Ten wieczór, spędzony w klubie Parlament, był wyjątkowy z trzech powodów. Po pierwsze: God’s Own Prototype zagrali mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Po drugie: Blindead zaserwowali fanom parę utworów w wersji akustycznej. I po trzecie: Tides From Nebula zamienili się w trio.

Fot. Joanna "frota" Kurkowska

Wizyta na gdańskim festiwalu Narracje wciągnęła mnie na tyle, że wraz z koleżanką dobiegłyśmy do Parlamentu w momencie, w którym na scenie występowała już formacja God’s Own Prototype. I tu duże zaskoczenie – po całkiem przyjemnych koncertach, zawsze zostawiających niedosyt, teraz zabrzmieli bardzo mocno, z siłą, której zawsze tej kapeli brakowało. Następny koncert GOP już w ten czwartek w Desdemonie, a wizyta w Parlamencie tylko utwierdziła w przekonaniu, aby 22 listopada spędzić właśnie tam.

Zespół Blindead gościł już na iBedekerze:

Blindead nie dla głupków
Metropolia jest okey

Trzecie pojawienie się na łamach serwisu jest nie tyle nagrodą za konsekwencję i upór, ale też za chęć ubarwiania występów, które ewoluowały od całościowego odegrania ostatniego krążka „Affliction XXIX II MXMVI”, do odgrzebywania prawdziwych perełek z poprzednich wydawnictw. W końcu nic tak nie cieszy na blindeadowym koncercie, jak odegranie przepotężnie brzmiącej „Phaze II: Phenomena”- muzycznego walca – zgniatającego wszystko co napotka na swojej drodze, i tak pięknie wbijającego słuchaczy w ziemię.

Formacja zdecydowała się na dość odważny krok, czyli przerobienie części numerów (m.in. naszpikowanego emocjami „My new playground became”) na wersje unplugged, czyli popularnie mówiąc „bez prądu”. Co to oznaczało dla zebranych? Zmniejszenie dynamiki koncertu, gości specjalnych (Jerzego Mazzolla i Jana Galbasa) i nowe aranżacje, niekoniecznie oddające charakter oryginału. Ci, dla których było to jedno z niewielu spotkań z Blindead mogli być zadziwieni (i nie ma co ukrywać, lekko rozczarowani) brakiem mocy i skromnością akustycznych kawałków, ale na pewno wyszli z całego zajścia zaintrygowani. A o to właśnie w muzyce chodzi… Szkoda, że występ trwał tylko godzinę, ale na dłuższy koncert przyjdzie nam poczekać aż do 27 grudnia, kiedy to w gdyńskim Uchu ponownie zagości impreza X Mass Noize.

I na koniec największa niespodzianka – trzyosobowy skład Tides From Nebula. Jednego z gitarzystów rozłożyła poważna infekcja, ale jeżeli tak mają wyglądać koncerty osłabionych składów, to jestem na TAK. Warszawiacy poradzili sobie wprost fenomenalnie i nie było widać braków w składzie. Maciek Karbowski dosłownie dwoił się, operował zapętleniami i próbował zastępować nieobecnego kolegę, co wychodziło mu nadzwyczaj dobrze. Siła, z jaką odegrali „Sleepmonster”, jest godna pozazdroszczenia i szukając w pamięci, nie mogę natrafić na lepsze wykonanie tego numeru na żywo. Pięknie zabrzmiał „The Fall Of Leviathan”, wypełniając przestrzeń tak, jak zrobił to na płycie, za co podziękowania należą się akustykowi. W Parlamencie zdarzały się koncerty podczas których wszystko zlewało się w jedną masę. Bywało też, że wszystko brzmiało idealnie. Niedzielna uczta dla fanów ciężkiej muzyki gitarowej całe szczęście należy do tej drugiej kategorii.

Jeżeli chwilowe osłabienie potrafi nakręcić i zmobilizować jeden z naszych najlepszych muzycznych towarów eksportowych (tak, tak – polecam przejrzeć sobie z jakiej trasy panowie właśnie wrócili) do zagrania jeszcze lepszych koncertów, to aż strach się bać co będzie, kiedy Adam Waleszyński wróci do formy i ponownie dołączy do kolegów. Eksplozje wulkanów na pewno bywały spokojniejsze.

Tekst: Joanna „frota” Kurkowska 

Relacje z koncertów w Trójmieście