W Gdańsku zdecydowanie brakuje ławek. Ławka nad Motławą, z widokiem na Ołowiankę, to marzenie niejednego turysty i gdańszczanina. Ja jednak mam nad wodą swoje ulubione miejsce do kontemplacji. Niestety, od pewnego czasu jest to miejsce z widokiem na… kosz na śmieci.
Temat braku ławek w Gdańsku był niedawno poruszany na łamach portalu naszemiasto.pl. Autorki artykułu przytaczają opinie mieszkańców, ubolewających na ten znany od lat problem. Poznajemy również opinię Mieczysława Kotłowskiego z ZDiZ, zasłaniającego się skargami mieszkańców, którzy… nie chcą mieć pod swoimi oknami ławek, a to z powodu gromadzenia się na nich tzw. elementu, zakłócającego spokój. Mamy więc typowy przykład kwadratury koła. Czy jednak na pewno?
Jak wiadomo, ilość bardziej lub mniej drobnych pijaczków oblegających ławki jest całkiem ograniczona. A gdyby tak zwiększyć podaż miejsc dla ich, i nie tylko, wypoczynku? Gdyby tak wystawić w mieście przykładowo dziesięć razy więcej ławek, aniżeli jest wspomnianych towarzystw wspólnego popijania? Dajmy pijaczkom większą ofertę, wtedy na pewno staną się bardziej mobilni, a ich uciążliwość dla mieszkańców rozłoży się na większa grupę mieszkańców, przez co stanie się – ta uciążliwość – mniej zauważalna. To jest prosta matematyka. A przy okazji skorzystamy my – porządni mieszkańcy miasta oraz turyści.
Zupełnie nie przekonuje mnie też tłumaczenie Michała Piotrowskiego z Urzędu Miejskiego w Gdańsku, a dotyczące Długiego Pobrzeża:
Ten odcinek jest po prostu zbyt wąski. Kiedy restauracje rozstawią swoje ogródki, na dodatkowe ławki zwyczajnie nie ma miejsca albo trzeba by było ustawić je na samym środku chodnika
Owszem Długie Pobrzeże jest za wąskie, ale przecież jego przedłużeniem jest Rybackie Pobrzeże (przez wielu nazywanie Długim Pobrzeżem), na którym również nie ma ławek, a miejsca jest ogrom.
Rybackie Pobrzeże to moje ulubione miejsce do wypoczynku i delektowania się lodami sprzedawanymi w pobliskiej, znanej gdańszczanom, niepozornej lodziarni. Tutaj, korzystając z murka otulającego uliczną latarnię (sic!) niejednokrotnie przysiaduję. Niestety, od pewnego czasu pomiędzy tym jednym z niewielu miejsc, na których można wypocząć, a wodami Motławy, pojawił się kosz na odpadki, całkowicie szpecący niepowtarzalny widok. I tak sobie myślę, czy do tego, aby przesunąć kosz o trzy metry w lewo, i ustawić go przy murku, potrzebna jest matematyka, czy może wystarczy odrobina zdrowego rozsądku?
PS. Link wysyłam do PRSP, ZDiZ oraz Biura Prasowego UM w Gdańsku, z nadzieją na szybką interwencję.
Tłumaczenie słynnego skądinąd Michała Piotrowskiego wydaje się należeć do gatunku „powiem cokolwiek, żeby się odczepili”.
Jakoś wąskość nie przeszkadza magistratowi w „strefie prestiżu”, jaką szumnie ogłoszono m.in. ulicę Piwną, gdzie restauracyjne ogródki rokrocznie likwidują całą szerokość chodników. Sama Piwna jest deptakiem, ale tylko w godzinach od do, po upływie których zaczynają jeździć nią bez przeszkód samochody. W czasie bycia deptakiem (w tym roku nie odgradzanym fizycznymi przeszkodami) również jeżdżą nią samochody, choćby radiowozy z komisariatu przy tej ulicy. Ogródkowe blokowanie rozszerza się, ostatnio na ulicę Węglarską, gdzie drewniane podesty sięgają już po stronie Zbrojowni niemalże linii krawężnika.
I tam jakoś nie przeszkadza to magistratowi. Zastanawiam się co będzie, kiedy ktoś zostanie potrącony przez samochód idąc jezdnią, bo chodniki zajęte. Co wtedy powie nam odpowiedni rzecznik odpowiedniej komórki magistratu?
Ależ Ewo, czegóż ty chcesz od tego śmietnika – toż on jest piękny po prostu 😉 A serio – z przykrością stwierdzam, że w naszym Mieście logiczne myślenie nie jest w modzie – i właściwie należałoby się cieszyć, że śmietnik nie stoi centralnie pośrodku chodnika… I wcale się bym się nie zdziwiła, gdyby nagle okazało się, że przesunięcie kosza do murku jest niemożliwe z powodów o wadze państwowej…
A lody z tej lodziarni i w tym dokładnie miejscu również wcinam oporowo, jak tylko mam takową możność – ale to tak, na marginesie 😉
”a to z powodu gromadzenia się na nich tzw. elementu” – a gdzie nasza (nie)sławna Straż Miejska tudzież monitoring , jak zwykle zakłada blokady i wlepia mandaty babciom za handel włoszczyzną z ogródka , meneli się boją no i oczywiście z nich nie ma zysku , smutna rzeczywistość .
I wczoraj w historię tę wpisała się przegrana w konkursie/ wyścigu 😉 na Europejską Stolicę Kultury. Ileż jeszcze trzeba kultury (nie tylko Kultury – przez duże K)! Ech…
przesuńmy Sołdka pod Wyspę Spichrzów , idealne miejsce 🙂 specjalnie dla Pani Ewy!