum, loggie trybunami. Biała postać papieska skupiała wszystkie spojrzenia. W cudowny sposób rozmnożyły się lornetki, przekazywano je sobie z rąk do rąk, chociażby na chwilę. Każdy z obecnych miał poczucie uczestniczenia w czymś niezwykle ważnym, nawet przełomowym. Podniosła atmosfera, pięknie ubrani ludzie, radość, wszechobecna radość, dzisiaj prawie nieosiągalna i nierzeczywista. Niezapomniane chwile polskiego braterstwa, dzisiaj trudnego nawet do wyobrażenia.

Po odzyskaniu suwerenności, już w pełni rozkwitały masowe procesje Bożego Ciała. Nieoceniony falowiec zbierał widzów wyprowadzając ich na balkony. Tuż pod nimi, ulicą Wyzwolenia, podążały przecież radosne tłumy, z reguły w słońcu, omiatane rześkim wiatrem blisko leżącej zatoki. Ludzka fala rozlewała się po asfalcie i chodnikach, samochody uczyły się cierpliwości.

Od kiedy zlikwidowano trakt kolejowy, uczyniła się cisza na Wyzwolenia. Nowy Port stał się prawdziwą dzielnicą mieszkaniową. Falowiec ocierał jednak łzy wspominając ruch wokół siebie, kilometrowe składy zasypiające chwilami w środku dnia, nocne przetaczanie wagonów, na których wstydliwie przykryte, odpoczywały nowoczesne czołgi, tuż przed swoim debiutem na afrykańskich szlakach. Falowiec spokrewniony z portem lubił ten nocny ruch. Nam, mieszkającym kilkanaście metrów od żelaznego szlaku, w końcu przestało to przeszkadzać. Chociaż nie wszystkim.

Kolej to kusicielka. Chłopcy w różnym wieku czepiali się wagonów, wskakiwali do środka, wozili na schodkach czy metalowych buforach. Jednemu się nie udało, spadł na tory, koła cięły. Stracił nogę. Uczyłem go. Czy żałował? Kolej pokusiła również mego syna, który złapał się burty, wdrapał na bufor. Nigdy bym nie przypuszczał, jednak… Kiedy struchlałym głosem pytaliśmy, dlaczego?, odparł szczerze: – Musiałem. Ja musiałem. – To jest mierzenie się bardzo młodych mężczyzn z obietnicami świata.

Obok falowca blaszane rzędy garaży, kolorowych, szaroburych, wykwintnie pordzewiałych. To w nich się dzisiaj tworzą rodzajowe, bardzo męskie kluby dyskusyjne z obowiązującym piwkiem czy kieliszkiem czystej. Tam braterstwo jeszcze trwa, toczą się głośne Polaków rozmowy. Po zmroku rozpalają się okna, falowiec szykuje się do snu.

Mijam na korytarzu dziewczęcą rączką napisane: Lekcja 1. Temat: Narysować sex. Podpisy: Marta 16 lat, Iga 13 lat, Magda 13 lat. To my pisałyśmy. Obok zmysłowy rysunek odpowiadający tematowi. Czyżby znak nowego czasu?

Autor: Waldemar Nocny

Spacer po Nowym Porcie

Waldemar Nocny o Nowym Porcie:

Morski Dom Kultury

Grzeszny Viking