Dom Ferberów

Dom przy Długiej 28, dzisiaj zwykle nazywany „Domem Ferberów”, to obiekt niezwykły, w którym krzyżują się ludzkie losy, wielkość i upadek, wspaniałość i klątwa. To, co możemy oglądać dzisiaj pod tym adresem to powojenna rekonstrukcja, wojna obeszła się bowiem z domami patrycjuszy przy Długiej nader okrutnie. Jest to rekonstrukcja nader wierna, choć nie pozbawiona istotnego i rzucającego się w oczy błędu, jednak ukazuje siedzibę najpotężniejszego w Gdańsku złotego wieku rodu w kształtach bardziej przypominających oryginalne, niż to, co spłonęło i zawaliło się w 1945 r.

Historia kamienicy zaczyna się w roku 1560, kiedy to Constantin Ferber, syn Eberharda Ferbera, postanawia wznieść rodową siedzibę w kształtach odpowiadających najnowszej modzie architektonicznej, odzwierciedlających ponadto pozycję i bogactwo rodziny, a przy okazji troszeczkę i ferberowskie kompleksy. Eberhard był tak potężny, że zwano go „królem Gdańska”, choć był „tylko” jego burmistrzem. Podobnie burmistrzem był Constantin, który wsławić miał się w wkrótce nieustępliwością, sprawną dyplomacją i politycznym zwycięstwem w wojnie gdańsko-polskiej z 1577 r.

Taki właśnie człowiek kazał wznieść dla siebie dom, który jako jeden z pierwszych w Gdańsku zbudowany został w całości według szkoły manierystycznej. Tak właśnie powstał budynek, który rodzienie Ferberów służyć miał aż do 1786 r. – do dnia śmierci ostatniego jej przedstawiciela. Nie nazywano go jednak wówczas „domem Ferberów”, miał bowiem znacznie bardziej wpadającą w ucho nazwę, której źródłem była scena ukazana na wspaniałych odrzwiach, na której ukazano wypędzenie z raju Adama i Ewy.

Kamienica „Adam i Ewa” miała wkrótce stać się miejscem, z którym legenda połączyła co najmniej trzy bardzo istotne dla miejskiego krajobrazu opowieści. Pierwszą z nich była historia o dziecku, dziedzicu ferberowskiej fortuny i potęgi, chłopcu, który z okna kamienicy, trzymany przez niańkę, oglądał wspaniałą paradę towarzyszącą wjazdowi do Gdańska któregoś z królów. Gapowata niania zapatrzyła się, jak chce legenda, na jakiegoś szczególnie urodziwego młodzieńca z królewskiego orszaku i rozluźniła przeto chwyt ramion, którymi asekurowała stojące na parapecie dziecko. Nieszczęście tylko czekało na taką okazję. Chłopiec zachwiał się i runął z trzeciego piętra w dół prosto na przedproże. Uratować miał go kosz pełen kapusty ustawiony przez służącą na przedprożu, w którym bezpiecznie wylądował. Mimo że legenda milczy o formie tej kapusty, domyślać się należy, że kosz napełniony był jej liśćmi, lądowania bowiem w koszu pełnym główek kapusty nie skończyłoby się zapewne, nawet w legendzie, tak szczęśliwie.

Epitafium Ferberów w Bazylice Mariackiej

Zestawienie tej legendy z dekoracją epitafium Ferberów w Kościele Mariackim pozwala nam upatrywać w owym chłopcu kolejnego przedstawiciela rodu o imieniu Constantin, kontynuatora rodzinnej wielkości żyjącego w wieku XVII. Na jego epitafium ufundowanym mu przez brata, Johanna, do dzisiaj pyszniącym się dziesiątkami symboli w kaplicy św. Baltazara, widnieje u samej góry figurka spadającego dziecka. To właśnie ma być wspomnienie przerażającego, ale szczęśliwie zakończonego wypadku, który zgodnie z legendą miał mieć miejsce przy Długiej 28.

Kolejna legenda wiązała się z drzwiami, które nadały nazwę całej kamienicy. Miały być one efektem nieudanego seansu spirytystycznego, podczas którego wśród przywoływanych z zaświatów dusz znaleźć mieli się (jako pierwsi oczywiście) Adam i Ewa. Seans skończył się tragicznie, jego sponsor bowiem – będący jednocześnie właścicielem domu – nie przestrzegał zaleceń medium. Na pamiątkę tego wydarzenia. Na pamiątkę tego wydarzenia i ku przestrodze dla innych kazał wyrzeźbić scenę wygnania pierwszych rodziców z raju na drzwiach kamienicy.

Ponura legenda i scena ukazująca upadek pierwszych ludzi, stała się nie tylko źródłem kolejnej legendy, ale również obyczaju związanego z procedurą realizacji wyroków śmierci w Gdańsku. Oto prowadzony na Szubieniczą Górę skazaniec zatrzymywał się na moment na wprost symbolicznych drzwi, gdzie na oczach całego towarzyszącego mu w ostatniej drodze tłumu, głową łamano nad jego głową biały kij, symbolicznie kończąc w ten sposób jego egzystencję w miejskiej społeczności.

Kiedy Ferberowie wymarli budynek przez dłuższy czas był niezamieszkany. W.F. Zernecke pisał o nim w 1843 r. w sposób następujący:

Przez długie lata stał niezamieszkany i przez ludowy zabobon był uważany za siedzibę pokutujących duchów byłych właścicieli, które musiały pokutować za swoje grzeszne życie. Prawdopodobnie urzędujące tam sowy, puchacze, szczury i myszy grały rolę duchów. (…) Jednak najbardziej godne uwagi w opustoszałym domu jest to, że mimo całego zaniedbania nie zawalił się on ani całkiem, ani w części. *

Na zrekonstruowanej po wojnie fasadzie kamienicy zobaczyć możemy wspaniałą manierystyczną dekorację, pełną pilastrów, fryzów, popiersi i figur. Na attyce umieszczono trzy herby, w charakterystycznym dla Gdańska układzie. Są to godła Rzeczypospolitej, Gdańska i Prus Królewskich, które niestety, zapewne przez nieuwagę, zostały w trakcie odbudowy umieszczone niezgodnie z kanonem gdańskiej triady herbowej, przez co w centrum, zamiast herbu Rzeczypospolitej znalazł się herb Prus Królewskich. Szczegół ten nie wpływa jednak na wspaniałą harmonię całości założenia, które przypomina nam dziś o wspaniałych rodach, które rządziły kiedyś naszym miastem, wśród których rodzina Ferberów przez dłuższy czas zajmowała pozycję porównywalną z książętami włoskich republik kupieckich.

* Fragment pochodzi z dzieła „Cały Gdańsk za dwadzieścia srebrnych groszy”, które ukaże się niedługo nakładem wydawnictwa Yellow Factory.

Autor: Aleksander Masłowski